Dziś, w czasach wielkopowierzchniowych marketów, kameralny sklep zoologiczny przy ul. Bytomskiej nie narzeka na nadmiar klientów. A przecież gdzie, jak nie tam, znajdziemy prawdziwych miłośników zwierząt, którzy doradzą, zrozumieją, wyjaśnią…

Bo historia tego miejsca ma za sobą wiele dekad niezwykłych doświadczeń wielopokoleniowej rodziny – gotowania dla sprzedawanych zwierząt, codziennego czyszczenia klatek i… obserwacji odwiedzających sklep dzieci, dla których to miejsce w szarych czasach PRL było niczym barwne mini-zoo.  

Takie właśnie było dla mnie

Jako dziecko, idąc wraz z mamą ulicą Bytomską, ciągnęłam ją za rękaw prosząc, by choć na chwilę pozwoliła mi zajrzeć do tego sklepu. Panował tam gwar właściwy zwierzyńcowi – skrzek papug, śpiew kanarków, a czasem ciche pomruki chomików i świnek morskich. Z nosem przyklejonym do akwarium, obserwowałam kolorowe ryby i falujące w wodzie rośliny. Z tego fascynującego świata w końcu udało mi się zdobyć coś dla siebie – różowo-pomarańczowego chomika, którego nazwałam Senda. Uciekał i gryzł jak diabli, ale i tak go kochałam.
Takich historii są dziesiątki. Sklep przez lata był czymś w rodzaju małego zoo – dzieci przychodziły tu po szkole, rodzice zostawiali je „na chwilkę” - robiąc zakupy na dawnym handelku, dziś na hali Pod Murami - a właściciele pilnowali jak swoich.

– Zdarzało się, że dzieci wybiegały w tę i z powrotem ze sklepu, a my się zamartwiliśmy, że coś im się stanie na ulicy – śmieje się Marek Sadkowski, obecny właściciel, który prowadzi interes wraz z żoną, Urszulą. Oboje żartują, że dziś, wśród klientów, najbardziej zainteresowane asortymentem są psy, które czują, że to sklep z przysmakami dla nich. – Czasem pies ciągnie właściciela pod samą ladę. Nie przejdzie, dopóki czegoś nie kupią – opowiadają z uśmiechem.

Argo, Perełka i reszta rodziny – czyli psie historie zza lady

Psy zawsze miały szczególne miejsce w sklepie i w sercach właścicieli. Może pamiętacie czarnego pudla Argo, który wylegiwał się tam na podłodze?
– On nie kładł się jak każdy pies, tylko siadał w rogu, by widzieć wszystkich i wszystko. To był jego punkt obserwacyjny – wspomina seniorka rodziny, pani Czesława Sadkowska, założycielka sklepu. – A jak mąż wrócił z sanatorium i chciał usiąść w swoim fotelu, to Argo tylko spojrzał, jakby chciał powiedzieć: „Przepraszam, ale to już moje miejsce”. I koniec. Mąż mógł tylko poprosić, żeby się przesunął.

Argo był psem jednego pana – a właściwie jednej pani. Choć to mąż przynosił mu najlepszy salceson, pies gardził nim, jeśli nie został podany przez właścicielkę. – Jak ja dałam, to wcinał wszystko – śmieje się pani Czesława. – Był inteligentny jak człowiek. Taki pies się zdarza raz w życiu.

Ale potem przyszły kolejne – w tym ukochana Perełka, uroczy york. Choć mniejsza niż Argo, miała też swój charakterek.
Dla Pani Czesławy psy były nie tylko towarzyszami życia. To była rodzina. Z charakterem, zwyczajami i... własnym zdaniem. – Jak Argo ukradł klopsy z patelni, to patrzył tylko jednym okiem, czy się zorientowałam. Kolejne klopsy znikały, a on udawał, że nie wie, o co chodzi. Taki był spryciarz.

Od Śmigielskiego do dziś – historia z kontynuacją

Jak zaczęła się historia sklepu zoologicznego prowadzonego pod tym adresem? Otóż w 1977 roku Czesława Sadkowska odkupiła lokal od niejakiego Śmigielskiego – to on rozpoczął w nim sprzedaż zwierząt tuż po wojnie, a w ofercie miał nawet małpki. Gdy przejęła interes, zastała chaos i brud. – Dzieci się pochorowały od pyłu i pierza, wszystko trzeba było wyremontować i posprzątać – wspomina dawna właścicielka. I zrobiła to. Dziś z uśmiechem opowiada, jak przez lata od czwartej rano stała przy garnkach, gotując ptakom mieszanki z jajka, marchwi i bułki. Każda klatka była myta codziennie, akwaria zadbane, zwierzęta dobrze odżywione i zaopiekowane.

W czasach największego prosperity właściciele sklepu zatrudniali dwie pracownice, ludzie ustawiali się w kolejce już przed otwarciem, a karmy i rybki znikały z półek w okamgnieniu. W sklepie można było znaleźć wszystko – od konopi i lnu po egzotyczne ziarna z Gdańska i Kielc. – Były świeże, starannie wybrane, jeździliśmy po nie sami. Dla nas liczyła się jakość – mówi Pani Czesława.
Sklep zoologiczny przy ul. Bytomskiej jest obecnie jednym z najstarszych sklepów w Gliwicach – nieprzerwanie prowadzonym przez tę samą rodzinę od prawie pół wieku.

Trzecie pokolenie na horyzoncie

Sklep działa dzięki temu, że przez lata był i domem, i miejscem pracy. Rodzina mieszkała na piętrze. – To nasz punkt, nie wynajmujemy, nie płacimy dzierżawy. Dzięki temu wciąż się trzymamy – mówią. Teraz sklep prowadzi syn właścicielki, Marek, wraz z żoną Urszulą, a na horyzoncie być może pojawi się kolejne pokolenie. – Gdyby wnuczka przejęła, to byłoby piękne – wzdycha dawna właścicielka. – Ale czas pokaże.

Wiedza, której nie znajdziesz w internecie

Choć konkurencja w postaci wielkich marketów i sklepów online jest coraz silniejsza, rodzinna wiedza i doświadczenie wciąż przyciągają klientów. – U nas nikt nie powie, że chomik żyje cztery lata – mówią z przekąsem. – A jak ktoś zada pytanie, to odpowiemy. Albo jak nie u nas kupił, to i tak doradzimy.
Bo ten sklep to nie tylko miejsce zakupów. To punkt spotkań, rozmów, porad. Czasem ktoś przyjdzie tylko się wygadać, czasem zapyta o karmę, a zostaje na dłużej. – Mąż był jak profesor. Prowadził całe wykłady. Klienci słuchali z otwartymi ustami – wspomina zmarłego współwłaściciela Pani Czesława.

Po prostu warto wejść

W sklepie przy ul. Bytomskiej 7 nie ma już, jak kiedyś, czterdziestu akwariów, nie ma tłumów jak dawniej. Ale jest coś innego – ciepło, serdeczność i historia zapisana w każdej klatce, na każdej półce, w każdym opowiedzianym wspomnieniu.
Ten sklep to miejsce, które warto odwiedzić – nawet jeśli nie szukacie karmy dla psa czy nowej klatki dla gryzonia. Może wasz pies sam was tam zaprowadzi. Może, jak wielu innych, przyjdziecie po coś małego, a zostaniecie na chwilę dłużej. Bo w tym sklepie po prostu dobrze się jest. 

Adriana Urgacz-Kuźniak
 

Galeria

wstecz

Komentarze (1) Skomentuj

  • Kasia 2025-03-30 17:34:47

    Ten sklep ma tyle lat co ja. Moja pierwsza wizyta w nim po zakup prosa dla znalezionej na działce papużki falistej miała miejsce w wieku ok. 6 lat. Pamiętam o Kubusiu do dziś. Natomiast niedawno zakupiłam w nim pięknego żółtego kanarka, przy łapaniu którego Pani Ula nieźle się musiała namęczyć, bo uciekł na sklep. Pan Marek z zaangażowaniem odpowiadał na moje pytania. Tak na prawdę, to Kobi przerósł moje oczekiwania, genialny pod każdym względem. Polecam sklep i pozdrawiam.

Akceptuję
Akceptując cookies, wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.Administratorem danych osobowych użytkowników strony: https://www.nowiny.gliwice.pl są „Nowiny Gliwickie” Spółka z o.o. zwanym dalej NG.

Każda osoba fizyczna ma prawo do pozyskania informacji, czy i jakie jej dane są przetwarzane przez NG (https://www.nowiny.gliwice.pl/polityka-prywatnosci),jak również ma prawo dostępu do swoich danych oraz żądania ich sprostowania, usunięcia lubograniczenia przetwarzania. Nadto osoba ta ma prawo wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych, prawo do ich przenoszenia oraz cofnięcia udzielonej zgody, które będzie skutkować w momencie otrzymania przez NG stosownego oświadczenia.Mają Państwo prawo dostępu do swoich danych, kontaktując się z Administratorem Danych Osobowych NG poprzez adres e-mail rodo@nowiny.gliwice.pl lub za pomocą formularza kontaktowego nastronie: https://www.nowiny.gliwice.pl/redakcja-kontakt"