A gdyby tak spakować najpotrzebniejsze rzeczy, założyć plecak na plecy i wyruszyć w samotną, pieszą wędrówkę  dookoła Bałtyku.. Wydaje się być to zaledwie nieosiągalną mrzonką, jednakże Michał Bradel chce udowodnić, że chcieć to móc, a podróżując na dwóch nogach samotnie ponad 4 000 km, może zdać po raz drugi egzamin z przygotowania w dorosłe życie.

Michał Bradel – 22-latek, który urodził się i mieszka w Gliwicach. Chłopak ma już na swoim koncie ekstremalną wyprawę dookoła Alp. Kilka dni temu rozpoczął kolejną wyprawę, tym razem za cel obrał sobie zwiedzenie 8 państw i okrążenie Bałtyku.     

To nie jest Pana pierwsza ekstremalna wyprawa, skąd pomysł, by porywać się na tak dalekie piesze wędrówki? Chęć sprawdzenia siebie, a może pokazania innym, że chcieć to móc?
Pomysł zrodził się blisko trzy lata temu, byłem na studiach, które rzuciłem. Wtedy  próbowałem na nowo odnaleźć siebie. Kiedy szukałem pomysłu na swoje życie, w międzyczasie poznałem Tomka Sobanię – ekstremalnego sportowca, który poświęca się bieganiu. Podczas rozmowy doszedłem do wniosku, że jeśli tak młody człowiek jest w stanie robić takie rzeczy, to dlaczego ja także nie mógłbym spróbować. Pierwsza ekstremalna wędrówka dookoła Alp przez Polskę, Czechy, Niemcy, Francję, Włochy, Słowenię, Austrię i ponownie Czechy oraz Polskę zweryfikowała, iż ostatnie 20 lat dobrze przygotowało mnie na etap pod tytułem dorosłość. Potrzebowałem wówczas takiego wejścia z buta w  dorosłość, by wrócić jako odmieniony człowiek.

Po dwóch latach powrót na trasę ekstremalnej wyprawy i tym razem padło na Bałtyk, gdzie w 110 dni chce Pan pokonać 4 000 km.  
Okrążanie czegoś bardzo mi się spodobało, a z uwagi, iż chcę jeszcze pozostać w strefie chodzenia po świecie, dlatego tym razem wybrałem Bałtyk, który jest nam Polakom tak bliski. Wyszedłem 2 czerwca ze swojego rodzinnego miasta, a więc z Gliwic, kolejne punkty wyprawy to: Wrocław, Berlin, Kopenhaga, Sztokholm, Helsinki, Tallin, Ryga, Wilno, Warszawa, Częstochowa i z powrotem Gliwice. Mamy zatem osiem państw: Polska, Niemcy, Dania, Szwecja, Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa. Nie we wszystkich tych państwach miałem okazję być, dlatego mam nadzieję, że to się niebawem zmieni i odwiedzę wszystkie stolice tych państw, ponieważ trasa jest tak zaplanowana, aby przejść przez osiem stolic krajów nadbałtyckich. W wędrówce nie zaplanowałem wejścia do Rosji, ten kawałek będę mijał promem.

Jak wygląda logistyka całego przedsięwzięcia? Ile trwały przygotowania?
Chcę pokonać ponad 4 000 km w 110 dni, zatem zaplanowałem powrót do domu na 19 września, a to przekłada się na pokonywanie od 30 do 40 kilometrów dziennie, gdzie mówimy o teorii, ponieważ są to kilometry wyliczone i zaplanowane. Warto wspomnieć o praktycznym podejściu, gdzie do pokonywanych zaplanowanych tras należy doliczyć ruch na campingu, pójście pod prysznic, podejście do sklepu, gdzie z 40 km, robi się 44 km i tym sposobem trasa będzie się wydłużać i pokonam ponad 4 000 km. Przygotowanie trwa całe życie, tak naprawdę każda rzecz, której doświadczyliśmy, którą potrafimy, może nam pomóc, albo przeszkodzić w trasie. Trzeba umieć szyć, gotować, opatrzyć sobie rany, czy odciski i takie przygotowanie przed trasą tego nie obejmuje, bowiem albo wiemy, jak sobie z tym poradzić, albo nie i trzeba się tego nauczyć, żeby krótko mówiąc -  przetrwać. Moje przygotowanie fizyczne trwało od poprzedniej trasy, a więc blisko dwa lata pracy.

Pakując się na tak długą wyprawę, o czym należy pamiętać, aby zabrać ze sobą, pięć najważniejszych niezbędników?   
Na pierwszym miejscu namiot, a na kolejnym śpiwór, bo komfort w nocy to rzecz najważniejsza. Następnie mamy ciepłe ubrania, jak: rzeczy termiczne, polar, czy kurtka. Pamiętać należy o filtrze do wody, bo to jest rzecz dosyć ważna, dzięki której nie muszę się co chwilę zatrzymywać w sklepach, by kupować wodę, tylko mogę ją pobrać, chociażby z rzek. Piąty, a zarazem nieodłączny element podczas pieszej wędrówki to mały panel słoneczny, który na bieżąco dostarcza mi energię.

Czy są obawy, strach przed tym, co może Pana spotkać podczas drogi? 
Nie mogę powiedzieć, że niczego się nie boję, bo gdy byłem we Włoszech, a naokoło mnie płonęły lasy żywym ogniem, to ciężko jest się nie bać, lub gdy chodziłem po kolana w wodzie w Czechach i obawiałem się, co może znajdywać się w wodzie i czy czegoś nie złapię. Strach jest rzeczą naturalną, wychodzę z założenia, że ludzie są dobrzy i świat jest dobry, a jeśli spotkamy kogoś niefajnego na swojej drodze, to są to po prostu wyjątki. Na swojej poprzedniej trasie miałem dziesiątki osób, które próbowały wspomóc mnie, czy to rozmową, czy zaproszeniem na posiłek, dlatego wychodzę z założenia, że świat jest dobrym miejscem. Czasami spotykamy tylko złych ludzi, jesteśmy w złych sytuacjach, o złym czasie, ale trzeba być na to otwartym, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli i trzeba być nastawionym pozytywnie.

Ile par butów spakował Pan na wyprawę? 
W tym roku podobnie jak dwa lata temu - dwie pary butów, choć są to inne modele, to uważam, że wystarczą. Jeśli okaże się, że jednak te dwie pary to za mało, wówczas w trasie trzeba będzie coś wykombinować.    

Czego uczy samotna wędrówka? 
Trasa nauczyła mnie rzeczy związanych z psychiką, mentalnością człowieka, że jesteśmy w stanie robić rzeczy, które wszystkim wydają się być niemożliwe i nawet jeśli wszyscy w ciebie nie wierzą, to wystarczy, że sam w siebie wierzysz. To były takie kroki milowe, które w pewnym momencie docierały do mnie na trasie. Jak doszedłem do Morza Śródziemnego we Francji, to miałem takie myśli – przeszedłem pół Europy pieszo, teraz już mnie nikt nie może zatrzymać, czułem tak wielki sukces, iż następnego dnia miałem problem wyruszyć, aby wracać do domu, bo po prostu niesiony swoim sukcesem, chciałem iść jeszcze dalej.

Celem wędrówki jest nie tylko przejście 4 000 km, ale wydźwięk charytatywny, a mowa o zbiórce pieniędzy..
W tym roku prowadzę zbiórkę dla Michała Stępniaka, który jest sportowcem niepełnosprawnym i pokazuje, że z problemami można trenować, ćwiczyć i można odnosić sukcesy. Sport jest dla każdego, kto po prostu chce go uprawiać. Zbiórka będzie trwała tyle, co wyprawa, więc każdy może się dorzucić, zachęcam z całego serca.  
Zatem życzymy powodzenia na trasie i trzymamy kciuki!  
/c

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj