Kiedy skończyła podstawówkę wracała do niej, ale już w innej roli: jako społeczniczka z lekcjami o psie asystującym, a teraz jako radna już z konkretnymi narzędziami obywatelskimi.

Radna, aktywistka, przyjaciółka Koki, osoba z charyzmą, stanowcza i konsekwentna. Pracowita i chyba ze zdolnościami do bilokacji, bo można ją spotkać naprawdę w wielu miejscach. Przede wszystkich w takich, które są barierą dla osób niesprawnych, starszych czy rodziców z dziećmi. Agnieszka Filipkowska zmieniła już w Gliwicach sporo, przełamała wiele stereotypów, zmusiła (tak, to odpowiednie słowo) do zwrócenia uwagi na problemy grup dotąd przezroczystych. I wcale nie ma zamiaru przestać, wręcz przeciwnie.
Na spacerze pokazała miejsca dla niej ważne, ale też wymagające interwencji – to taka lista życzeń Filipkowskiej. A zaczynamy od dzieciństwa, czyli SP nr 12 im. Mikołaja Kopernika, bo to w tym miejscu zaczęła się jej walka o przełamywanie barier.

Mama się uparła 

Jest rok 1987. Agnieszka Filipkowska zaczyna naukę. W tamtym czasie dzieci takie jak ona, czyli z niepełnosprawnościami, ale w normie intelektualnej, uczyły się w domach. - Ale moja mama się uparła, że powinnam chodzić normalnie do szkoły, z dziećmi, i toczyła o to wojnę. Wtedy jeszcze nikt nie myślał o szkołach integracyjnych - wspomina Filipkowska. Lekcje informatyki były na piętrze, więc jej rodzice opłacali dwóch woźnych, pomagali też koledzy z klasy, a potem taka ekipa wnosiła ją na lekcje. I takich razów było więcej. Wtedy nie było nic, żadnej dostępnej infrastruktury, ale z drugiej strony wszyscy uczyli się normalnych ludzkich zachowań. - A ja właśnie w ten sposób „wprowadzałam” integrację. Którą od lat robią ze mną znajomi, albo obcy, za pieniądze, albo za „dziękuję” - dodaje. Kiedy skończyła podstawówkę wracała do niej, ale już w innej roli: jako społeczniczka z lekcjami o psie asystującym, a teraz jako radna już z konkretnymi narzędziami obywatelskimi.

Azyl Filipkowskiej 

Stara ścieżka, a właściwie chodnik prowadzący od Toszeckiej do kąpieliska leśnego. Filipkowska sprawnie pokonuje wykroty i wjeżdża w zielony tunel. - Przydałby się remont, prawda? - mówi. Droga faktycznie jest w złym stanie, brakuje oświetlenia, i koszy, i ławek. - Składałam już wniosek w ramach Gliwickiego Budżetu Obywatelskiego w sprawie tej drogi, ale przepadł - nie uzyskał wystarczającej ilości punktów, czyli głosów mieszkańców - tłumaczy. Lubi tę ścieżkę wśród drzew, bo to miejsce idealne na spacery z Koką. W upały drzewa dają przyjemny chłód, podczas deszczu działają trochę jak parasol. To miejsce ma też tę zaletę, że jest spokojnie, praktycznie nie ma ludzi, głównie psiarze. - Marzy mi się remont chodnika. Jeżeli nie z GBO, to jakoś inaczej, żeby mój cichy, zapomniany zakątek zieleni stał się bardziej przyjazny i funkcjonalny.

Rynek trampoliną. Do rady miasta

- Kocham nasz gliwicki rynek. I tu jestem lokalną patriotką – Filipkowska uważa, że Gliwice mają najpiękniejszy rynek na Górnym Śląsku. To także miejsce, dzięki któremu dostała się do rady. Trampoliną okazały się schody, a właściwie schodek. A właściwie to akcja społeczna. Bo Filipkowska regularnie objeżdżała sklepy, ogródki kawiarniane, kawiarnie na starym mieście usiłując się do nich dostać jako klientka. I okazywało się, że barierą jest właśnie schodek. Potrzebny był nie wymyślny podjazd, a bardzo prosty. - Przez siedem lat rozmawialiśmy z właścicielami i właścicielkami, tłumaczyli, pokazywali zdjęcia i rozwiązania, a także wspólnie z Fundacją Qlavi rozdawaliśmy, za darmo, takie podesty. I nic się nie zmieniało, więc zdałam sobie sprawę, że wyczerpałam chyba wszystkie możliwe sposoby i muszę wejść do rady miasta, żeby zmienić przepisy – Filipkowska objeżdża rynek i pokazuje efekt swojej pracy jako radnej, bo faktycznie udało się zmienić sporo. - To jest moja mała satysfakcja a propos dostępności rynku dla każdego mieszkańca. No i po prostu lubię tam spędzać czas - dodaje.

Ruiny kocham 

Retrospekcja. Liceum. Jest na koncercie Maleńczuka. Wtedy jeszcze nie dało się wjechać do wnętrza, bo na chodnik do wejścia od ul. Zwycięstwa prowadziły dwa schody, dla Filipkowskiej zupełnie niedostępne. - I na tego Maleńczuka wjeżdżałam od podwórka po starych drewnianych drzwiach. Leżały na jakiejś stercie, a ekipa techniczna położyła je na schodach. Tak wtedy wyglądała dostępność. Zmieniło się wiele, z dobrym skutkiem. A Ruiny? Magia, ja po prostu lubię tam bywać na spotkaniach, koncertach. Czy powinny być wyremontowane? Myślę, że tak, choć boję się, że wtedy stracą urok, zgubi się magia, a ja je kocham takimi, jakie są teraz.

Kwestionariusz Agnieszki Filipkowskiej: 

Mój aktywizm wiąże się ze... zrobieniem miasta dostępnego dla wszystkich, bez względu na chociażby wiek czy sprawność.
Najważniejszą dla mnie osobą jest... moja Mama. To ona od 44 lat sprawia, że jestem w stanie wyjść do pracy i działać.
Nie dopuszczam do siebie myśli, że … w Europie wybuchnie wojna światowa
Jako radna spełniam się w... prawach społecznych i kulturalnych
Chciałabym Gliwic …, do których przyjeżdżaliby turyści, gdzie każdy z nas byłby dumny z tego, że mieszka w Gliwicach. Gdzie różnorodność naszej lokalnej historii byłaby spoiwem, a nie kością niezgody.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj