Zapraszamy w podróż pełną niespodziewanych zwrotów akcji, upadków fortun, ale też przemyślanych inwestycji. Zapraszamy do świata pachnącego drogimi perfumami i aromatami kuchni francuskiej.
Wystarczy być uważnym lub uważną. Bo codzienność nam tę uważność wyłącza. Nie widzimy bogactwa detali, stylów, nie przyjdzie nam do głowy rozszyfrowanie dat czy inicjałów na elewacjach. Też tak miałam, ale postanowiłam, że będę uważniejsza. Dzięki temu mogę przedstawić ułamek biografii najważniejszej ulicy Gleiwitz. Zapraszam więc w podróż pełną niespodziewanych zwrotów akcji, upadków fortun, ale też przemyślanych inwestycji. Zapraszam do świata pachnącego drogimi perfumami i aromatami kuchni francuskiej.
Zatrzymamy się przy kilku kamienicach, wybrałam je celowo, bo nie należą do architektonicznych celebrytek, jak chociażby Haus Oberschlesien (dziś siedziba urzędu miejskiego) czy Dom Tekstylny Erwina Weichmanna ( dziś siedziba banku). Ale stoją za nimi ciekawe historie. Zatem zapraszam do świata Karpego, braci Barasch czy rodu Haase.
Na początku były łąki...
... rozpięte między Kłodnicą, potokiem Wiedeńskim a Kanałem Kłodnickim. Które interesowały miejskich urzędników od dawna. Chcieli, żeby rozwijające się Gleiwitz miało coś więcej niż tylko ulicę, której daleko było do „nowoczesnych” założeń. Wizyty na łąkach i intensywne poszukiwania bezpośredniego połączenia rynku z dworcem przyniosły w latach 1875 - 1880 decyzję o wytyczeniu nowego traktu - Wilhelmstrasse, która w niespełna dekadę stała się głównym i najbardziej reprezentacyjnym miejscem w mieście. Nazwano ją na cześć cesarza Wilhelma I Hohenzollerna. Tego, który w 1871 r. zjednoczył Niemcy.
Dobry adres
Pierwsze budynki – siedziby banków oraz kamienice – powstawały przy Wilhelmstrasse w latach 80. i 90. XIX wieku. Od początku swego istnienia była to ulica znacząca, z prestiżem, taki dobry adres. To tu lokowały się restauracje i hotele, tu chcieli mieszkać przemysłowcy z Wrocławia, Berlina, Bytomia czy Katowic. Śledząc historię własności poszczególnych kamienic, widać mozaikę klas społecznych, zawodów i narodowości. Wilhelmstrasse ulubili sobie fabrykanci, restauratorzy, hotelarze, bankierzy, przedsiębiorcy i mistrzowie budowlani. Zachwycała, i nadal tak jest, bogactwem stylów i tendencji artystycznych w architekturze - od historyzmu, poprzez eklektyzm, neobarok, neogotyk, modernizm czy ekspresjonizmu.
W 1894 roku poprowadzono linię tramwajową, w latach 1908 - 10 położono nową instalację elektryczną, wodną i gazową, wprowadzono nowe nawierzchnie - kostkę granitową i kamienne płyty chodnikowe. Do roku 1904 na planach miasta widoczne są zabudowy ciągłe pierzei południowej (numery parzyste) i północnej (numery nieparzyste). Z wyłączeniem pewnej dużej działki rozciągającej się między dzisiejszymi ulicami Dolnych Wałów i Wyszyńskiego. Były to pięknie urządzone ogrody przy willi fabrykanta Oscara Caro. Nie mieszkał on jednak pod tym adresem zbyt długo, ledwie kilka lat. Po wyprowadzce z Gliwic do Jeleniej Góry, w 1906 roku, sprzedał miastu działkę z ogrodem. Część się zachowała, ale spory teren z ogrodów Caro zabudowano kamienicami. Między innymi tą z charakterystycznym obłym narożnikiem. To tam będzie się mieścił bank Drezdeński, sklep z wytworną męską odzieżą oraz (na piętrze) biuro i pierwsze służbowe mieszkanie radcy budowlanego Gleiwitz Karla Schabika (dziś jest tam drogeria Hebe).
Do lat 20. XX wieku stumetrowy odcinek od Rynku do przecięcia z Dolnych Wałów był ulicą Strzelecką.
Fedor Karpe – tu byłem
Zasłony, firany, chodniki, dywany (w tym linoleum), puch, poduszki, pierzyny, materace, koce, żelazne łóżka dla dorosłych i dla dzieci, a przede wszystkim bielizna – na stoły, łóżko i ciało. Ta lista to fragment ogłoszenia reklamowego firmy Fedora Karpego z jednej z gazet z 1929 roku. Ale po kolei.
Bądź widoczny i pracuj ciężko – taki slogan, czy raczej dewiza, liczyła się w jego rodzinie od zawsze. Biznes prowadził dziadek, ojciec i brat ojca Fedora w Ząbkowicach Śląskich. Specjalizowali się w tekstyliach, i z czasem stali się renomowaną firmą szyjącą koszule na miarę. Byli znani nie tylko na Dolnym i Górnym Śląsku, ale w całych Niemczech. Fedor Filipp Karpe urodził się 3 sierpnia 1872 r. w tychże Ząbkowicach, szybko wyuczył się na pomocnika ojca i wuja, ale podobnie jak wielu młodych w tamtym czasie, chciał otworzyć swój sklep, a może nawet stworzyć firmę.
Pewnie dlatego na początku XX wieku przyjechał do Gliwic i taki właśnie mały sklep z bielizną otworzył w pobliżu Rynku, przy Schützenstrasse (dziś to adres Matejki 1/Zwycięstwa 2). Biznes dobrze się rozwijał, Fedor sprowadzał ubrania z fabryk z głębi Niemiec, a część prac, na tyłach sklepu, wykonywali zatrudnieni przez niego krawcy. Po 1918 r. Karpe prosperował na tyle dobrze, że kupił kamienicę. Tę, w której znajdował się jego sklep, by w latach 20. przebudować go na nowoczesny dom handlowy.
Prace zlecił znanej gliwickiej firmie budowlanej Richarda Kobana (w swoim portfolio ten przedsiębiorca miał już wiele cenionych realizacji, m.in modernistyczny obiekt – Dom Tekstylny Weichmanna przy ulicy Zwycięstwa), a budowę rozpoczęto w 1927 roku. Rok później, w 1928 r., kamienica była gotowa. Funkcjonalistyczny budynek wkomponowano w historyczną zabudowę gliwickiej starówki. Podczas przebudowy skuto zdobienia, drewniane stropy zastąpiono żelbetowymi oraz dodano dwie kondygnacje. Na parterze powstały duże przeszklenia, bez których żaden nowoczesny dom handlowy nie mógł się wówczas obejść. Na ostatnich kondygnacjach powstały tarasy – urozmaicające bryłę budynku.
Dom Towarowy Fedora Karpe oferował produkty dla młodych małżeństw - od bielizny, ubrań dla dzieci, odzieży, po firanki, obrusy, pościel i tekstylia domowe. On sam był uznawany za potentata bieliźniarsko-pościelowego na Górnym Śląsku. W swoim gliwickim sklepie i szwalni zatrudniał wówczas ponad 100 osób. Prężnie rozwijające się przedsiębiorstwo boleśnie dotknęło dojście nazistów do władzy. Pod koniec lat 30. firmę Karpego zaryzowano, a dom towarowy przeszedł w ręce spółki GETEX (Gleiwitzer Textil Spezialhaus). Mimo tego, że pozbawiono go mieszkania (przejęte przez nazistów), firmy i pracy Karpe pozostał w mieście, a dom towarowy dalej często reklamowano jego nazwiskiem. Był bardzo związany ze swoją firmą. Do tego stopnia, że gdy wybito w sklepie szyby, poskarżył się on policji. Funkcjonariusze wyśmiali jego skargę, a potem kazali mu się rozebrać i biegać po rynku nago z wywieszoną tabliczką: „nie będę skarżył policji”.
Wiosną 1942 roku Karpe wraz z pozostałymi w mieście Żydami został wywieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz Birkenau. Tam zginął. Miał wtedy 70 lat. Wojnę przeżyła tylko jego jedyna córka Annie ( urodziła się w Gliwicach 9 stycznia 1904 r., po mężu przyjęła nazwisko Deutsch), po 1945 r. zamieszkała w Szwajcarii, w Lugano, gdzie zmarła 26 grudnia 1995 roku w wieku 91 lat.
Świątynia komercji
Gebr. Barasch. Bracia Baraschowie. Taki napis przez ponad 35 lat znajdował się na budynku pod dzisiejszym adresem Zwycięstwa 10.
Najstarszy gliwicki dom towarowy należący do Georga i Arthura Baraschów otwarto najprawdopodobniej w 1903 roku. I był on jednym z kilku działających na terenie Niemiec domów towarowych należących do rodzinnego biznesu.
Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć o wrocławskiej "świątyni komercji” i „pałacu towarów”, czyli Gebr. Barasch. Gesellschaft mit beschränkter Haftung. Breslau, Ring - dzisiejszym Feniksie, który od 1945 r. działa dalej jako dom towarowy.
Otwarcie Domu Towarowego braci Barasch było we Wrocławiu sensacją sezonu. Jeszcze podczas budowy na rusztowaniach rozwieszono olbrzymie fotografie, ukazujące inne domy handlowe, należące do firmy (także ten w Gleiwitz). Inaugurację działalności 4 października 1904 roku uświetnił bankiet na kilkaset osób, a także specjalnie na tę okazję przygotowany spektakl z udziałem gwiazd opery berlińskiej. Wnętrza sklepu tonęły w kwiatach. Sukces był olśniewający, publiczność nie mieściła się we wnętrzu, gazety prześcigały się w zachwytach.
Jak pisze w biografii wrocławskiego Feniksa Małgorzata Urlich-Kornacka:
"mieszkańcy Wrocławia przybyli na otwarcie jak na festyn miejski. Wychwalano bajecznie niskie ceny i bogaty asortyment poszczególnych działów. Podkreślano też wszechstronność oferty handlowej: Z tego kotła się nie tylko je, ale można dzięki niemu zaspokoić wszystkie potrzeby życiowe. I nie była to pusta fraza promocyjna, lecz trafne ujęcie polityki braci Baraschów, którzy określali swój dom towarowy jako lokal rozrywkowy (unser Etablissement). Ich obiekt handlowy był bowiem swoistym przedsiębiorstwem rozrywkowo-rekreacyjnym z lokalem gastronomicznym, atelier fotograficznym, ogrodem zimowym, biurem podróży, w którym można było kupić bilety na oferowane w mieście wydarzenia kulturalne. Baraschowie chcieli w ten sposób podnieść rangę swojego obiektu handlowego i sprawić, aby stał się placówką wspierającą i kreującą życie kulturalne miasta".
W Gliwicach ich dom towarowy nie był aż tak okazały, był natomiast w doskonałej lokalizacji – w narożnej kamienicy przy zbiegu Wilhelmstrasse i Dolnych Wałów. Parter i dwa piętra zajmowały pomieszczenia domu towarowego, na wyższych kondygnacjach znajdowały się mieszkania. Czy Georg i Arthur Baraschowie byli na otwarciu? Zapewne. Czy wizytowali swoją gliwicką filię? Na pewno do 1921 r. To tego roku obaj wyjechali do Berlina, by już stamtąd prowadzić interesy.
Georg (1866-?) i Artur (1872-1942). Obaj urodzili się w Ścinawie. Georg swój pierwszy sklep otworzył już w 1894 roku, w Górnej Bawarii, w Traunstein i był to pierwszy wielotowarowy żydowski sklep w tym mieście. Ten sklep, ale przede wszystkim polityka finansowa prowadzona przez Barascha (bardzo niskie ceny), spotkały się z oporem miejscowych handlarzy. Do tego stopnia, że w listopadzie 1894 podłożono bombę. Uszkodziła witryny, drzwi i zniszczyła część towaru, ale Georg nadal prowadził działalność. Co więcej, pod pozorem sprzedaży lokalu, obniżył ceny do minimum. Oczywiście sklepu nie sprzedał, a ogłoszenie o takim zamiarze okazało się chwytem marketingowym. Drugi z braci, Artur, był żołnierzem w I wojnie światowej, odznaczonym Krzyżem Żelaznym, masonem, mecenasem sztuki oraz współzałożycielem i przewodniczącym Związku Detalistów oraz Śląskiego Automobilklubu. W 1914 roku, wraz z bratem, opatentował okulary wojskowe z wymiennymi szkłami. Obaj byli wizjonerami i niezwykle skutecznymi handlowcami. Do Wrocławia, w 1900 roku, sprowadziły ich kamienice przy Rynku i śródmieściu. A konkretnie oferta Sachsa. Georg miał wówczas 34 lata, Artur – 28 lat. Mieli już plan – chcieli wykupić jak najwięcej działek (nie tylko zresztą we Wrocławiu, podobnie w innych miastach, w których lokowali swoje domu handlowe). Bracia szybko się bogaci i to pomimo krytyki oraz otwartej niechęci innych kupców. Których doprowadzała do szału polityka firmy Barasch, czyli bardzo niskie ceny towarów. W krótkim czasie - od 1900 do 1903 roku- bracia otworzyli sieć domów m.in w Bytomiu, Gliwicach, Katowicach, Królewcu, Magdeburgu i Nysie.
Ale to we Wrocławiu, w samym jego sercu, czyli w Rynku, zrealizował się ich największy projekt. Nad wszystkimi jego wersjami, a było ich w latach 1902 – 1904 aż cztery, czuwał ich autor, architekt Georg Schneider. Te wersje różniły się głównie detalami wykończeniowymi narożnej wieży oraz sposobem podtrzymywania szklanej kuli ziemskiej oraz proporcji dachów. Ostatecznie wybrano projekt, gdzie szklana kula podtrzymywana jest przez cztery sfinksy pokryte miedzianą blachą, a niebieski globus o średnicy 6,5 metrów miał być w nocy podświetlany światłem elektrycznym. Globus symbolizował globalne aspiracje braci Baraschów i przypominał klientom, że towary dostępne w sklepie pochodzą z całego świata. Oficjalne otwarcie wrocławskiego Warenhausu miało miejsce 3 października 1904 roku. Otwarciu towarzyszyła szeroka kampania reklamowa, dla której przygotowano specjalnie na ten cel opatentowany znak graficzny przedstawiający kulę ziemską z napisem „Barasch”, autorstwa grafika Heinricha Bussmanna. Cały dom towarowy oświetlało 2 tysiące żarówek i 350 lamp łukowych. Zaopatrzony był w system oddymiania i wentylacji. Do domu handlowego doprowadzono 51 linii telefonicznych, a o komfort klientów dbało 1000 pracowników i pracownic.
Po dojściu nazistów do władzy firmy Baraschów zaryzowano. Oni sami mieszkali już w Berlinie - Artur wraz z rodziną w willi z ogrodem zaprojektowanej przez Wilhelma Walthera, gdzie odbywały się koncerty młodych muzyków. Posiadłość musiał, pod przymusem, sprzedać w 1939 r. za zaniżoną cenę Franzowi Grossmanowi. Pozostały majątek Artura Barascha w latach 1941–1942 skonfiskowano, a jego oskarżono o oszustwa dewizowe i skazano na karę więzienia i grzywnę w wysokości 40 tysięcy marek. Kwotę zapłacił jego brat, ale mimo tego Artura wywieziono do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, gdzie zginął 6 listopada 1942 roku. Wojnę przeżyła jego żona i dzieci, syn Werner przez siedem lat tułaczki i ucieczek z obozów dla internowanych i obozu koncentracyjnego, w maju 1945 r dotarł do USA, do Filadelfii. Georg Barasch w okresie prześladowań wyjechał wraz z żoną Betty i synem Erichem do Szwajcarii, do Zurychu, a stamtąd do Ekwadoru, do Quito. Jego córka wraz z rodziną uciekła do Nowego Jorku.
Architekt prowadzi piwiarnię
W narożnej kamienicy u zbiegu ulic Wilhelma 44 i Fabrycznej (dzisiejszy adres Zwycięstwa 56) mieściła się piwiarnia firmowa wrocławskiego browaru Haasego o nazwie „Zum echten Radeberger”.
Z inicjatywą uruchomienia lokalu firmowego wystąpił właściciel nieruchomości, architekt Paul Bache. W piśmie do władz ze stycznia 1903 roku dowodził, że już od dłuższego czasu nosił się z takim zamiarem, ale nie mógł znaleźć kandydata do jego prowadzenia na odpowiednim poziomie. Jak pisze w swoim opracowaniu o przedwojennych lokalach Małgorzata Kaganiec, dodatkowym atutem, zdaniem wnioskodawcy, było korzystne usytuowanie w pobliżu dworca kolejowego. Wniosek poparł też właściciel wrocławskiego browaru. Przeszkodą, którą po kilkumiesięcznych staraniach udało się pokonać, była duża ilość piwiarni różnej kategorii w sąsiedztwie. Szefem lokalu został Paul Sommmer, ale był nim bardzo krótko. Bache wystarał się bowiem o koncesję dla siebie. „Lokal składał się z dużej narożnej sali restauracyjnej z oknami na Wilhelmstrasse, druga, mniejsza sala miała okna od strony Fabrycznej. Pomiędzy obu salami był pokój bufetowy a od podwórza zaplecze kuchenne i sanitarne. Wystrój wnętrza w tzw. stylu monachijskim wzorowano na firmowej piwiarni wrocławskiej. W lutym 1905 roku kamienica wraz z lokalem przeszła w ręce wrocławianina Hermanna Kloske, który poszerzył asortyment napojów o piwo kłodzkie, likiery i lemoniadę. Sam lokal został poszerzony o dodatkową salę restauracyjną powstałą z likwidacji znajdującego się obok sklepu” - czytamy w opracowaniu Kaganiec. W listopadzie 1913 roku kamienicę wraz z lokalem nabyła Babetta Rother, poprzednio właścicielka lokalu w hucie Laury. Przez kilka lat prowadziła lokal osobiście. A od 1919 roku do lat 30. właścicieli piwiarni było kilku.
Wilhelmstrasse zmienia się w Zwycięstwa
Jeszcze w latach 60. i 70. XX wieku jedna z najpiękniejszych dziewiętnastowiecznych ulic w Polsce miała się całkiem nieźle. Wyrugowano wprawdzie wszystko, co niemieckie, ale w dawnych sklepach, restauracjach, drogeriach, dalej były... sklepy, restauracje i drogerie, tyle że z polskimi szyldami. Cieszyły oko charakterystyczne markizy, przemyślane aranżacje witryn, neony, zaś rytm ulicy wyznaczał tramwaj. Powolna śmierć Zwycięstwa rozpoczęła się wraz z transformacją lat 90. Coraz mniej liczyła się spójność historyczna i architektoniczna, o których, z różnych względów, nie chciano pamiętać. Coraz łapczywiej patrzono na frontony kamienic, widząc w nich przede wszystkim dobrze zarabiającą powierzchnię reklamową. Duch nowych czasów przywiał na Zwycięstwa przede wszystkim banki. Obrazu upadku dopełniła likwidacja tramwaju - ulica straciła charakter i z prestiżowego miejsca stała się takim bez wyrazu.
Przez prawie trzy dekady miasto nie miało pomysłu na ożywienie ulicy, choć takie koncepcje pojawiały się niemal w każdym programie wyborczym urzędujących prezydentów. Od kilku lat społecznicy wielokrotnie podnosili kwestię koniecznych zmian. Trzeba było odczarować Zwycięstwa i zwrócić ją mieszkańcom. Czy tak się stanie? To już pytanie do nowych władz. Być może w 2025 r., na 150. urodziny ulicy sprawią nam niespodziankę, a jeśli nie, to chociaż pomyślą o tym, jak upamiętnić znane osoby z nią związane i jak przywołać historię wielu znaczących kamienic.
Małgorzata Lichecka
Bibliografia
Renowacje i zabytki, nr 2, 2018 r.
Gliwice znane i nie znane, tom I, Muzeum w Gliwicach,
Małgorzata Kaganiec Gliwickie lokale przed 1945 r. w Rocznik Muzeum w Gliwicach
O miłości, życiu i śmierci. Opowieści o Żydach w Gliwicach, Muzeum w Gliwicach 2016 r.
Komentarze (0) Skomentuj