Meloman o wybujałym ego. Genialny architekt, który zbudował Berlin, by potem go zburzyć. Wizjoner, który nie wyobrażał sobie życia bez sztuki.
Przez jakieś pół godziny rozpierała mnie duma: gość z Niemiec, specjalistka od Ericha Mendelsohna klasnęła w ręce. – Nigdy nie widziałam tego budynku na żywo, zawsze na fotografii. I znajduję go dokładnie  w takim otoczeniu, jak 92 lata temu. Przepiękna secesja i awangardowa moderna. Cudowny widok – prof. Ita Heinze-Greenberg dosłownie przefrunęła na drugą stronę ul. Zwycięstwa. Biała bryła domu tekstylnego Weichmanna wciąż robi wrażenie.  

Spotkanie z osobą, która o Erichu M. wie wszystko, było doznaniem niezwykłym. Zdałam sobie sprawę, jak mało my, gliwiczanie, znamy człowieka, który zostawił nam dzieło przywoływane we wszystkich liczących się publikacjach dotyczących międzywojennej awangardy architektonicznej. Profesor Heinze-Greenberg, wykładowczyni akademicka związana z uczelniami w Niemczech, Izraelu i Szwajcarii, w 1984 roku obroniła doktorat dotyczący Mendelsohna, jest autorką jego biografii, konsultantką i jedną z komentatorek filmu biograficznego wyreżyserowanego przez wybitnego izraelskiego reżysera dokumentalistę Duki Drora. Jego „Mendelsohn. Nieustanne wizje”  z 2011 roku zebrał nagrody na światowych festiwalach filmów dokumentalnych.   

Porządny kupiec  

Urodził się 21 marca. W tym samym dniu, co Jan Sebastian Bach. Uważał to za niezwykłe, wręcz prorocze zrządzenie losu, gdyż muzykę lipskiego kantora  ukochał ponad wszystko. Takty  bachowskich fug i toccat  towarzyszyć będą genialnemu architektowi przez całe życie. Syn żydowskiego kupca i modystki, pochodzący z pruskiego Allenstein (dzisiejszego Olsztyna), marzył o architekturze, nie mógł jednak  sprzeciwić się ojcu. Ten widział go bowiem w bardziej praktycznym zawodzie kupca. Erich rozpoczął więc studia na wydziale ekonomicznym monachijskiego Uniwersytetu Ludwika-Maximiliana. W 1909 roku przeniósł się na wydział architektoniczny berlińskiej politechniki, zaś rok później podjął studia na politechnice w Monachium. Do wybuchu I wojny światowej zdążył obronić dyplom. Lecz kiedy wojna  stała się  faktem, Erich został  żołnierzem i walczył w okopach. 

Luise, moja miłość  

Osłodą  tych trudnych chwil było z pewnością uczucie,  jakim darzył młodziutką  Luise Mass. Kiedy się poznali, Erich miał 23 lata, Luise 16. Od pierwszych chwil znajomości pisali do siebie listy. W ciągu 38 lat małżeństwa ( Erich zmarł w 1953 r.)  wymienili ich ponad 12 tysięcy. Luise  była wziętą wiolonczelistką, Erich wybitnym znawcą muzyki, a ich dom, awangardowa willa  w berlińskiej dzielnicy Rupenhorn, miejscem nietuzinkowych koncertów i wieczorów muzycznych. Mendelsohnowie gościli tam elitę muzyczną i kulturalną. 

Einstein, ty masz wieżę 

Zostawmy na chwilę sławnego i bogatego Ericha.  Prof. Heinze-Greenberg wskazuje, że już jako student ekonomii zajmował się działalnością artystyczną. Uprawiał malarstwo olejne i grafikę. W czasie studiów w Monachium, w  1911 r., na życzenie olsztyńskiej gminy żydowskiej zaprojektował dom przedpogrzebowy przy kirkucie i stróżówkę na cmentarzu żydowskim. Ten pierwszy studencki projekt Mendelsohna zrealizowano w 1913 r.  Często dorabiał  jako projektant, scenograf i kostiumolog, tworząc w duchu ekspresjonistycznym. W Monachium zetknął się z członkami grup ekspresjonistycznych Der Blaue Reiter ( Błękitny Jeździec)  i Die Brücke.  Zaś w 1919 r.  na  swojej pierwszej  wystawie w galerii Paula Cassirera w Berlinie  zaprezentował szkice, które rysował w wojennych okopach, nazywając je  „Architekturą w żelazie i betonie”. 
Dzięki żonie poznał wiolonczelistę-astrofizyka Erwina Finlay’a Freundlicha.  Ten zaś marzył o przetestowaniu teorii Einsteina i  szukał odpowiedniego miejsca oraz człowieka, który je zaprojektuje.  Na autora projektu wybrał właśnie Mendelsohna. Tak w 1920 roku powstała słynna wieża Einsteina. Niekonwencjonalna bryła wymagała  od wykonawców nie lada wyobraźni. A ci złorzeczyli Erichowi, ile wlezie. Nie dość, że zrezygnował z tradycyjnych cegieł, na rzecz bardziej w jego mniemaniu plastycznego betonu, nie dość, że projekt zakładał nieostre kształty budynku,  dochodziło do wielu kłótni i nieporozumień.  Rzemieślnicy kompletnie nie rozumieli wizji Mendelsohna i z tego  powodu wieża okazała się… katastrofą. 

Amerykański sen     

Jednak to tym projektem wszedł on  do  architektonicznej elity. Wieża dla Freudlicha w Poczdamie  i fabryka kapeluszy dla braci Herrmanów w Luckenwalde  umożliwiły Erichowi miękkie lądowanie. Zasłynął bowiem jako  twórca nietuzinkowych projektów, a do jego biur zaczęły ustawiać się kolejki chętnych, przede wszystkim majętnych Żydów. Dzięki dużej ilości zleceń przybywało biur i pracowników, których  w szczytowych okresach zatrudniał nawet czterdziestu. W tym  takich asów, jak  Richard Neutra (z którym pracował przy projekcie domu tekstylnego w Gliwicach) i Julius Posner, późniejszy znany  krytyk i historyk architektury.

Oprócz architektury i muzyki wielką pasją Ericha był film. W 1924 roku, podczas podróży  do Ameryki, płynął tym samym statkiem co Fritz Lang, reżyser kultowego „Metropolis”. Mendelsohn poznał Langa i odtąd był uważnym obserwatorem filmowych dokonań kinowych, nie tylko tego wybitnego reżysera. Fascynacja filmem znalazła odbicie w twórczości architektonicznej Mendelsohna: bryła zaprojektowanego  przez niego berlińskiego kina Universum  nawiązywała stylistyką  do  kształtu szpuli filmowej. W Ameryce intrygowały go (a także inspirowały)  wieżowce, szczególnie tzw. transatlantyki. W wielu realizacjach z późniejszego okresu śnił ten właśnie, amerykański sen. 

Ołówki Mendelsohna 

Były zawsze pod ręką. Wszystkie podpisane „Erich Mendelsohn”. Nie ze strachu przed kradzieżą, raczej  z poczucia wyjątkowości. Nieprzypadkowo w swoich biurach zatrudniał solidnych rzemieślników zamiast  kreatywnych wizjonerów. Bo ten w jego towarzystwie mógł być  tylko jeden.  On sam. 

Jednooki architekt  

Kadr z filmu Drora. Na pierwszym planie skrzyneczka ze  szklanymi oczami. Leżą w rządku, oko przy oku. Właścicielem skrzynki jest Erich. Stracił oko w 1922 roku, w wyniku choroby nowotworowej. Jednooki architekt zaprojektował 59 budynków zaliczanych do światowej czołówki awangardy modernistycznej.               

Pożegnanie z Berlinem 

W chwili gdy Adolf Hitler ściskał rękę marszałkowi Rzeszy Paulowi von Hindenburgowi, Erich Mendelsohn wiedział, że będzie musiał opuścić Berlin.  21 marca 1933 roku skończył 46 lat. Na urodzinowym przyjęciu urządzonym na tarasie willi w Rupenhorn  wspaniale koncertowała orkiestra kameralna złożona z wybitnych muzyków. Kilka dni  później siedział z żoną w przedziale pociągu odjeżdżającego do Amsterdamu. 

Wiedział, że w nazistowskich Niemczech nie ma dla niego miejsca. Wiedział, że znany architekt żydowskiego pochodzenia, w dodatku projektujący dla Rosjan, otwiera listę osób skazanych przez gestapo na eksterminację. W Amsterdamie przywitał go przedstawiciel tamtejszego  biura.  Zapytał, co będzie tutaj robił.  Mendelsohn wyciągnął z kieszeni  ołówek, pomachał nim w powietrzu i  krótko odparł: właśnie przeniosłem tu swoją pracownię.   

Od tego momentu datuje się jego emigracyjny  exodus.  Po Amsterdamie  przyszedł  Londyn, w którym osiadł w 1934 roku. W tym samym roku, korzystając z bliskiej znajomości z Chaimem Weizmannem, późniejszym prezydentem Izraela, pojechał do Palestyny i tam,  w Jerozolimie otworzył  kolejne biuro, projektując  m.in. willę Weizmanna i szpital rządowy w Hajfie.   

Eric, nie Erich

O Anglię zahaczył w 1937 roku. Otrzymał wówczas brytyjskie obywatelstwo, zmienił też Ericha na brzmiącego bardziej z angielska Erica.  W latach 40. wyemigrował  do Ameryki. Przez pięć trudnych nowojorskich lat starał się o amerykańskie obywatelstwo, żyjąc z odczytów i zajęć,  m.in. na uniwersytecie Stanforda.  Przyznano mu je dopiero w 1946 roku, po zakończeniu wojny, kiedy mieszkał już w San Francisco. Tam też zmarł na chorobę nowotworową 15 września 1953 r. Do śmierci pracował aktywnie jako oficjalny architekt stanu Kalifornia. Jego żona Louise zmarła 30 października 1980 r. w San Francisco.    

Małgorzata Lichecka 


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj