Na zamknięcie i rekultywację wysypiska w Zaolszanach pod Pyskowicami potrzeba, w przybliżeniu, góry pieniędzy. Ile dokładnie – nie jest pewne. Do niedawna mówiło się o 15 mln zł.
Te wyliczenia już nieaktualne. Nowe szacunki to 19 mln. Co nie znaczy, że na tym koniec. Po zakończeniu prac może wyskoczyć cena jeszcze wyższa.
Do wysypiska odpadów komunalnych w Zaolszanach przylgnęła łata tykające bomby ekologicznej. Niestety – zasłużenie. Na przełomie 2014 i 2015 roku trafiły tam góry śmieci niewiadomej ilości i takiegoż pochodzenia. Wypełnione po brzegi ciężarówki wjeżdżały w sytuacji, gdy wysypisko właściwie powinno być zamknięte. Nie spełniało warunków Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów, które uprawniają do przyjmowania śmieci komunalnych. Zaniedbania sprawiły, że czasze wysypiska wypełniło morze odcieków – brei, utworzonej przez wody opadowe, które zetknęły się z nieczystościami.
W obecnym stanie miejsce stwarza zagrożenie dla przylegających pól uprawnych oraz ewentualnych ujęć podziemnych w okolicy. Za bliską katastrofie ekologicznej sytuację bezpośrednio winę ponosi firma, która w tamtym czasie dzierżawiła obiekt. W następnej kolejności spółka Eko – fol II w likwidacji, która posiada składowisko w eksploatacji. W dalszym planie odpowiedzialność dzielą dwa wojewódzkie fundusze ochrony środowiska, z Opola i Katowic, do których należy zbankrutowana firma Eko – fol II.
W najmniejszym stopniu zawiniła gmina, ale to ona została z problemem. Władze Pyskowic od kilku miesięcy działają na rzecz zmiany tej sytuacji. W sprawę, ze względu na wagę zagrożenia środowiskowego, włączył się marszałek województwa. To do niego należy decyzja o zamknięciu i rekultywacji składowiska, która otwiera drogę do tzw. wykonawstwa zastępczego – ponieważ gospodarz wysypiska, spółka Eko – fol II, ma pustki w kasie, gmina gotowa jest go wyręczyć i przejąć obowiązek zabezpieczenia.
Miasto również nie ma potrzebnych do tego pieniędzy. Trzecim uczestnikiem rozmów jest Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Złożył już obietnicę, że pokryje wszystkie koszty rewitalizacji.
- Wysypisko, choć formalnie wciąż czynne, od ponad roku trzyma się prawa i nie przyjmuje śmieci. Warunkiem zakończenia jego działalności jest usunięcie odcieków oraz dokonanie rekultywacji trzeciej, od dawna już nieczynnej, i czwartej, pozostającej w eksploatacji, kwatery – tłumaczy Mirosław Tomczak, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska UM Pyskowice.
Bomba tyka. Niewykluczone nawet, że już sieje destrukcję. Ekspertyza związana z postępowaniem marszałkowskim wykazała bowiem możliwą perforację foli zabezpieczającej pod jedną z kwater. Jeżeli to prawda, skażenie grozi gruntom w obszarze oddziaływania składowiska.
- Na alarm jest jeszcze za wcześnie. Będzie na to czas, jeżeli niepokojące wyniki zostaną potwierdzone kontrekspertyzą – uspokaja Tomczak.
Ile potrzeba na unieszkodliwienie wysypiska? Wstępne szacunki przewidywały, że koszty zamkną się w kwocie 15 mln zł. Ekspertyza, o której wspomina naczelnik, mówi już o 19 mln. Tomczak zastrzega, że wyliczeń nie należy traktować inaczej, jak przymiarek. Końcowa kwota może wyjść nawet ponad tę granicę, ale może też zatrzymać się dużo bliżej. Na szczęście dla miasta są spore szanse, że koszty nie staną się jego zmartwieniem. Powód do bólu głowy będą miały za to władze WFOŚiGW w Katowicach. Po części – na własne życzenie.
(pik)
Komentarze (0) Skomentuj