Pokonał swoim rowerem trasę liczącą dokładnie 1704 km, by dotrzeć do słonecznego Neapolu w południowych Włoszech. Kolejne marzenie aktywnego radnego z Gierałtowic spełnione.
To nie pierwsza zagraniczna wyprawa na dwóch kółkach i nie pierwszy wpis o kolarzu amatorze - Marku Błaszczyku w „Nowinach Gliwickich”. Aktywny 60-latek udowadnia, że nigdy nie jest za późno, by zrobić coś dla siebie i ruszyć w nieznane. Tym razem na początku czerwca z progu własnego domu w Przyszowicach wyruszył w samotną wyprawę do Włoch, a metą był Neapol. Trzynastoetapowa trasa przebiegała m.in. przez Czechy, Austrię, Słowenię, aż do Włoch. Kolarz przemierzył Alpy, a następnie wyprawę rowerową poprowadził koło Wenecji, Rimini, by z wybrzeża wschodniego przedostać się na zachodnie i finalnie dojechać do Rzymu, do upragnionego Neapolu.
- Ciężka to była trasa z uwagi na dużo górzystych terenów. Dokładnie 2 czerwca wyjechałem i przez kolejnych osiem dni stale bez przerwy kręciłem kilometry aż do Rimini. Postanowiłem trochę pozwiedzać po drodze, stąd pojedyncze dni przerwy. 15 czerwca zameldowałem się w Rzymie, by odwiedzić ważne miejsca na mapie Włoch, a mowa o Koloseum oraz Watykanie. Finalnie 17 czerwca zameldowałem się w upragnionym i jakże słonecznym Neapolu. Choć uwielbiam upały, to pogoda nie była do końca moim sprzymierzeńcem na trasie. Prawie 40- stopniowe upały dały mocno w kość, szczególnie na trudnych, górskich odcinkach, gdzie nieraz odcinało dopływ świeżego powietrza – opowiada Marek Błaszczyk.
Kolarz dwa lata temu wyruszył do Barcelony, a w zeszłym roku obrał hiszpański kierunek – Bilbao.
Snucie marzeń ciąg dalszy
60-latek jak sam zauważa – nie spuszcza z tonu i już myśli o kolejnych rowerowych wojażach. - Jeszcze mam parę tras, które chciałbym pokonać na moim rowerze, choć prawdopodobnie zmienię zasady i zamiast jechać w pewnej ciągłości do wcześniej wyznaczonego celu, bo jest to bardziej wymagające i mordercze dla organizmu, tylko postaram się tworzyć więcej okazji do zwiedzania. Moim celem jest nie tylko dotarcie do wyznaczonej wcześniej przeze mnie mety, chcę poznać od podszewki kraje, które odwiedzam na rowerze. Najpiękniejszy czas to ten, kiedy wracam do domu i po prostu doceniam to co mam, bo wszędzie dobrze, jednak w domu najlepiej. Już planuję kolejną wyprawę. Choć jeszcze nie wiem, na co się zdecyduję w przyszłym roku, może nad Morze Śródziemne, gdzie obiorę trasę na Francję i Hiszpanię, ale myślę, czy nie jechać w kierunku Wiednia aż do Rumunii, a może wyprawa naokoło Niemiec – planuje 60-latek. Plany i marzenia sięgają także poza Europę, a mowa o RPA, Nowej Zelandii, czy gorącej Argentynie. Jedno jest pewne, zapewne o panu Marku i jego wyprawie rowerowej napiszemy jeszcze nie raz!
c.
Komentarze (0) Skomentuj