Raptem trzy niewielkie pomieszczenia, a historia w nich zgromadzona sięga kilku dekad.
Do tego wiedza, niezbędna aby przekazać opowieść o dawnych technikach kryminalistycznych młodzieży i kolejnym pokoleniom policjantów – tą dysponują gliwiccy technicy kryminalistyki. W czasach, w których kryminały święcą tryumfy, eksponaty zgromadzone w na wystawie znajdującej się w budynku Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach bardzo pobudzają wyobraźnię. Po świecie kryminalistyki oprowadzali mnie kierownik Referatu Techniki Kryminalistycznej asp. sztab. Dariusz Sikora oraz specjalista asp. sztab. Grzegorz Siwczyk i technik kryminalistyki mł. asp. Łukasz Marek.
Na tym krześle siadali przestępcy
- choć, bynajmniej, nie jest „elektryczne”. Niepozorne drewniane krzesło z metalowym zagłówkiem do 2010 roku było na wyposażeniu każdej miejskiej komendy policji. To stanowisko do rejestracji osób podejrzanych. Siadywali na nim najbardziej zatwardziali przestępcy i zwykli złodzieje. Technik ustawiał ich do zdjęć – z profilu, półprofilu i en face. Wciąż opiera się o niego tabliczka z datą październik 2010 roku. To wtedy krzesło to zostało użyte po raz ostatni. Obecnie – co zobaczę w ostatnim pokoju – rejestracja osób podejrzanych odbywa się w specjalistycznej kabinie, która wykonuje zdjęcia i od razu rejestruje je w bazie danych. Moi przewodnicy mierzyli czas – dziś trwa to zaledwie 7 minut.
Przez lata wielokrotnie zmieniał się także sposób pobierania odbitek. Kiedyś na palce nakładano tusz specjalnym wałeczkiem, później pojawiły się poduszki nasączone tuszem. I choć od ponad 100 lat właściwie nie zmieniła się karta do rejestracji odbitek, dziś pobrać je można za pomocą skanera. Zresztą, nie tylko palców – każdego fragmentu ciała, który zawiera unikalne dane o nas. Daktyloskopię uzupełniła podoskopia, a także porównywanie np. czerwieni wargowej. Świat technik kryminalistycznych staje się coraz bardziej fascynujący, choć – co podkreślają policjanci – nie zmienia to faktu, że ich praca jest trudna, a oni sami nieustannie spotykają się ze śmiercią i krzywdą ludzką.
Niczym Columbo
Porucznik Columbo, gdy pojawiał się na miejscu przestępstwa, swoim bystrym umysłem rejestrował najdrobniejsze detale. Niespiesznie rozglądał się po pomieszczeniu i wyłapywał elementy, które nie pasują do schematu. W ten sposób znajdował ślady, które umykały innym funkcjonariuszom. Taka właśnie jest rola technika kryminalistyki, choć nie on sam prowadzi daną sprawę.
- Technik robi wszystko podczas zdarzenia. Musi tak „kombinować”, żeby ślad zabezpieczyć i nie zniszczyć – wyjaśnia asp. sztab. Dariusz Sikora. – Musi się znać na wszystkim, i na biologii i na elektryce… Praktycznie na wszystkich dziedzinach nauki – mówi. Na dowód policjanci pokazują mi dawne walizki o nazwie Wrzos i współczesne wyposażenie, które technicy zabierają na miejsce zdarzenia. Są w nich narzędzia, które mogą się przydać w najmniej spodziewanych sytuacjach. Bo po co technikowi dłuto? Przyda się do wykucia pocisku ze ściany. Do badań balistycznych pocisk musi zostać przesłany nieuszkodzony, bez dodatkowych rys. Technik musi się znać nawet na szklarstwie. I oczywiście – musi mieć wiedzę, w jaki sposób za pomocą wyskrobaków, wymazówek czy specjalistycznych pakietów kryminalistycznych pobrać materiał biologiczny od osób podejrzanych.
Znajdą sprawcę nawet… po zapachu
Obecnie ślady daktyloskopijne zabezpieczyć można z każdego podłoża. Co więcej, technicy z miejsca przestępstwa mogą pobrać nawet… zapach sprawcy. Jeśli przestępca dotknął przedmiotu i nie zostawił odcisku – prawdopodobnie pozostawił materiał biologiczny, który dziś jest bardzo cennym i dużo mówiącym śladem.
- Sprawca do pomieszczenia musiał wejść i tylko od pomysłowości i spostrzegawczości technika zależy, czy znajdzie ślady i je zabezpieczy – podkreśla asp. sztab. Grzegorz Siwczyk. - Technik na podstawie działań sprawcy musi wytypować miejsce, w którym ślad został zostawiony, a przecież ślady biologiczne i zapach nie są widoczne.
Zapach zabezpiecza się na pięciu jałowych pochłaniaczach. Rozkłada się je na odpowiednią ilość czasu w wytypowanych miejscach. Pochłaniacze umieszcza się następnie w słoikach i szczelnie zamyka. Taki zabezpieczony zapach są w stanie zidentyfikować najbardziej czułe urządzenia węchowe – psie nosy. Identyfikacja zapachu odbywa się podobnie, jak identyfikacja osoby podejrzanej. Przed psem stawiany jest ciąg gazonów, spośród których wybiera ten o okazanym mu wcześniej zapachu. Dla sprawdzenia poprawności przeprowadzonego badania, wykonuje się je raz jeszcze, zmieniając kolejność ustawienia gazonów.
Psy w policji coraz częściej wykorzystywane są do badań specjalistycznych, laboratoryjnych, a w terenie – do poszukiwania szczątków ludzkich. W tym drugim przypadku problemem było nauczenie psa rozpoznawania trupiego zapachu. Okazało się, że Amerykanie wymyślili rozwiązanie - specjalne tabletki, które rozpuszcza się w wodzie, w efekcie czego otrzymuje się zapach zwłok na różnym etapie rozkładu.
Zdjęcia – nie do rodzinnego albumu
Przygotowując materiał proszę moich gospodarzy o ustawienie się do zdjęć. Burzą się, że wykonuję zdjęcia pod kątem, z góry, z boku, a nie na wprost. W ich pracy takie fotografie nie mają wartości, bo zniekształcają przedmiot lub osobę, która jest rejestrowana przez oko aparatu. Ze śmiechem odbijam piłeczkę – nawet ich zdjęcia rodzinne nie są wykonywane z wykorzystaniem zabiegów kompozycyjnych.
Aparaty fotograficzne, na których pracowali technicy, były analogowe i wymagały samodzielnego ustawienia ekspozycji fotografowanych obiektów, w związku z powyższym wymagały dużej wiedzy z zakresu fotografii. Na wystawie obejrzeć można używane kiedyś aparaty m.in. Pentacon, Praktica i Zorka 4, czy późniejsze Minolta i Yashica, rejestrujące obraz na filmach. Po nich pojawiły się cyfrowe lustrzanki - Canon i Nikon. Ciekawym eksponatem jest również olbrzymiej wielkości kamera z 1989 roku, na kasety VHS, która jest sprawna do dzisiaj. Na wystawie znajduje się także wyposażenie ciemni fotograficznej. Przed 2000 rokiem, zanim powszechnie zaczęła wchodzić fotografia kolorowa, technik sam sobie wykonywał odbitki pozytywowe, wywoływał filmy, suszył negatywy. Do tego ostatniego celu służyła mu suszarka, taka sama, jak te, które były na wyposażeniu kobiet w czasach PRL.
Trudne sprawy – wielka satysfakcja
- Mieliśmy kiedyś takie zabójstwo w domku jednorodzinnym – przypomina sobie asp. sztab. Dariusz Sikora, gdy pytam o taką sprawę, która najbardziej utkwiła mu w pamięci. - Pracowało trzech techników i same oględziny tego domu trwały 11 godzin. Po zebraniu śladów dano nam czas do rana żeby na ich podstawie i na podstawie śladów porównawczych pobranych od osób zatrzymanych, zobrazować przebieg zdarzenia. Byliśmy bardzo zadowoleni z tego, że pomimo ogromnego zmęczenia udało nam się trafnie wytypować sprawcę – mówi z dumą.
- Mój rekord to 36 godzin w służbie, w tym 4 godziny odpoczynku – śmieje się mł. asp. Łukasz Marek. - Pracowałem przy zabójstwie, miałem 4 godziny na odświeżenie się i wróciłem na reoględziny. A potem wraz z kolegą zostałem wezwany na miejsce, w którym znaleziono granat – dodaje. Bo, jak mówią policjanci, trudne sprawy często pojawiają się seriami.
Mamy 12 techników, wkrótce będzie mniej
Ze ściany w muzeum uśmiechają się do mnie twarze techników, którzy pracowali w Komendzie Miejskiej Policji w Gliwicach od 1981 roku. Całkiem sporo jest wśród nich kobiet. Obecnie na etatach pracuje 12 techników, obsługują rejon Gliwic, Knurowa i Pyskowic. Wkrótce kilku z nich przejdzie na emeryturę, ich miejsca zajmą nowi adepci sztuki kryminalistycznej.
To praca niezwykle ciekawa, choć bez wątpienia trzeba w niej mieć bardzo twardą skórę. Żeby zostać technikiem trzeba skończyć kurs specjalistyczny techniki kryminalistycznej. Tego typu szkolenia prowadzą Szkoła Policji w Pile i Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Najważniejsza jest jednak wiedza, którą uzyskać można od starszych, doświadczonych kolegów.
Adriana Urgacz-Kuźniak
Komentarze (1) Skomentuj
Cała ta komenda, to jeden wielki skansen. Dosłownie straszy. W centrum miasta. Wstyd