- Od początku roku obserwowaliśmy znacznie zwiększoną aktywność związaną z usuwaniem drzew z przestrzeni miejskiej w ścisłym centrum – zauważa Jakub Słupski ze Stowarzyszenia „Gliwickie Drzewa”. - Nie byliśmy zaskoczeni, bo styczeń - luty to tradycyjny okres wycinkowy w Polsce, natomiast liczba alarmujących sygnałów od mieszkańców zwróciła naszą uwagę.
Portale społecznościowe kipią od wpisów dotyczących prowadzonej w mieście wycinki drzew. „Serce mi pęka, kiedy to widzę. Piły warczą praktycznie non stop”. „To skandal, w Gliwicach nie szanuje się drzew, za to kocha beton i asfalt”.„Nie na darmo nazywają Gliwice betonowym miastem. Wstyd, że władza na to pozwala”. „Uważałam Gliwice za najładniejsze miasto na Śląsku, bo były zielone. A teraz? Brak słów na takie barbarzyństwo” - piszą internauci.

Czy rzeczywiście w ostatnich latach drzewa z Gliwic znikają hurtowo, a winny jest magistrat?

- Na ten problem warto popatrzeć bez emocji – mówi Marek Jarzębowski, rzecznik prezydenta. - Usuwanie drzew i krzewów precyzyjnie regulują przepisy ustawy o ochronie przyrody. Są tam szczegółowo opisane procedury oraz wskazane osoby i instytucje wydające na to zgodę. Z ustawy wynika, że zezwolenie na wycinkę drzew i krzewów, np. dla wspólnot, osób prywatnych, spółdzielni mieszkaniowych itp., wydaje prezydent miasta, ale jeśli teren, na którym rosną, wpisany jest do rejestru zabytków, robi to wojewódzki konserwator. Zgodę na usunięcie drzew rosnących na terenach stanowiących własność gminy, nieoddanych innym podmiotom w użytkowanie wieczyste, daje marszałek województwa. Na ziemi, która jest własnością Skarbu Państwa, pozwolenie wydają gminy zastępcze, wskazane przez samorządowe kolegium odwoławcze. Dotyczy to głównie gruntów będących w zarządzie MZUK, ZDM, szkół, przedszkoli oraz użytkowanych przez rodzinne ogrody działkowe. 

Rzecznik: drzewa przegrywają z cywilizacyjnym postępem

W latach ubiegłych usuwano w Gliwicach rocznie ok. 4-6 tysięcy  drzew. W 2017 roku tylko 2,4 tys. - Uważam, że o żadnej zielonej rzezi prowadzonej przez magistrat mówić nie możemy, a Gliwice wcale nie są betonową pustynią – komentuje Jarzębowski. - W ubiegłym roku MZUK, który odpowiada za tereny zielone w Gliwicach, wyciął  łącznie 356 drzew, ale w tym samym roku nasadził ich aż 1287. Podobnie w 2016: wycięto 264, nowych pojawiło się 1116. W 2015 pod topór poszły 442, a nasadzono 1092. W trzech ostatnich latach dodatkowo pojawiło się na gliwickich ulicach, skwerach i parkach kilka tysięcy krzewów i ponad pół miliona innych roślin. 

Jarzębowski pokazuje zestawienie. Wynika z niego, że w 2017 najwięcej drzew wycięto na osiedlach Kopernika (77), Baildona (55) i w Ligocie Zabrskiej (43). Najmniej w Wilczym Gardle (1) i na Sikorniku (2). W Żernikach, na Trynku, Wojska Polskiego po cztery, w Wójtowej Wsi - pięć. Ani jedno nie zniknęło w Starych Gliwicach.

Drzewostanem rosnącym w pasach drogowych zajmuje się Zarząd Dróg Miejskich w Gliwicach. Okazuje się, że w 2014 zlecił on usunięcie 282 drzew, rok później 355, w 2016 – 190, a w ubiegłym roku pod topór poszło ich aż 579. Wycinane zastępuje się nowymi nasadzeniami. W 2014 było ich 406, w 2015 - 386, 2016 - 190, a w 2017- 421.

Jarzębowski stara się zrozumieć głosy oburzonych wycinkami, ale... - Drzewostan trzeba odnawiać, bo w wielu przypadkach stanowi poważne zagrożenie dla ludzi i mienia - podkreśla. - Mieszkam przy Chorzowskiej, gdzie rósł szpaler wiekowych topoli. Kiedy mocniej wiało, z niepokojem patrzyłem na nie, zastanawiając się, kiedy runą na nowy dach, za który wspólnota zapłaciła masę pieniędzy. Ostatecznie topole wycięto i posadzono nowe drzewa - mówi.

W jego opinii, odrębną sprawą, jest  to, że drzewa przegrywają z postępem cywilizacyjnym. - Chorują i nie dożywają przewidzianego dla konkretnego gatunku wieku. Zresztą dzieje się to z różnych przyczyn. Wzmożony ruch samochodowy, ale nie tylko. Drzewa zabija sól, którą zimą z taką lubością posypujemy chodniki i ulice. Spróbowalibyśmy tego jednak nie robić. Zaraz odezwałaby się armia niezadowolonych kierowców i pieszych. Chcę jasno podkreślić, że każdorazowo decyzja o wycince drzew chorych jest konsultowana przez specjalny zespół z zatrudnionym w MZUK dendrologiem - dodaje rzecznik.  

Rzecznik przekonuje, że w Gliwicach drzewa usuwane są wyłącznie z dwóch powodów: stanu fitosanitarnego oraz gdy zagrażają bezpieczeństwu.
- Oczywiście, czasem odbywa się to również na wniosek inwestora, który w danym kwartale miasta zamierza coś wybudować, a stojące tam drzewa uniemożliwiają rozpoczęcie prac. Nad każdym przypadkiem urzędnicy pochylają się jednak indywidualnie i szczegółowo go analizują. Jarzębowski mówi, że w kwestii prowadzonych wycinek miasto chce działać transparentnie. - Najprawdopodobniej w połowie tego roku każdy z mieszkańców, na geoportalu miejskim, będzie mógł zobaczyć, gdzie rosną w Gliwicach drzewa, ile ich jest, jakie to gatunki. Trwają aktualnie intensywne prace inwentaryzacyjne.

Społecznicy: miasto ostatecznie rozprawia się z zielenią   

- Od początku roku obserwowaliśmy znacznie zwiększoną aktywność związaną z usuwaniem drzew z przestrzeni miejskiej w ścisłym centrum – zauważa Jakub Słupski ze Stowarzyszenia „Gliwickie Drzewa”. - Nie byliśmy zaskoczeni, bo styczeń - luty to tradycyjny okres wycinkowy w Polsce, natomiast liczba alarmujących sygnałów od mieszkańców zwróciła naszą uwagę.
Słupski wylicza, że tej zimy doszło do wycinek m.in. przy ul. Asnyka, al. Przyjaźni, ul. Dworcowej, a szykują się nowe, o czym świadczy pomarańczowy "X" namalowany na korze. Taki los czeka drzewa z ul. Konarskiego, Witkiewicza czy Zawiszy Czarnego. Pod koniec 2017 r. usunięto też te z Wybrzeża AK, Jagiellońskiej oraz skweru Valenciennes.

W ocenie społeczników obserwujemy coś w rodzaju ostatecznej rozprawy z zielenią przydrożną w Gliwicach.
- Zwracam uwagę, że wycinki nastąpiły lub nastąpią głównie w ścisłym centrum, na reprezentacyjnych ulicach – mówi Słupski. - Zatem, być może, w skali całego miasta nie ma drastycznego ich wzrostu, ale tym razem mamy do czynienia z usuwaniem drzew o wiele bardziej zauważalnym niż w peryferyjnych dzielnicach i bardziej znaczącym dla estetyki oraz jakości życia, zwłaszcza przy naszym poziomie zanieczyszczeń.

Słupski odnosi się do słów Jarzębowskiego o nowych nasadzeniach. - Rzadko kiedy robi się je w tym samym miejscu czy nawet rejonie, z których drzewa usunięto, a już szczególnie w ścisłym centrum - zauważa. - Tymczasem właśnie drzewa przy ulicach w centrum miasta dają największe korzyści: filtrują zanieczyszczenia, ograniczają hałasy i zapobiegają nadmiernemu nagrzewaniu się okolicy. Dlatego nasadzenia zastępcze powinny następować w pasie drogowym. Drzewa w innych miejscach nie poprawią jakości życia w centrum.

Zdaniem Słupskiego, problemów z nasadzeniami jest więcej niż tylko te lokalizacyjne. Zastępowanie kilkudziesięcioletnich roślin młodymi sprawia, że co najmniej kilkanaście lat musimy czekać, aż zaczną one spełniać swoją funkcję. W opinii Słupskiego, o wiele łatwiej i skuteczniej byłoby prowadzić właściwą pielęgnację niż rozkładać ręce, kiedy nic już nie da się zrobić. Inna sprawa to ta, jakie sadzi się gatunki: często solidne odmiany zastępują rachityczne wiśnie czy inne wątłe drzewka, które w żaden sposób nie zastąpią gatunków masowo usuwanych. - Niestety, ZDM i miasto w dalszym ciągu wolą wycinać niż pielęgnować – podsumowuje Słupski.

Andrzej Sługocki                                                               

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj