GTK było w Szczecinie lepsze od Kinga w trzech kwartach, ale decydującą przegrało wyraźnie i niestety też cały mecz 80:86 (20:16, 22:21, 16:15, 22:34).
Początek był niezwykle obiecujący dla gliwiczan. Proste błędy miejscowych udało się zamienić na szybkie ataki, a dzięki nim GTK od razu odskoczyło i po minucie gry prowadziło już różnicą pięciu punktów. To tylko rozzłościło szczecinian, którzy szybko poprawili swoją dyspozycję. Piłka powędrowała do Łapety, a potężny środkowy Kinga już wiedział co z nią zrobić i skończyło się akcją 2+1. Davis skutecznie zablokował Hensona, a następnie sam wykończył akcję. Wreszcie zza łuku przymierzył Ware i zrobiło się 8: 5. Kiedy raz jeszcze błysnął Davis było już 16: 9 i zanosiło się na to, że zespół trenera Bieli złapał właściwy rytm i będzie sukcesywnie budował przewagę. Do końca pierwszej kwarty pozostawało w tym momencie pięć minut, ale jak się później okazało, licznik gospodarzy zatrzymał się na bardzo długo. Zaczęli brylować przyjezdni. Sygnał do ataku dał Tabb, który długo się nie zastanawiał i w swoim stylu odpalił „trójkę”. Rozkręcił się też Furstinger. Ostatecznie koszykarze trenera Turkiewicza schodzili na pierwszą przerwę mając w zapasie cztery „oczka”.
Po wznowieniu gry raz jeszcze dobrze spisał się Furstinger, lecz odpowiedź Melvina była jeszcze lepsza. Amerykański skrzydłowy najpierw przymierzył zza łuku, a po chwili dobił niecelny rzut Bartosza. Po drugiej stronie parkietu tym razem Furstinger zamienił się w asystenta, a akcję sfinalizował Henson. King w końcu jednak dopiął swego, a w roli głównej ponownie wystąpił Melvin. Jego trafienie zza łuku doprowadziło do remisu (26: 26). GTK ponownie objęło prowadzenie, bo skuteczny na linii rzutów wolnych był Mateusz Szlachetka, a wsadem popisał się Furstinger. Kolejny zryw szczecinian pozwolił im na chwilę wrócić na prowadzenie, po tym jak akcję wykończył Ware (32: 31). Od tego momentu trwała już naprzemienna wymiana ciosów, końcówka jednak należała do GTK. Najpierw punkty zdobył Mondy, a następnie faulowany Dawid Słupiński z zimna krwią wykorzystał oba rzuty wolne.
W przerwie meczu w szatni Kinga z pewnością nie było zbyt wesoło. Ale trener Biela w ciągu tych kilku minut trafił do swoich zawodników. Ci po powrocie na parkiet zagrali z dużo większą determinacją i w szybkim tempie nie tylko odrobili straty, ale też objęli prowadzenie. Przebudził się McCauley, a „trójki” Davisa i Kikowskiego spowodowały, że na tablicy wyników pojawił się rezultat 45: 42. GTK raziło nieskutecznością, a kiedy Davis przechwycił piłkę i zamienił to na kolejne punkty szkoleniowiec gości nie miał wyjścia i poprosił o przerwę na żądanie. Po niej gospodarze, a konkretnie Kikowski trafił raz jeszcze z dystansu, a potem pojawił się problem doskonale znany z pierwszej kwarty i kolejny przestój. Gliwiczanie nie zamierzali zmarnować tej okazji i choć nadal mieli problem ze skutecznością – również z linii rzutów wolnych – to dzięki ofensywnym zbiórkom mozolnie odrabiali straty. Wreszcie do remisu doprowadził Tabb, a następnie wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Kwartę kolejny raz zakończył Słupiński, tym razem dobijając niecelny rzut zza linii 6,75 m Łukasza Diduszki.
Sytuacja Kinga była trudna, ale nie beznadziejna. W takich momentach sprawdza się zwykle wartość liderów. Ci ze Szczecina wiedzieli co mają robić i choć chwilę po wznowieniu gry, Słupiński świetnie wymusił stratę Kikowskiego, to już w kolejnych akcjach czołowi zawodnicy w talii trenera Łukasza Bieli odpowiednio zadziałali. Skuteczny był McCauley, popularny „Kiki” trafił „trójkę”, a do remisu doprowadził Ware (61: 61). GTK ponownie było bliżej zwycięstwa za sprawą akcji Duke'a Mondy'ego i Tabba, ale trafienia zza łuku Ware'a i McCauleya wyprowadziły gospodarzy na prowadzenie (67: 64). Ten ostatni w czwartej kwarcie był nie do zatrzymania i w decydujących fragmentach praktycznie wszystkie piłki wędrowały do niego. Gliwiczanie walczyli do końca, po trafieniach zza łuku Hensona i Tabba doprowadzili do remisu (72: 72), a przez moment byli nawet na prowadzeniu, po tym jak wejście pod kosz Szlachetki wykończył Słupiński (73: 74). Cóż z tego, skoro po chwili „trójkę” przymierzył McCauley, a następnie popisał się akcją 2+1 (79: 74). Sytuację próbował ratować Mondy, to nie był jednak jego dzień. Zwycięstwo gospodarzy przypieczętował Davis, który choć tradycyjnie w cieniu gwiazd Kinga, to jednak wykonał kawał solidnej roboty. Palma pierwszeństwa oczywiście należy się McCauleyowi, który zdobywał 16 „oczek” tylko w czwartej kwarcie.
Po serii trzech gier wyjazdowych GTK wraca do domu. Najbliższym rywalem Asseco Arka Gdynia, a mecz odbędzie się 26 stycznia o godz. 19.30.
GTK: Mondy 8, Tabb 18 (4x3), Henson 17 (1x3), Diduszko 5 (1x3), Furstinger 16, Słupiński 6, Szlachetka 5, Radwański 3, Mijović 2.
Komentarze (0) Skomentuj