16 września 2001 roku rano, na niewielkim parkingu przy garażach, przy ul. Żabińskiego, policjant zabezpieczył bordowego opla omegę z wybitą szybą. Nie przypuszczał, że tego dnia rozpocznie się historia jednego z najdłuższych gliwickich śledztw.
Wybita szyba była pierwszym sygnałem ostrzegawczym. Drugim, poważniejszym, kominiarki i dwie łopaty znalezione w bagażniku. Funkcjonariusze spisali numery rejestracyjne omegi i rozpoczęli poszukiwania właściciela. Najpierw dotarli do banku, jego pracownik podał nazwisko właściciela, ale gdy policja się z nim skontaktowała, okazało się, że już dawno użyczył samochodu komuś innemu.
Nawet pies nie zaszczekał
Tak naprawdę jeździł nim Zbigniew Sobański. Policjanci zjawili się więc w jego mieszkaniu przy Okrzei, nikogo jednak nie zastali. Ale wybita szyba, kominiarki i łopaty mogły wskazywać na przestępstwo. Dlatego zabezpieczono wszelkie ślady i namierzano Sobańskiego. Kolejne próby skontaktowania się z nim nie przynosiły rezultatu. Nie było go w domu ani w żadnym z kilku miejsc, w których prowadził interesy. Od 13 września Sobańskiego poszukiwał także wspólnik. Przychodził na Okrzei kilkakrotnie, pukał, dzwonił, ale za drzwiami panowała głucha cisza, nie słyszał nawet szczekania psa. Zupełnie jakby Dorota i Zbigniew zapadli się pod ziemię.
Handlowa żyłka Sobańskich
Małżeństwo od lat prowadziło w mieście interesy. Czasem dwa, czasem więcej. Niestety, nie byli dość przedsiębiorczy i zadłużali się u wielu osób, nie spłacali też terminowo pożyczek. Jako tako wiodło im się z barem przy starym stadionie Piasta, ale i ten interes podupadał. Mieli dwupokojowe mieszkanie przy Okrzei, umeblowane zwyczajnie, jak na przełom lat 90. i dwutysięcznych przystało: fornirowana meblościanka, łóżko małżeńskie, stolik z połyskiem, fotele, kwiaty, sprzęt RTV. 35-letnia Dorota lubiła biżuterię i miała jej podobno dość sporo, 36-letni Zbigniew próbował sił w różnych branżach, ale żadna nie przyniosła mu fortuny. Dzieci nie mieli, mieli za to psa – owczarka niemieckiego.
Wejście przez lufcik
O Zbigniewa i Dorotę zaczęła niepokoić się rodzina: ich telefony, komórkowy i stacjonarny, milczały, sąsiedzi niczego nie widzieli ani nie słyszeli, ale sugerowali siostrze Sobańskiej, że może gdzieś wyjechali. 26 września 2001 r. na rodzinnej naradzie ustalono, że spróbują dostać się do mieszkania przez uchylony lufcik. Zauważyli go już wcześniej, kiedy rozmawiali z sąsiadami. Kiedy przedostali się przez okienko do środka, od razu uderzył ich nieprzyjemny zapach. Zobaczyli, że w pokojach nie było telewizorów, magnetowidu, tunera, z szafki w dużym pokoju wywalono dokumenty. I bardzo szybko zlokalizowali źródło smrodu – w łazience znaleziono martwego owczarka. Wtedy rodzinie Sobańskich zapaliły się czerwone lampki i niezwłocznie powiadomiła policję, zgłaszając zaginięcie Doroty i Zbigniewa.
27 września 2001 r., godz. 10.00
Tego dnia policja przeprowadziła oględziny mieszkania. Z protokołu znajdującego się w aktach sprawy wynika, że ekipa policyjna stwierdziła „względny porządek”: mieszkania nie splądrowano, pootwierano jedynie niektóre szafki, jakby szukano dokumentów. Te zresztą leżały porozrzucane na podłodze. Na stoliku, w dużym pokoju, znaleziono niewielką (8x15 cm) kartkę, wyrwaną z zeszytu w kratkę. Było na niej tylko jedno zdanie: „Pojechałam do Gorzanowa”, data – 14. 09. 2001 i podpis – „Dorota”. Uznano za prawdopodobne, że małżonkowie rzeczywiście wyjechali, ale gdy sprawdzono ten trop, okazało się, że w Gorzanowie ich nie ma. I nigdy tam nie dotarli.
Dlaczego Dorota umieściła na kartce datę?
Być może takie pytanie zadawali sobie śledczy, ale na tym etapie nie wydawało się ono istotne. Kartka miała uwiarygodnić zniknięcie małżonków, więc założono hipotezę, że uciekli przed wierzycielami. Jak bardzo okazała się ona fałszywa, mieliśmy się przekonać w 2015 roku.
Przyczyna śmierci – otrucie
Ciało owczarka przekazano do specjalistycznego badania. Okazało się, że stan rozkładu wskazuje, iż zwierzę przeleżało w łazience ponad 10 dni. Pies zdechł prawdopodobnie od trutki na szczury, a kiedy już nie żył, skręcono mu kark. Nie wiemy, jakie wnioski wyciągnęli wówczas śledczy, bo w aktach odnotowano jedynie fakt badania.
W ogólnopolskiej bazie osób zaginionych
W październiku 2001 roku dane Sobańskich, ze statusem „zaginieni", wprowadzono do ogólnopolskiej bazy osób zaginionych. W kwietniu 2002 roku sprawę z gliwickiej prokuratury rejonowej przekazano wydziałowi kryminalnemu Komendy Wojewódzkiej w Katowicach i już w październiku zleciła ona zbadanie materiału dowodowego zabezpieczonego zarówno w samochodzie, jak i w mieszkaniu zaginionych. Pobrano włosy z kominiarek, ślady biologiczne, odciski palców z trzonka łopaty. W latach 2002 – 2006 rodzina wielokrotnie dopytywała się o losy Sobańskich, za każdym razem uzyskując z prokuratury lakoniczną informację: „Zaginionych nie odnaleziono, ale dalej trwają poszukiwania". W 2006 roku decyzją administracyjną wymeldowano ich z mieszkania przy ul. Okrzei. Jego właścicielem zostało miasto.
List gończy za Sobańskim
Poszło o nieuregulowane należności, a konkretnie o 2 tysiące zł, które Sobański był winien jednemu ze swoich klientów. Sprawę wszczęto zaocznie, bo wciąż uznawano, że małżeństwo ukrywa się zagranicą, chcąc uniknąć odpowiedzialności za długi. Nie można było tych pieniędzy odzyskać, więc gliwicka policja wystawiła w 2009 roku list gończy za Sobańskim, tłumacząc, że takie jest prawo.
Wrocław – fałszywy trop
W maju 2010 roku, dziewięć lat od zaginięcia, pojawiła się informacja, że Sobańskich widziano we Wrocławiu. I tę, podobnie jak wiele innych, sprawdziła katowicka prokuratura okręgowa. Bez sukcesu. Kolejny fałszywy sygnał.
Małgorzata Lichecka
W następnym odcinku: o skutkach oglądania programu 997, tatuażu z datą zaginięcia Doroty i Zbigniewa Sobańskich oraz więziennych konszachtach drobnych złodziei i skazanych na dożywocie.
Ramka :
Sprawa zaginięcia Doroty i Zbigniewa Sobańskich czekała na rozwiązanie 15 lat. W 2015 roku nastąpił przełom w śledztwie, rok później oskarżonym postawiono zarzuty brutalnego porwania i zabójstwa ze szczególnym udręczeniem. W czerwcu 2016 roku w sądzie okręgowym w Gliwicach rozpoczął się ich proces. Trzem grozi kara dożywotniego więzienia. „Nowiny Gliwickie” przygotowały cykl publikacji ukazujących kulisy zbrodni i przebieg procesu sądowego.
Komentarze (0) Skomentuj