Trwa śledztwo w sprawie śmierci 27-letniego pseudokibica Concordii Knurów. Wyszło na jaw, że postrzelony podczas zamieszek mężczyzna był pijany.
Kibice udzielają pomocy rannemu koledze, a policja, która go zraniła, nie robi nic, tylko patrzy. Taka informacja obiegła Gliwice za pośrednictwem jednego z portali. Był nawet dowód rzeczowy. Film. Rzeczywiście, widać na nim, że mundurowi stali, a kibice ratowali.
Minęło kilka godzin i portal zamieścił film inny. Najwyraźniej dostarczony przez kogoś, kto nakręcił całość, nie urywek. Wraz z filmem – nowe światło na wydarzenia. Policja udzielała jednak pomocy rannemu, a jego koledzy w tym czasie rzucali w funkcjonariuszy kamieniami i petardami.
Czasem lepiej poczekać, nim rzuci się kalumnię.
Nie żyje! Idziemy ich zabić!
Przypnijmy - chodzi o zamieszki na meczu Concordii Knurów z Ruchem Radzionków. Podczas policyjnej interwencji jeden z pseudokibiców, który wtargnął na boisko, został postrzelony gumowym pociskiem z broni gładkolufowej. Ranny mężczyzna zmarł. Doznał wewnętrznego krwotoku – tak wykazała sekcja zwłok. Kiedy trafił na izbę przyjęć knurowskiego szpitala, był w stanie śmierci klinicznej. Zabrano go na blok operacyjny, próbowano zatamować krwotok. Nie udało się.
Informacji o śmierci policja i szpital nie chcieli przekazywać od razu, o co rodzina zmarłego miała potem pretensje. Działanie to jednak było uzasadnione: bezpieczeństwo. W chwili reanimacji pod szpitalem zgromadziło się wielu wściekłych pseudokibiców, obawiano się zamieszek. I jak się okazało, obawy były słuszne. Kiedy wiadomość o zgonie przedostała się do kiboli, ci stanęli na schodach szpitala z rykiem „nie żyje” i „trzeba ich zabić”. Ich, czyli policjantów.
Pod szpitalem było ponad stu pseudokibiców. Świadkowie twierdzą, że widzieli czerwony od rac tłum, a z tej czerwieni lecące kamienie. Z tak przyjaznym nastawieniem kibole przyszli pomóc lekarzom w reanimowaniu „brata-kibica”. Zresztą, kilku z nich waliło w drzwi podczas reanimacji. Inni chuligani zatrzymali przed szpitalem jadącego na pomoc chirurga. Płonącymi racami, brukową kostką i butelkami zaatakowali z kolei broniących bramy szpitala policjantów. Kilku mundurowych oblano benzyną. Kilkunastu policjantów zostało rannych. Tłum na terenie szpitala szalał. Efektem stłuczone szyby, zniszczone dachy i elewacja. W tym czasie w placówce przebywali ludzie ciężko chorzy, także umierający, odbierano porody...
Okupacja komisariatu
Zarząd szpitala już zapowiedział, że będzie domagał się od sprawców zwrotu kosztów naprawy zniszczeń. Miejmy nadzieję, że domagać będzie się i państwo, za zniszczenia knurowskiego komisariatu oraz radiowozów. Bo podatnicy mają już dość płacenia za chuligańskie wybryki.
A komisariatowi się dostało. Od soboty do poniedziałku teren przed siedzibą policji wyglądał jak poligon. Bandyci obrzucali budynek i samych funkcjonariuszy koktajlami Mołotowa, substancjami łatwopalnymi, kamieniami, prętami, kwietnikami oraz – tradycyjnie – brukową kostką. Policja broniła się pałkami, miotaczami gazu i bronią gładkolufową. Apelowała przy tym do mieszkańców, by nie pojawiali się w miejscu działań.
Niestety, ciekawość zwyciężyła. Jeden z pracowników knurowskiego szpitala osobiście wypędził z miejsca zdarzeń dziadka z dwojgiem wnucząt. Jedna z matek, wykorzystując obecność mediów, poskarżyła się dziennikarzom, że jej 17-letni synek został zraniony przez policję. Taką samą gumową kulą, od jakiej zginął „kibic”. Pytania, co nastolatek robił w centrum zamieszek, nikt matce nie zadał. Okazało się, że zranienie, jakie miał chłopak, pochodziło nie od gumowego pocisku, a kostki brukowej. 17-latek dostał więc od kolegów zadymiarzy.
Mor-der-cy!
Tak skandowali pseudokibice pod komisariatem w czwartek, w dzień pogrzebu kolegi. Przyjechało na niego około tysiąca osób z różnych stron Polski. Na cmentarzu było spokojnie. Pokojowo przebiegł też marsz do centrum miasta. Głośno zrobiło się dopiero przed komisariatem. W stronę uzbrojonych policjantów poleciały wulgaryzmy. Takie nie do powtórzenia. Obraza funkcjonariusza na służbie.
Policja zatrzymała kilkudziesięciu zadymiarzy i wyłapuje ich nadal. Są też pierwsze decyzje prokuratorów i sędziów. Tymczasowe aresztowania, policyjne dozory i poręczenia majątkowe. Cały czas śledczy analizują materiały filmowe i fotograficzne. Trwają prokuratorskie śledztwa. Jedno w sprawie użycia broni przez policjantów, drugie – zamieszek spowodowanych przez kibiców.
Niech pan nie karze policjantów
Z punktu widzenia działań policji akcja na stadionie przebiegła wzorcowo, bo zapobiegła burdzie z fanami drużyny przeciwnej. Działania funkcjonariuszy chwalił w mediach były antyterrorysta Jerzy Dziewulski. Dokładnie sprawę przeanalizował i stwierdził, że winna była nie policja, a sami kibice. Dziewulski powiedział nawet, że jest zaskoczony, iż na czwartoligowym meczu funkcjonariusze dopełnili absolutnie wszelkich procedur i zachowali się modelowo. Ba, chętnie uściskałby rękę dowódcy oddziału.
Z kolei za obronę placówki medycznej policję chwali Michał Ekkert, prezes szpitala w Knurowie. Jego zdaniem, mundurowi stanęli na wysokości zadania. Dużo słów poparcia wpłynęło na skrzynkę mailową komendanta miejskiego w Gliwicach od zwykłych ludzi. Jeden z mieszkańców prosił nawet, by nie karać policjantów, którzy strzelali. Widać społeczeństwo ma już dość stadionowych chuliganów.
To nie stadion, tylko ruina
Tak o obiekcie Concordii Knurów wypowiada się jeden z policjantów. I rzeczywiście – trybuny są w stanie opłakanym. Łatwo tu na przykład wyrwać ławkę i zrobić z niej amunicję na piłkarzy, kibiców czy policję. Tak się złożyło, że na feralnym meczu obecny był Krzysztof Hermanowicz, delegat Śląskiego Związku Piłki Nożnej, kierownik do spraw bezpieczeństwa na stadionie Ruchu Chorzów. Jego notatka ze spotkania jest druzgocąca.
Zdaniem Hermanowicza, miejski obiekt wymaga gruntownej modernizacji. Bo na przykład sektory się kruszą, a zadaszenia są zagrożeniem dla życia i zdrowia. Co ważne, zdaniem tego obiektywnego obserwatora, zachowanie kibiców Concordii od początku spotkania było skandaliczne. Nawoływali bowiem do bójki z kibicami Radzionkowa, zamaskowani próbowali wedrzeć się na ich trybuny, nie zwracali uwagi na ostrzeżenia służb prewencji.
Pytanie, co by było, gdyby policja nie użyła broni. Łatwo to sobie wyobrazić: rozwścieczony tłum kiboli z Knurowa starłby się z gośćmi. Wtedy ofiar mogłoby być więcej. A winą za niereagowanie obarczono by oczywiście... policję.
W sprawie zamieszek w Knurowie rozmawiamy z generałem Jarosławem Szymczykiem, śląskim komendantem wojewódzkim policji.
Zadajemy pytania od kibiców, jakie nadeszły do redakcji.
Nie byłoby tej tragedii, gdyby nie złamano prawa.
Dlaczego funkcjonariusze użyli broni gładkolufowej? Nie posiadali innych środków przymusu bezpośredniego?
Funkcjonariusze posiadali oczywiście inne środki przymusu. Jednak w sytuacji, jaka zaistniała podczas meczu w Knurowie, mogli użyć wyłącznie broni gładkolufowej. Już tłumaczę, dlaczego. Otóż głównym zadaniem interweniujących policjantów było niedopuszczenie do zwarcia się grup kibiców i regularnej bitwy. Mundurowi mieli obowiązek zachować pomiędzy tymi grupami dystans. A to jest możliwe tylko przy użyciu broni gładkolufowej.
Inne środki przymusu bezpośredniego w tym konkretnym przypadku nie sprawdziłyby się. Użycie siły fizycznej bądź pałki możliwe jest bowiem podczas kontaktu bezpośredniego, zaś gazu – w bliskiej odległości. Tu, przypominam, celem było utrzymanie dystansu.
Czy oddano salwę ostrzegawczą w powietrze, by osoby na murawie miały szansę na opamiętanie się i powrót do sektora?
Salwa ostrzegawcza była. Wiele osób sądzi jednak, że oddaje się ją wyłącznie w powietrze. Myślenie błędne. Można ją oddać także w stronę ludzi. Ale zaznaczam: strzela się wtedy bez pocisków. I tak też było podczas meczu Concordii. Pierwsze strzały nasi funkcjonariusze oddali bez kul, w kierunku chuliganów, którzy wtargnęli na murawę. Niestety, osoby niewiedzące, jak to się odbywa, z różnych zdjęć odczytały: policja strzelała do kibiców, celując w tułów.
Zanim policjanci oddali salwę ostrzegawczą, nawoływali przez megafon do powrotu na miejsca i uspokojenie się. Pseudokibice mieli więc dwie szanse, by się wycofać, ale z nich nie skorzystali. Dopiero trzecim krokiem mundurowych były strzały kulami. Oddano ich dokładnie cztery, w stronę największych agresorów. I przyniosły efekt, bo grupa uciekła, wycofała się. Z tego punktu widzenia interwencja była więc skuteczna. Według wstępnej analizy kierownictwa policji przeprowadzono ją prawidłowo. Niestety, podczas interwencji doszło do nieszczęśliwego wypadku – bo tak właśnie traktuję to, co się stało. A czy doszło do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy i czy złamano prawo? Tę ocenę zostawiam już prokuraturze i sądowi.
Policjant, który oddał śmiertelny strzał, celował w nogi? Polskie prawo mówi, że nie należy tego robić w głowę oraz okolicę poniżej pasa.
Policjanci są tak szkoleni, by strzelać nisko, w mocno umięśnione partie ciała. Ale proszę wziąć pod uwagę, że pseudokibic biegnie, schyla się, robi uniki – tak było właśnie w przypadku 27-latka, co widać na filmach. Poza tym sam policjant też się rusza. A broń gładkolufowa nie posiada przyrządów celowniczych – z niej strzela się na wyczucie. I jeszcze jedna kwestia: na boisku Concordii funkcjonariusze mieli za plecami innych kibiców, zrobiło się zamieszanie, podczas którego ktoś mógł strzelającego popchnąć.
Dodam tylko, że na Śląsku często korzystamy ze środka przymusu, jakim jest broń gładkolufowa i nigdy jeszcze nie doszło do takiej tragedii.
Czy strzały padły na rozkaz dowódcy, czy może był to akt samowolki? Na jednym z filmów słychać wyraźnie, że są pojedyncze, w odstępach czasowych, co może świadczyć właśnie o samowolnym działaniu.
Policjanci używają broni gładkolufowej na rozkaz. Ale mają prawo użyć jej i bez polecenia, gdy zagrożone jest ich życie lub zdrowie. W Knurowie mieliśmy do czynienia z sytuacją pierwszą, czyli było wyraźne polecenie dowódcy. Proszę jednak pamiętać: nie oddaje się salw do rozproszonego tłumu, więc dowodzący nie wydał wszystkim jednej komendy „pal”. Policjanci strzelali indywidualnie, w momencie, w którym sami zdecydowali, że trzeba to zrobić. Dowódca rozkazał tylko: „użyć broni gładkolufowej”. I zrobił to dopiero wtedy, gdy ostrzeżenia słowne przez megafon oraz strzały ostrzegawcze nie przyniosły efektu.
Fakt, że mecz był rozgrywany na poziomie czwartoligowym, ułatwił policjantom decyzję o użyciu broni gładkolufowej? W wyższych ligach, przy dużym nagłośnieniu meczów w mediach i obecności kamer, takie zachowania policji są niezwykle rzadko spotykane.
Owszem. Bo w przypadku meczów wyższych lig nie ma potrzeby używania takich środków przymusu. Dlaczego? Otóż organizatorzy sami dbają, by stadiony były odpowiednio przygotowane. Jest monitoring. W efekcie bandytyzm przeniósł się na mecze lig niższych – tu boiska nie są dobrze zabezpieczone. Przecież w Knurowie demontowano elementy stadionu i rzucano nimi! Cały czas powtarzam: nie byłoby tej interwencji, nie byłoby tej tragedii, gdyby grupa bandytów stadionowych nie złamała prawa i nie zagroziła życiu oraz zdrowiu innych osób.
Marysia Sławańska
Komentarze (0) Skomentuj