Na wokandę wraca sprawa Koreańczyka, który po pijanemu potrącił ze skutkiem śmiertelnym Łukasza Pastuszczaka z Gliwic. Obcokrajowiec zrezygnował z usług gliwickiego adwokata. Podczas apelacji będzie go reprezentować znana kancelaria z Warszawy.
Wyrok w sprawie 29-letniego Koreańczyka, który prowadząc samochód pod wpływem alkoholu, potrącił ze skutkiem śmiertelnym rowerzystę, po czym uciekł, nie udzielając poszkodowanemu pomocy, zapadł w gliwickim sądzie rejonowym na początku marca tego roku, po dwóch latach od tragicznego wypadku przy ulicy Kozielskiej.
Jinyong L., obywatel Korei Południowej, pracownik jednej z firm na terenie strefy ekonomicznej, oskarżony był o jazdę po pijanemu, spowodowanie śmiertelnego wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia. Sąd uznał go winnym i skazał na siedem lat pozbawienia wolności (prokurator żądał pięciu) oraz zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na zawsze. Do tego nakazano Koreańczykowi pokryć koszty procesu, zapłacić rodzicom ofiary po 20 tys. zł odszkodowania (prokurator żądał 10 tys.) oraz wpłacić 5 tys. zł na fundusz ofiar wypadków drogowych.
Oskarżony podczas ogłoszenia wyroku nie był obecny w sądzie. Przyszedł jego obrońca i koreański tłumacz. Jak dowiedzieliśmy się wówczas nieoficjalnie, Jinyong L. zamierzał zabiegać o odbywanie kary w swoim kraju.
Tymczasem matka zmarłego Łukasza, ofiary spowodowanego przez Jinyonga wypadku, poinformowała nas, że dojdzie do apelacji, a sprawcy bronić będzie tym razem dwóch warszawskich adwokatów, specjalizujących się w wypadkach drogowych. Rodzice Łukasza są tym faktem zdruzgotani – boją się, że L. nie poniesie zasłużonej kary.
Przypomnijmy. Do potrącenia doszło 13 marca 2015 r. po godzinie 22.00 przy ul. Kozielskiej. Po zakrapianej kolacji w restauracji w Brzezince młody Koreańczyk siadł za kierownicą swojego opla. Jadąc w stronę Gliwic, uderzył w tył prawidłowo poruszającego się i oznakowanego rowerzysty. Jak wynika z opinii biegłych, sprawca nie wykonywał manewru wymijania jednośladu, ale wręcz go staranował. Rowerzysta i jego pojazd wylądowali w rowie. Jinyong L. nie próbował ratować poszkodowanego, nie wezwał pomocy. Sądząc, że uniknie odpowiedzialności, odjechał.
Ofiarą wypadku okazał się 30-letni Łukasz Pastuszczak, mieszkaniec Wójtowej Wsi. Wracał do domu z pracy, z zakładów strefy ekonomicznej na terenie Kleszczowa.
Śledczy znaleźli zniszczonego opla po kilku godzinach przy ul. Kochanowskiego. Dotarli do niego niejako przez przypadek. Otóż pewna kobieta zgłosiła policji, że ktoś zniszczył zaparkowany pod jej kamienicą samochód. Kiedy kryminalni dotarli na miejsce, okazało się, że znaleźli poszukiwany pojazd – zniszczenia pasowały do części, jakie znaleziono na Kozielskiej. Kierowca zniknął. Sam zgłosił się jednak na komendę, gdy zorientował się, że policja wpadła na jego trop.
Koreańczyk uparcie nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że nie widział rowerzysty, był przekonany, iż potrącił jakieś zwierzę, że nie uciekł z miejsca zdarzenia, ale wysiadł z auta i sprawdził, co się stało – nic podejrzanego jednak nie zauważył, a alkohol pił dopiero w domu.
Jak stwierdził sędzia SR w Gliwicach, postępowanie dowodowe wykazało jednak niezbicie, że Koreańczyk jest winny i w wielu kwestiach kłamie.
Obywatel Korei najwyraźniej nie był zadowolony ze sposobu, w jaki reprezentował go w sądzie mecenas z Gliwic (adwokat niejednokrotnie wchodził w konflikt z samym sądem, został nawet ukarany finansowo). Nie był też, co oczywiste, zadowolony z samego wyroku. Stąd apelacja i wybór słynnej kancelarii ze stolicy.
Apelacja w Sądzie Okręgowym w Gliwicach w piątek, 27 października.
(sława)
Komentarze (0) Skomentuj