Jedyną polską adaptację znanej na świecie bajki „Babcia robi na drutach”
Uriego Oleva zobaczymy 23 i 24 września na scenie Teatru Miejskiego w
Gliwicach, a pisarz przez tydzień będzie gościem Domu Pamięci Żydów
Górnośląskich.
Z Izą Grauman i Karoliną Jakoweńko, autorkami projektu Program Kreatywnej Adaptacji, realizowanego w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich, filii Muzeum w Gliwicach, rozmawia Małgorzata Lichecka.
Bohaterką spektaklu jest babcia, w właściwie babcie, wybrane w ogólnopolskim castingu oraz dzieci ze świetlicy środowiskowej Czesio.
Karolina Jakoweńko: Na początku miałyśmy trochę zamieszania i grupa świetlicowa nie mogła się zebrać, dlatego postanowiłyśmy uzupełnić skład o inne dzieci. Ale w końcu udało się i z każdym dniem nasze spotkania przynosiły wszystkim coraz więcej frajdy. A trzeba powiedzieć, że dwa lipcowe tygodnie warsztatów były niezwykle intensywne, wypełnione zajęciami od rana do popołudnia.
Iza Grauman: Grupa się zintegrowała, więc osiągnęłyśmy założony cel. Dzieci są różne, mają inne zdolności, potrzeby, są te mniej lub bardziej emocjonalne. I to jest świetne.
Karolina Jakoweńko: Dzięki dzieciakom Dom stał się niezwykle energetycznym miejscem. Odwiedzały nas rodziny, rodzeństwo przychodziło, żeby podpatrzeć, wszędzie biegały ciekawskie maluchy.
Iza Grauman: Gdy układałyśmy program, zastanawiałyśmy się, czy nie będzie przeładowany, ale taka skondensowana forma stworzyła idealne warunki do nauki. Przecierałyśmy ścieżki, by po dziesięciu dniach pracy metodą improwizacji, wykorzystując propozycje dzieci i babć, powstał wspólnie wypracowany scenariusz.
Karolina Jakoweńko: Zaangażowałyśmy do spektaklu dwie babcie, a nie, jak zakładałyśmy, jedną. Nie umiałyśmy zrezygnować.
Iza Grauman: Nasz wybór wpłynął na formę spektaklu. Dzięki temu jest ciekawszy, bo mamy nie tylko podział na dzieci skórzane i wełniane. Babcie także wchodzą w różne role, pokazują odmienne stany emocjonalnie, dużo improwizują, wymyślają swoje historie.
Karolina Jakoweńko: Mamy więc scenariusz, kostiumy, muzykę, scenografię.
Wróćmy do improwizacji: co konkretnie wniosły do spektaklu dzieci i babcie?
Iza Grauman: Dzieci używają na przykład języka potocznego, opowiadając po swojemu czasem bardzo abstrakcyjne historie.
Karolina Jakoweńko: Miały takie ćwiczenie: wymyślały różne sytuacje, ale zawsze kończyły się one na słodyczach.
Iza Grauman: Są ważne dla wszystkich dzieci, więc słodycze weszły do scenariusza.
Karolina Jakoweńko: Pojawił się budyń, dlatego będzie muzyka budyniowa.
Iza Grauman: To z kolei z babcinej opowieści. Okazało się, że dzieci kochają budyń. Kreatywnie podeszły też do figur symbolizujących miasta, do których przeprowadzały się dzieci wełniane. Bardzo udanie wymyślały, w jaki sposób pokazać ruch.
Karolina Jakoweńko: Stały w rzędzie i jedno z dzieci zaplotło ręce nad głową. Zapytałyśmy z Izą, co to jest. Statua wolności, usłyszałyśmy. W spektaklu zobaczymy opisane ruchem: wieżę Eiflla, Big Bena i wiele innych charakterystycznych budowli.
Iza Grauman: Ze zwykłego szarego papieru dzieci stworzyły zeszyty, książki, plecaki, ale wykombinowały tak sprytnie, że z jednej strony znalazł się karton, czyli coś, co symbolizuje skórę, z drugiej - wełna. I będzie to jeden z elementów naszej scenografii. Wszystko w multiskali, bardzo dobrze widoczne na scenie.
Karolina Jakoweńko: Świat babć opisany w książce, a chodzi o szydełkowanie, wciągnął nasze bohaterki. I zaczęły tworzyć własne rzeczy.Rozmawiałyśmy przez skype’a z Urim Olevem,autorem bajki, którą adaptujemy na scenę, i w tym czasie babcie i dzieci zaczęły pokazywać te piórniczki, ekierki, szkolne gadżety.
W jaki sposób klarowały się zręby scenariusza?
Iza Grauman: „Dzieci skórzane, dzieci wełniane”, bo taki tytuł będzie miał spektakl, to program kreatywnej adaptacji. Kreatywnej, czyli czerpiącej z wyobraźni dzieci. Motyw stanowi bajka Uri Oleva „Babcia robi na drutach”. W książce mamy jedną narratorkę, u nas będą dwie i to one tworzą zręby opowieści oraz wypełniają ją swoją obecnością. Przyjeżdżają do miasta, w domyśle – do Gliwic, i wspólnie ze swoimi wełnianymi dziećmi próbują ułożyć sobie życie. Na początku zastanawiają się, czy w kolejnym miejscu się uda. I to pytanie wciąż pozostaje otwarte.
Karolina Jakoweńko: Treść bajki „Babcia robi na drutach” to poruszająca historia o niezrozumieniu „wełnianych” dzieci przez ich „skórzanych” rówieśników oraz dorosłych w małym miasteczku, jakich na świecie tysiące. Babcia stwarza świat z włóczki, a jej wełniani wnukowie w homogenicznym społeczeństwie wyróżniają się. I dlatego słowa wypowiedziane przez nią – „są dzieci skórzane, są dzieci wełniane”, broniące odmienności, pełne szacunku wobec tego, co inne – stały się mottem muzealnego projektu. Ta piękna opowieść o „innych”, którzy nie przystają do otoczenia, niesie ponadczasowy, uniwersalny przekaz skierowany przeciwko dyskryminacji i wykluczeniu. Scenariusz jest oczywiście oparty na treści bajki, ale opowiadamy ją własnymi słowami i emocjami. Iza obawia się, co na to powie Uri.
Pewnie nic.
Iza Grauman: Autorzy lubią mieć idealną sytuację.
Ale z drugiej strony Uri z pewnością zdaje sobie sprawę, że to uniwersalna opowieść. I dobrze się czyta również w 2017 roku. Bo symboliczne dzieci skórzane i wełniane pojawiają się na każdym etapie historycznym.
Karolina Jakoweńko: Będzie można go o to spytać. Uri Olev przyjedzie do Gliwic 20 września. W Izraelu jest legendą, najbardziej znanym pisarzem dziecięcym. Urodził się w Warszawie w 1931 roku. Podczas II wojny światowej został przesiedlony wraz z rodziną do getta warszawskiego. Po stracie matki, wraz z bratem, wywieziono go do obozu w Bergen-Belsen, gdzie spędził prawie dwa lata. Po zakończeniu wojny wyemigrował do Palestyny. W 1962 przeprowadził się do Jerozolimy, gdzie mieszka do dziś. Jako pisarz zadebiutował w 1956 roku. Jest autorem ponad trzydziestu książek, które przetłumaczono na 38 języków. Książka „Babcia robi na drutach” napisana została w 1980 roku, była przetłumaczona na wiele języków, w tym polski (2009 r.). 21 września chcemy w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich przygotować lekcję dla szkół z pokazem filmu na podstawie jego książki „Biegnij, chłopcze, biegnij”. 22 września o 17.00 - otwarte spotkanie dla publiczności, które poprowadzi Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach, 23 i 24 - premiera spektaklu (Uri będzie honorowym gościem), a 25 września odwiedzi Bramę Cukermana.
Program Kreatywnej Adaptacji sprawdził się?
Iza Grauman: Można to będzie ocenić, oglądając spektakl. Pracowaliśmy metodą improwizacji, co bywa trudne. Oczywiście, mogłyśmy rozdzielić role i dać tekst do nauczenia...
Karolina Jakoweńko: Byłoby nieatrakcyjnie i nudno.
Iza Grauman: Na warsztatach kipiało od pomysłów, nieustanie pytałyśmy, dlaczego coś jest takie, a nie inne, a dzieciaki uruchamiały wyobraźnię. Ale one czują tak samo, jak bohaterowie książki Oleva: też lubią słodycze, są zakochane w budyniu, płaczą, kiedy jest im źle.
Karolina Jakoweńko: Same wymyśliły scenę plażową.
Iza Grauman: Dzieci wełniane nie mogą pływać i jest im smutno, ale bawią się na plaży. Dzieci skórzane szybko marzną, a wełniane oddają im siebie, żeby je otulić.
Bardzo fajnie weszły w tę opowieść. Były jakieś blokady?
Iza Grauman: Pewnie. Jednak wynikają one z sytuacji poszczególnych dzieci.
Karolina Jakoweńko: Zdarzało się, że nie chciały grać jakiejś sceny albo nie pasował im partner.
A jak spisały się babcie?
Iza Grauman: Brygida Hałata i Alicja Balicka są genialne, gdyby nie one, pewnie wymyśliłybyśmy coś zupełnie innego.
Karolina Jakoweńko: Być może pani Alicja spodziewała się działania teatralnego w klasycznym rozumieniu. A musiała improwizować. Pani Brygida pracowała w teatrze i wiedziała, że to proces. Zresztą podkreślałyśmy, że pracujemy metodą improwizacji.
Iza Grauman: Dla mnie spektakl ma wiele z dokumentu, otwieramy coś w rodzaju współczesnego teatru, a dzieci – aktorzy przygotowują go, poruszając się w estetyce błędu i realizmu. Nie ma sztywnych ram, dlatego zakładamy, że każde przedstawienie będzie inne.
Karolina Jakoweńko: Wszystko może się zdarzyć.
Iza Grauman: Dajemy aktorom poczucie wolności, więc mamy w spektakl wkalkulowane różne niespodzianki.
Karolina Jakoweńko: We wrześniu zaplanowałyśmy drugi etap projektu: chodzi o krótki film dokumentalny.
Iza Grauman: Rodzaj ulicznej sondy w stylu: „czy w Gliwicach mogłyby zamieszkać dzieci wełniane”. Pracowalibyśmy metodą warsztatową, ale już ze starszymi dziećmi. Przewidujemy dwie grupy: pierwszą, z uczestnikami między 10. a 13. rokiem życia, która zajmie się produkowaniem filmu animowanego o słodyczach, drugą, z młodzieżą w wieku 14-16 lat, do warsztatu z kamerą. Dziś każdy ma komórkę i kręci filmy, a my chcemy młodym uświadomić, czym jest to narzędzie, jak ważny jest obraz, to, co filmują, jak działa na widza. Sonda ma być dokumentacją, zapisem, trochę podglądaniem przygotowań do premiery i wszystkiego, co się wokół niej dzieje.
Bohaterką spektaklu jest babcia, w właściwie babcie, wybrane w ogólnopolskim castingu oraz dzieci ze świetlicy środowiskowej Czesio.
Karolina Jakoweńko: Na początku miałyśmy trochę zamieszania i grupa świetlicowa nie mogła się zebrać, dlatego postanowiłyśmy uzupełnić skład o inne dzieci. Ale w końcu udało się i z każdym dniem nasze spotkania przynosiły wszystkim coraz więcej frajdy. A trzeba powiedzieć, że dwa lipcowe tygodnie warsztatów były niezwykle intensywne, wypełnione zajęciami od rana do popołudnia.
Iza Grauman: Grupa się zintegrowała, więc osiągnęłyśmy założony cel. Dzieci są różne, mają inne zdolności, potrzeby, są te mniej lub bardziej emocjonalne. I to jest świetne.
Karolina Jakoweńko: Dzięki dzieciakom Dom stał się niezwykle energetycznym miejscem. Odwiedzały nas rodziny, rodzeństwo przychodziło, żeby podpatrzeć, wszędzie biegały ciekawskie maluchy.
Iza Grauman: Gdy układałyśmy program, zastanawiałyśmy się, czy nie będzie przeładowany, ale taka skondensowana forma stworzyła idealne warunki do nauki. Przecierałyśmy ścieżki, by po dziesięciu dniach pracy metodą improwizacji, wykorzystując propozycje dzieci i babć, powstał wspólnie wypracowany scenariusz.
Karolina Jakoweńko: Zaangażowałyśmy do spektaklu dwie babcie, a nie, jak zakładałyśmy, jedną. Nie umiałyśmy zrezygnować.
Iza Grauman: Nasz wybór wpłynął na formę spektaklu. Dzięki temu jest ciekawszy, bo mamy nie tylko podział na dzieci skórzane i wełniane. Babcie także wchodzą w różne role, pokazują odmienne stany emocjonalnie, dużo improwizują, wymyślają swoje historie.
