Jest nim pyskowicka firma Komsta Okna i Drzwi. Jak się dowiedzieliśmy, pracuje ona nad koncepcją zagospodarowania terenu oraz wieży, ale konkretne plany poznamy za dwa miesiące.
Firma deklaruje, że chce odpowiednio zadbać o zabytek i go wyeksponować. Przez ostatnie pięć lat jego los był w rękach warszawskiego biznesmena, który wprawdzie teren zabezpieczył, ale były to działania pozorowane. Wymówką okazały się pieniądze potrzebne na adaptacje wieży. Cyprian Krzysztof Lutoborski, który zabytek z Sobieskiego 20 kupił w 2013 roku od innej warszawskiej firmy, istniejącej tylko na papierze, zapewniał, że chce dla wieży jak najlepiej, po czym wystawił teren na sprzedaż, reklamując go w ogólnopolskich mediach jako "doskonały teren inwestycyjny z zabytkiem".

Lutoborski był szóstym właścicielem wieży. Pozostali okazali się firmami  - widmami, jak szwajcarska spółka mająca w Polsce swoich przedstawicieli, upoważnionych do wynajdowania w różnych miastach "ciekawych" terenów, które można pozyskać za niewielkie pieniądze. Przez dwa lata (między 2006 a 2008 rokiem) zabytkiem zarządzał  uznany fotografik Tomasz Gudzowaty. To za jego kadencji operowała w wieży "Plantacja sztuki" - społeczny podmiot, który chciał z tego miejsca uczynić kolonię artystów. Po pożarze (podejrzewano celowe podpalenie, ale nie udało się tego udowodnić) Gudzowaty pozbył się wieży, a sam zwinął z Polski swoje interesy, przenosząc się na Węgry. 

Służby konserwatorskie były zabytkiem i jego stanem zainteresowane na tyle, na ile pozwalały przepisy prawa. Rosło ono po interwencjach (licznych) mieszkańców i akcjach protestacyjnych, organizowanych m.in. przez "Nowiny Gliwickie", jednak kolejni właściciele nie tylko unikali finansowej odpowiedzialności za zaniedbania, ale też wyraźnie ignorowali zalecenia konserwatorskie. Miasto natomiast nie zrobiło nic. - To nie nasza sprawa, bo właściciel prywatny - słyszeliśmy od urzędników. Czy Komsta stanie na wysokości zadania, okaże się w najbliższych tygodniach. 

Wieżę wzniesiono w początkach XX wieku, na niezagospodarowanych peryferiach Gleiwitz. A konkretnie na terenach rozciągających się między Daszyńskiego a Kościuszki. Budowlę oddano uroczyście do użytku 9 lipca 1904 roku - była ona zwiastunem późniejszej urbanizacji opisywanego obszaru. Czyli realizacji planu radcy budowlanego Carla Schabika i jego współpracowników. W latach 1922 – 1936 w okolicach wieży rozlokowało się osiedle domków jednorodzinnych towarzystwa GAGFAH, zaś w 1927 wybudowano kościół pw. św. Antoniego. Razem z wieżą były nie tylko landmarkami Gliwic, ale też istotnymi elementami koncepcji miasta-ogrodu, wprowadzanej skrupulatnie w życie przez Schabika. Świadczy o tym rekreacyjna funkcja terenów z dużą ilością zieleni, jak i wybudowane nieopodal korty Gliwickiego Klubu Tenisowego Gelb – Weis (działały jeszcze w okresie powojennym).

Działała przez 70 lat – do 1984 r. Wyłączono ją z eksploatacji w1985 – zbiornik przeciekał i obawiano się katastrofy. Wówczas właścicielem były miejskie wodociągi. Specjaliści wykonali pomiary stalowego płaszcza, stwierdzając, że remont nie wchodzi w grę. Płaszcz należało wymienić. W 1986 roku zlecono ekspertyzę techniczną konstrukcji i inwentaryzację architektoniczno-budowlaną. Wypadły dobrze, wykonano więc projekt nowego zbiornika, uwzględniający techniczne szczegóły montażu. Zlecono także prace przy elewacji, dachu (przeciekał), zaplanowano również wykorzystanie dwóch żelbetowych wieńców ściągających budynek.

Zleceń nigdy jednak nie wykonano. Zbiornik i budynek zamknięto. I przez dwadzieścia lat nie interesowano się jego stanem. Dopiero dzięki działaniom Bożeny Fedas-Frączek, w grudniu 1998 roku, wieżę wpisano do rejestru zabytków. Przytoczę uzasadnienie, gdyż  jest w tej sprawie niezwykle istotne: „(…) wieża jest cennym przykładem monumentalnej architektury przemysłowej z początków XX wieku, stanowiąc świadectwo rozwoju sztuki budowlanej i inżynierskiej. A poprzez usytuowanie w najwyższym punkcie jest istotnym elementem krajobrazowym sylwety miasta”. Fedas-Frączek uratowała wieżę -  gdyby nie została zabytkiem rejestrowym, pewnie dzisiaj niewiele by po niej zostało.

Małgorzata Lichecka
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj