Gliwice huczą od dyskusji na temat wydarzeń politycznych ostatnich dni. Ujawnienie list kandydatów Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza i Koalicji Obywatelskiej pokazało, że liczą się doraźne interesy polityków z Warszawy.
Roszady już spowodowały falę krytyki – można się spodziewać, że wiele osób nie pójdzie na wybory. Na pewno straci na tym Koalicja Obywatelska, która posunęła się za daleko w kreowaniu lokalnej polityki. Straci też ugrupowanie prezydenta, ale przede wszystkim ci, którzy zaufali politykom.
Wytnij/wstaw
Lokalne struktury Nowoczesnej i Platformy przez ostatnie miesiące negocjowały miejsca na listach w ramach powołanej na szczeblu krajowym Koalicji Obywatelskiej. Nie było to łatwe, ale ostatecznie udało się ustalić ich kształt, miejsca, zebrano też podpisy poparcia. Następnie, zgodnie z procedurami, dokumenty przekazano pełnomocnikowi wyborczemu, który miał je złożyć w Państwowej Komisji Wyborczej.
Ale poseł Borys Budka i posłanka Marta Golbik zmienili kandydatów na listach. Wstawiono nowych, a ci, którzy byli na nich przedtem, o roszadach dowiedzieli się dzień po rejestracji. Wtedy, gdy już nic nie można było zrobić. W ten sposób wyeliminowano osoby niewygodne oraz uniemożliwiono im kandydowanie z innych list.
- Naruszono nasze konstytucyjne prawo - tak widzą te posunięcia społeczniczki Katarzyna Janus, Natalia Wójcik i Ewa Lutogniewska, których nazwiska usunięto.
Nowocześnie wystawieni
Dominik Dragon, radny klubu PO, dostał na przykład SMS od pełnomocnika partii z krótką informacją, że nie ma go na liście. Jana Pająka, radnego KdG, powiadomiono mailem.
- Nawet nie mieli odwagi zadzwonić – mówią obaj. Wiele osób naiwnie sądziło, że wciąż są na listach, bo przecież takie były ostateczne ustalenia. Dopiero 21 września o ich nowym kształcie, oficjalnie, poinformował poseł Budka.
- I co? Zamiast dyskusji i krytycznych głosów większość siedziała potulnie, o nic nie pytając. Z wyjątkiem kandydatek z Ośrodka Studiów o Mieście Gliwice, które z listy wycięto. One miały mnóstwo wątpliwości – mówi osoba obecna na zebraniu. Wątpliwości dotyczyły przede wszystkim sposobu działania posłów.
- Mogli to zrobić kulturalnie, z poszanowaniem naszej przedwyborczej pracy. Ale wtedy trzeba spojrzeć w oczy. A na to już ich nie było stać – mówi Natalia Wójcik z OSOM.
Gliwicki grudzień 2017. Zagrożenie dla układu
Podczas pamiętnego zebrania wyborczego w lokalnym kole PO doszło do personalnych przepychanek. Poseł Budka zaproponował zmiany w zarządzie, faworyzujące jego żonę. Liczył, słusznie, na poparcie części działaczy. Być może posłowi by się udało, gdyby nie opór grupy radnych, m.in. Dominika Dragona i Zbigniewa Wygody. Już wtedy dochodziły do nich informacje, że Warszawa układa się z prezydentem miasta, a zarząd krajowy partii patrzy na to przychylnym okiem, bo bardzo chce w wyborach samorządowych przeciągnąć na swoją stronę prezydentów bezpartyjnych.
- Grudniowe wybory były dla nas sygnałem, że coś może pójść nie tak i będziemy musieli położyć głowę pod topór. Ale nie chcieliśmy tego i dlatego potrzebna była zmiana na stanowisku przewodniczącego – opowiada jeden z uczestników tamtego posiedzenia. Budka był szefem gliwickiej PO tylko z nazwy. Praktycznie na spotkania z kolegami z klubu nie miał czasu.
- Nic się nie działo, dlatego chcieliśmy to zmienić – Wygoda, nowy szef gliwickiej PO uważał, że miał dobry pomysł na nowe otwarcie. Ale się zdziwił.
Ręka rękę... ściska
- Myślałem, że śnię, kiedy zobaczyłem to zdjęcie w internecie – mówi nasz rozmówca z gliwickiej PO. Nie chce występować pod nazwiskiem, bo obawia się konsekwencji. Mowa o pamiętnym spotkaniu na skwerze za urzędem miejskim. Posłowie Koalicji Obywatelskiej, Zygmunt Frankiewicz i Renata Caban, szefowa Nowoczesnej, ściskają sobie ręce w chwilę po oświadczeniu o udzieleniu poparcia prezydentowi Gliwic. O tak istotnym spotkaniu „zapomniano” poinformować Wygodę.
- Co miałem zrobić? To się działo ponad naszymi głowami. Zażądałem wyjaśnień od koalicjanta i władz krajowych partii, ale do dziś ich nie otrzymałem. To, co się potem rozegrało, łącznie z tworzeniem nowych list, jest karygodne – tłumaczy Wygoda.
Bomba w komitecie, czyli jak ludzie znikali z list
17 września na pewno zapisze się dla Koalicji Obywatelskiej w Gliwicach jako sądny dzień. Ujawniono, że istniały dwie listy. Tę, którą otrzymała Państwowa Komisja Wyborcza, przygotowano w ostatniej chwili. O tym, jak wielki to był pośpiech, świadczy fakt, że KO zarejestrowała listy najpóźniej ze wszystkich komitetów.
Katarzyna Janus z .Nowoczesnej uważa że zachowanie posłów PO jest niedopuszczalne i haniebne. - Nieuczciwe nie tylko wobec kandydatów, własnych struktur i koalicjanta, ale przede wszystkim wobec gliwiczan, którzy podpisali listy poparcia dla konkretnych osób. To gliwiczanie powinni wybrać, na kogo chcą głosować i kto ma ich reprezentować. Na tym polegają demokratyczne wybory – komentuje. Jej zdaniem, przykre jest, że osoby na co dzień nieobecne w Gliwicach ingerują w kształt wspólnie wypracowanych list i usuwają z nich ludzi cieszących się dużym poparciem oraz zaufaniem mieszkańców.
- To sprzeczne z wartościami, których cały czas bronimy i które były też podstawą stworzenia Koalicji Obywatelskiej. Postawa posłanki Golbik i posła Budki pokazała, że nie liczą się z nikim. Ani z własnymi strukturami, ani z koalicjantem, ani z wyborcami. Choć w przypadku posłanki to nie pierwszy raz, gdy pokazała swój stosunek do wyborców – Janus nie zgadza się z takimi praktykami i dlatego zrezygnowała z kandydowania. Podkreśla jednak, że pomimo ingerencji posłów Platformy, na listach zostało kilka wartościowych i pracowitych osób. Swoją energię, czas i zaangażowanie zamierza teraz przeznaczyć na ich wsparcie. - Mam nadzieję, że zasilą radę miasta oraz wprowadzą nową jakość w lokalnej polityce – dodaje.
Radny punktuje
- Myślę, że scenarzyści tej politycznej betoniarki są z siebie zadowoleni. Wszystko poszło tak jak chcieli – Kajetan Gornig od miesięcy obserwował ruchy na scenie politycznej. Jest samorządowcem od ponad dwunastu lat, zna bardzo dobrze problemy miasta i mieszkańców, ma na koncie wiele interpelacji. Nie należy do PO, ale jest w klubie radnych tego ugrupowania.
- Nie można mieć pretensji do gliwickich samorządowców, że chcą realizować swoje cele. Borys Budka bardziej związany z Zabrzem ustawił samorząd w Gliwicach, sam mając plany poselskie w Katowicach, a Zygmunt Frankiewicz, broniąc samorządu przed Warszawą, poprosił ją o pomoc w rozprawieniu się z opozycją. Ot, bigos wyborczy: wygra ten, kto jest bardziej skuteczny w ustawkach i kuluarowych rozgrywkach. Demokracja to tylko wisienka na torcie – wyborca zagłosuje na tego, któremu politycy pozwolą startować - komentuje Gornig, który także został z list KO wyrugowany.
Lincz na społecznikach
Dragon ochłonął po emocjach, ale długo będzie myślał o tym, co się stało. - Jestem w samorządzie dwanaście lat i dotąd nie spotkałem się z taką sytuacją. Nazwę ją po imieniu: poseł Budka z żoną i Martą Golbik przeprowadzili pucz – mówi.
Informację o tym, że nie ma go na liście kandydatów, Dragon otrzymał w poniedziałek, 17 września około godziny 19.00. Rejestrację zamykano o północy, nie miał więc szans na jakikolwiek ruch. Już od jakiegoś czasu umawiał się z pełnomocnikiem komitetu na rejestrację, ale wciąż przesuwano termin. To wzbudzało nerwowość, bo chciano ruszać z kampanią, a nic nie było wiadomo. Do ostatniej chwili biegano, zbierając podpisy pod listami. - Ależ byliśmy naiwni - dodaje radny.
Sytuacja gliwickiej Koalicji Obywatelskiej była trudna, bo Platforma wszystko ustalała z koalicjantem.
- Nowoczesna chciała dużo, PO miała swoich, których nie chciała tracić. Co chwilę wybuchały kryzysy, bo ktoś rezygnował. Ciężko pracowaliśmy i w końcu udało się na listach zebrać wartościowych ludzi. Działających od lat, z doświadczeniem i osiągnięciami, także młodych i kreatywnych. Po czym wrzucono granat i wszystko pozmieniano. W świecie polityki takie zachowania uznawane są za nieprzyzwoite. Poseł Budka poinformował nas, że zmian dokonał zarząd krajowy. Oczywiście, zgodnie ze statutem może to zrobić, ale ja tej uchwały nie widziałem - wyjaśnia Dragon.
Przygotowując się do kampanii, wypisał najważniejsze sprawy, które udało mu się przeprowadzić. Na przykład bezpłatne miejsca parkingowe dla niepełnosprawnych, rowery miejskie (to był pomysł Dragona!), opłaty za śmieci liczone od osoby .
- Reprezentowałem mieszkańców i dbałem o interes miasta, nie interesowało mnie, czy narażę się prezydentowi. Teraz Warszawa, rękami posłów Budki i Golbik, pokazała, jak wiele dla Platformy znaczą prawdziwi samorządowcy, demokracja i praworządność. Zabawy i polityczne układanki to jedno, potem trzeba iść do ludzi i wygrać wybory – mówi Dragon.
Bo radny wulgarny to był
Oficjalnym powodem nieobecności na listach KdG Jana Pająka było niedopełnienie formalności. Ale przecież to radny związanym z Koalicją od lat. Wydaje się więc, że prawdziwym powodem wykluczenia była jego obywatelska aktywność i punktowanie urzędników.
W pewnym sensie potwierdza to oświadczenie komitetu wyborczego KdG. Czytamy w nim m.in. :
(...) Klub radnych Koalicja dla Gliwic i związane z nim środowisko, skupione między innymi wokół Stowarzyszenia Gliwicka Inicjatywa Obywatelska, gromadzi ludzi o różnych poglądach, którzy chcą i potrafią działać razem dla dobra Gliwic, mimo dzielących ich różnic. To wspólne działanie jest bardzo ważne, bo tylko działając razem, możemy być skuteczni jako radni.
Radny Pająk od długiego czasu swoimi wypowiedziami wskazywał, że nie po drodze mu z Koalicją dla Gliwic i z prezydentem miasta. Nie możemy i nie chcemy dalej firmować sposobu działania radnego Pająka. Praca w radzie jest pracą zespołową, jeżeli ktoś woli jednak działać jako skupiony na sobie solista, to sam wybiera inną drogę. Nie chcemy przede wszystkim autoryzować stylu, w jakim postanowił działać radny Jan Pająk, jego obraźliwych i wulgarnych pism kierowanych do urzędu, poniżania ludzi.
Dodatkowo, w trakcie bezpośrednich przygotowań do zarejestrowania list kandydatów do rady, nie uczestniczył w obowiązkowych spotkaniach, pomimo potwierdzonych powiadomień, a także nie dostarczył koniecznych informacji, potrzebnych do rejestracji dokumentów wyborczych. Nie angażował się w zbieranie podpisów poparcia dla list komitetu wyborczego oraz kompletnie nie interesował się kompletowaniem kandydatów na listę wyborczą w swoim okręgu. Przez ostatnich kilka tygodni nie interesował się sprawami wyborów i nie kontaktował się ze sztabem wyborczym.
Ponieważ dochodzą do nas głosy, że sprawa rzekomo złego potraktowania Jana Pająka zaczyna żyć swoim życiem, a nie chcemy być gołosłowni, to jako przykład zachowań radnego Pająka niech posłuży tylko jeden cytat z pisma z lipca tego roku, kierowanego przez niego do jednej z urzędniczek: „Co obchodzi K…… (chodzi o nazwisko – przyp. red.), kogo jest słup i oprawa oświetlenia ulicznego.” Takie postępowanie jest nie do przyjęcia. Jest sprzeczne między innymi z kulturą polityczną, jaką w ciągu lat udało się nam wypracować w gliwickiej radzie miasta.
Biorąc to wszystko pod uwagę, KWW Koalicja dla Gliwic Z. Frankiewicza podjął decyzję o nieumieszczaniu Jana Pająka na liście kandydatów.
Jasiu, murem za tobą Sośnica
Kiedy idzie na zakupy, na spacer czy mecz, ściska po drodze wiele rąk. Od lat jest najbardziej rozpoznawalną osobą w dzielnicy. Ludzie lgną do niego, bo jest stąd. Swój człowiek, nie wywyższa się, rozumie, doradzi, pomoże. Udowadniał to przez wiele lat, reprezentując w radzie nie siebie, a mieszkańców.
Pająk jest na rencie, ma sporo wolnego czasu, dlatego bardzo uważnie przygląda się każdej trafiającej do niego sprawie. No i tak łatwo się nie poddaje. - I to pewnie mój gwóźdź do trumny – Pająk uważa, że radni nie są od tego, by siedzieć cicho. Ale ta jego aktywność była nie w smak klubowym kolegom, a przede wszystkim prezydentowi.
Radny z Sośnicy od lat startował z Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza. - Pewnie wzięli mnie dlatego, że na moich plecach do rady dostawało się wiele osób – Pająk już od jakiegoś czasu czuł, że patrzą na niego krzywo. Ba, upominają. Grzecznie, lecz stanowczo. W stylu: „może byś, Jasiu, zastanowił się, czy chcesz tak głosować”. Bo nie krył, że nie podobają mu się rozwiązania podwyżek za śmieci, walczył o kopalnię, kartę mieszkańca, szynobus dla Sośnicy. Wykazując nielogiczne odpowiedzi urzędników. Przebił się przez tysiące pism, wysłał tysiące odpowiedzi. Szczególnie mieli go dość w wydziale gospodarki nieruchomościami i ZDM.
- Usłyszałem kiedyś, że dadzą tam na mszę, żebym tylko nie dostał się do rady. Już nie muszą – Pająk uznaje boksowanie się z urzędnikami za chleb powszedni radnego.
Od lat czuł się w klubie obco. Niedobrze. Niby z nim rozmawiano, ale jakoś tak dziwnie, traktując z pobłażaniem. Niektórych pewnie śmieszyło jego zaangażowanie.
- Ale ja nie umiałem być tak nieszczery, za to byłem do bólu lojalny. Za tę lojalność podziękowano. Nie tędy droga, tak się ludzi nie załatwia – radny uważa, że wykreślenie go z listy to policzek dla mieszkańców.
W radzie miasta jest od 12 lat, złożył ponad tysiąc interpelacji, podczas wyborów, jako jedynka z Sośnicy, zebrał około 1500 głosów – był więc zdecydowanym liderem. W plebiscycie Portalu Samorządowego został wybrany Najlepszym Samorządowcem – Radnym. W jego domowym biurze nagromadziło się wiele papierów, dotyczących spraw załatwionych i tych, które załatwienia się już pewnie nie doczekają. Spakował je w kartony - na razie doliczył się sześciu wielkich pudeł.
- Zwyciężyłem, bo mówiłem prawdę. Gdybym był lizusem, dostałbym kopniaka od mieszkańców. Odchodzę z podniesioną głową - mówi.
Koalicja, w oficjalnym komunikacie ogłoszonym na swoich stronach, wytyka radnemu arogancję i ignorowanie przepisów wyborczych.
Pająk: - To nie tak! Przecież nie jestem w klubie nowicjuszem, znają mnie i dotąd nie było problemów proceduralnych. Nagle okazało się, że wszystko dzieje się poza mną, że polują na moją nieuwagę. Przecież, drodzy klubowi koledzy, byłem na wrześniowym spotkaniu, złożyłem oświadczenie lustracyjne, nawet zdjęcie wyborcze mi zrobiono, a teraz wszyscy udają, że nie dopełniłem procedur. Ale to był dobry pretekst, żeby się mnie pozbyć. Nikt mi w twarz nie powiedział, że nie będę kandydował, choć czułem, iż mnie już nie chcą - radny Pająk wierzy w sprawiedliwość. I w to, że ludzie w końcu przejrzą na oczy.
Małgorzata Lichecka
PS W sobotę, 29 września opublikujemy wywiad z posłem Borysem Budką.
Komentarze (0) Skomentuj