Karolina Jakoweńko: Mamy więc scenariusz, kostiumy, muzykę, scenografię.
Wróćmy do improwizacji: co konkretnie wniosły do spektaklu dzieci i babcie?
Iza Grauman: Dzieci używają na przykład języka potocznego, opowiadając po swojemu czasem bardzo abstrakcyjne historie.
Karolina Jakoweńko: Miały takie ćwiczenie: wymyślały różne sytuacje, ale zawsze kończyły się one na słodyczach.
Iza Grauman: Są ważne dla wszystkich dzieci, więc słodycze weszły do scenariusza.
Karolina Jakoweńko: Pojawił się budyń, dlatego będzie muzyka budyniowa.
Iza Grauman: To z kolei z babcinej opowieści. Okazało się, że dzieci kochają budyń. Kreatywnie podeszły też do figur symbolizujących miasta, do których przeprowadzały się dzieci wełniane. Bardzo udanie wymyślały, w jaki sposób pokazać ruch.
Karolina Jakoweńko: Stały w rzędzie i jedno z dzieci zaplotło ręce nad głową. Zapytałyśmy z Izą, co to jest. Statua wolności, usłyszałyśmy. W spektaklu zobaczymy opisane ruchem: wieżę Eiflla, Big Bena i wiele innych charakterystycznych budowli.
Iza Grauman: Ze zwykłego szarego papieru dzieci stworzyły zeszyty, książki, plecaki, ale wykombinowały tak sprytnie, że z jednej strony znalazł się karton, czyli coś, co symbolizuje skórę, z drugiej - wełna. I będzie to jeden z elementów naszej scenografii. Wszystko w multiskali, bardzo dobrze widoczne na scenie.
Karolina Jakoweńko: Świat babć opisany w książce, a chodzi o szydełkowanie, wciągnął nasze bohaterki. I zaczęły tworzyć własne rzeczy.Rozmawiałyśmy przez skype’a z Urim Olevem,autorem bajki, którą adaptujemy na scenę, i w tym czasie babcie i dzieci zaczęły pokazywać te piórniczki, ekierki, szkolne gadżety.
W jaki sposób klarowały się zręby scenariusza?
Iza Grauman: „Dzieci skórzane, dzieci wełniane”, bo taki tytuł będzie miał spektakl, to program kreatywnej adaptacji. Kreatywnej, czyli czerpiącej z wyobraźni dzieci. Motyw stanowi bajka Uri Oleva „Babcia robi na drutach”. W książce mamy jedną narratorkę, u nas będą dwie i to one tworzą zręby opowieści oraz wypełniają ją swoją obecnością. Przyjeżdżają do miasta, w domyśle – do Gliwic, i wspólnie ze swoimi wełnianymi dziećmi próbują ułożyć sobie życie. Na początku zastanawiają się, czy w kolejnym miejscu się uda. I to pytanie wciąż pozostaje otwarte.
Karolina Jakoweńko: Treść bajki „Babcia robi na drutach” to poruszająca historia o niezrozumieniu „wełnianych” dzieci przez ich „skórzanych” rówieśników oraz dorosłych w małym miasteczku, jakich na świecie tysiące. Babcia stwarza świat z włóczki, a jej wełniani wnukowie w homogenicznym społeczeństwie wyróżniają się. I dlatego słowa wypowiedziane przez nią – „są dzieci skórzane, są dzieci wełniane”, broniące odmienności, pełne szacunku wobec tego, co inne – stały się mottem muzealnego projektu. Ta piękna opowieść o „innych”, którzy nie przystają do otoczenia, niesie ponadczasowy, uniwersalny przekaz skierowany przeciwko dyskryminacji i wykluczeniu. Scenariusz jest oczywiście oparty na treści bajki, ale opowiadamy ją własnymi słowami i emocjami. Iza obawia się, co na to powie Uri.
Pewnie nic.
Iza Grauman: Autorzy lubią mieć idealną sytuację.
Ale z drugiej strony Uri z pewnością zdaje sobie sprawę, że to uniwersalna opowieść. I dobrze się czyta również w 2017 roku. Bo symboliczne dzieci skórzane i wełniane pojawiają się na każdym etapie historycznym.
Karolina Jakoweńko: Będzie można go o to spytać. Uri Olev przyjedzie do Gliwic 20 września. W Izraelu jest legendą, najbardziej znanym pisarzem dziecięcym. Urodził się w Warszawie w 1931 roku. Podczas II wojny światowej został przesiedlony wraz z rodziną do getta warszawskiego. Po stracie matki, wraz z bratem, wywieziono go do obozu w Bergen-Belsen, gdzie spędził prawie dwa lata. Po zakończeniu wojny wyemigrował do Palestyny. W 1962 przeprowadził się do Jerozolimy, gdzie mieszka do dziś. Jako pisarz zadebiutował w 1956 roku. Jest autorem ponad trzydziestu książek, które przetłumaczono na 38 języków. Książka „Babcia robi na drutach” napisana została w 1980 roku, była przetłumaczona na wiele języków, w tym polski (2009 r.). 21 września chcemy w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich przygotować lekcję dla szkół z pokazem filmu na podstawie jego książki „Biegnij, chłopcze, biegnij”. 22 września o 17.00 - otwarte spotkanie dla publiczności, które poprowadzi Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach, 23 i 24 - premiera spektaklu (Uri będzie honorowym gościem), a 25 września odwiedzi Bramę Cukermana.
Program Kreatywnej Adaptacji sprawdził się?
Iza Grauman: Można to będzie ocenić, oglądając spektakl. Pracowaliśmy metodą improwizacji, co bywa trudne. Oczywiście, mogłyśmy rozdzielić role i dać tekst do nauczenia...
Karolina Jakoweńko: Byłoby nieatrakcyjnie i nudno.
Iza Grauman: Na warsztatach kipiało od pomysłów, nieustanie pytałyśmy, dlaczego coś jest takie, a nie inne, a dzieciaki uruchamiały wyobraźnię. Ale one czują tak samo, jak bohaterowie książki Oleva: też lubią słodycze, są zakochane w budyniu, płaczą, kiedy jest im źle.
Karolina Jakoweńko: Same wymyśliły scenę plażową.
Iza Grauman: Dzieci wełniane nie mogą pływać i jest im smutno, ale bawią się na plaży. Dzieci skórzane szybko marzną, a wełniane oddają im siebie, żeby je otulić.
Bardzo fajnie weszły w tę opowieść. Były jakieś blokady?
Iza Grauman: Pewnie. Jednak wynikają one z sytuacji poszczególnych dzieci.
Karolina Jakoweńko: Zdarzało się, że nie chciały grać jakiejś sceny albo nie pasował im partner.
A jak spisały się babcie?
Iza Grauman: Brygida Hałata i Alicja Balicka są genialne, gdyby nie one, pewnie wymyśliłybyśmy coś zupełnie innego.
Karolina Jakoweńko: Być może pani Alicja spodziewała się działania teatralnego w klasycznym rozumieniu. A musiała improwizować. Pani Brygida pracowała w teatrze i wiedziała, że to proces. Zresztą podkreślałyśmy, że pracujemy metodą improwizacji.
Iza Grauman: Dla mnie spektakl ma wiele z dokumentu, otwieramy coś w rodzaju współczesnego teatru, a dzieci – aktorzy przygotowują go, poruszając się w estetyce błędu i realizmu. Nie ma sztywnych ram, dlatego zakładamy, że każde przedstawienie będzie inne.
Karolina Jakoweńko: Wszystko może się zdarzyć.
Iza Grauman: Dajemy aktorom poczucie wolności, więc mamy w spektakl wkalkulowane różne niespodzianki.
Karolina Jakoweńko: We wrześniu zaplanowałyśmy drugi etap projektu: chodzi o krótki film dokumentalny.
Iza Grauman: Rodzaj ulicznej sondy w stylu: „czy w Gliwicach mogłyby zamieszkać dzieci wełniane”. Pracowalibyśmy metodą warsztatową, ale już ze starszymi dziećmi. Przewidujemy dwie grupy: pierwszą, z uczestnikami między 10. a 13. rokiem życia, która zajmie się produkowaniem filmu animowanego o słodyczach, drugą, z młodzieżą w wieku 14-16 lat, do warsztatu z kamerą. Dziś każdy ma komórkę i kręci filmy, a my chcemy młodym uświadomić, czym jest to narzędzie, jak ważny jest obraz, to, co filmują, jak działa na widza. Sonda ma być dokumentacją, zapisem, trochę podglądaniem przygotowań do premiery i wszystkiego, co się wokół niej dzieje.
Komentarze (0) Skomentuj