Piast Gliwice w ostatnich czterech sezonach przegrywał mecze inauguracyjne w piłkarskiej ekstraklasie. Na starcie tej kampanii udało się zrzucić tę klątwę. Niebiesko-czerwoni w premierowej kolejce zremisowali w Krakowie z tamtejszą Cracovią 1:1, ale mogą czuć ogromny niedosyt, bo gola wyrównującego gospodarze zdobyli dopiero w 89. minucie.

Aleksandar Vuković postawił na zgranie i doświadczenie, bo na boisko w Krakowie wyszli piłkarze, którzy na koncie mają już sporo występów w ekstraklasie. W Cracovii tych zmian kadrowych było więcej.

W pierwszych minutach lepsze wrażenie robili gliwiczanie i już w 8. minucie mieli pierwszą dobrą okazję, by objąć prowadzenie. Po dośrodkowaniu Michaela Ameyawa, Fabian Piasecki wygrał pozycję w polu karnym i główkował, piłka przeszła tuż obok słupka. W 18. minucie gliwiczanie zdobyli gola. Patryk Dziczek dośrodkowywał w pole karne, tam walkę o futbolówkę wygrał Tomas Huk, głową zgrał ją w pole bramkowe, a Jorge Felix umieścił ją w siatce. Kolejne minuty to przewaga Piasta i chaotyczna gra Cracovii. W 25. min Arkadiusz Pyrka doszedł do strzału, ale fatalnie spudłował. Zaraz potem Piasecki urwał się obrońcom i po rajdzie umieścił piłkę w bramce, jednak gol nie został uznany, bo napastnik Piast był na minimalnym spalonym. Gliwiczanie nie rezygnowali z podwyższenia wyniku. Na bramkę gospodarzy szły akcja za akcją. Z dystansu próbowali uderzać Michał Chrapek i Grzegorz Tomasiewicz. W 40. minucie Felix strzelił z ostrego kąta, jednak golkiper Cracovii nie dał się pokonać. Niedługo potem próbował Huk - także bez powodzenia. W 45. minucie Ameyaw zdecydował się na uderzenie z dystansu i piłka zatrzymała się na poprzeczce. Ostatecznie goście zeszli na przerwę prowadząc 1:0. Ta pierwsza połowa zdawała się potwierdzać dobre przygotowanie Piasta do sezonu. Gliwiczanie przede wszystkim grali bardzo dobrze w defensywie, nie pozwolili oddać krakowianom ani jednego celnego strzału, płynnie przechodzili z obrony do ataku i stwarzali sytuacje bramkowe.

 

W najbliższą niedzielę, 28 lipca Piast podejmować będzie przy Okrzei wicemistrza Polski - Śląsk Wrocław. Początek meczu o godz. 17.30.

 

Szkoleniowiec Cracovii w przerwie zdecydował się dokonać dwóch zmian. Na murawie zameldowali się nowi piłkarze Pasów - Amir Al-Ammari i Mick van Buren i obaj szybko mieli okazje, by doprowadzić do wyrównania. Buren przy próbie uderzenia posłał, na szczęście, piłkę nad poprzeczką, a Al-Ammari skiksował. Piast nie chciał być dłużny. Trzykrotnie Piasecki miał szanse na strzelenie bramki, lecz tych okazji nie wykorzystał. Ta nieskuteczność Piaseckiego chyba miała wpływ na decyzję Vukovicia, który zdecydował się ściągnąć napastnika z boiska, a jego miejsce zajął Gabriel Kirejczyk, niestety niczego dobrego nie wniósł do gry. Natomiast za Chrapka wszedł Miłosz Szczepański i zaraz wywalczył rzut wolny dla Piasta, który celnym strzałem zakończył Ameyaw. Mimo upału tempo meczu było dość wysokie. Z czasem częściej przy piłce byli krakowianie, ale w defensywie Piast był bezbłędny. Do 89. minuty. Wtedy to z prawej strony Benjamin Kallman wyłuskał piłkę spod nóg Jakuba Czerwińskiego, zagrał do Burena, który doprowadził do remisu. W 95. minucie tuż przed polem karnym faulowany był Szczepański. Vuković zdecydował się na ten stały fragment gry wpuścić na boisko Damiana Kądziora. Ten przymierzył na długi słupek i niewiele mu zabrakło, by zanotować tzw. wejście smoka. Arbiter przeciągnął to spotkanie o 10 minut i w tym czasie jeszcze Tihomir Kostadinov miał okazję oddać strzał, jednak piłka po rykoszecie wyszła za końcową linię i mecz zakończył się podziałem punktów, z którego bardziej zadowoleni byli z pewnością gospodarze.

Piast: František Plach – Arkadiusz Pyrka, Ariel Mosór, Jakub Czerwiński, Tomáš Huk – Michał Chrapek (76’ Miłosz Szczepański), Grzegorz Tomasiewicz (90’ Damian Kądzior), Patryk Dziczek, Jorge Félix (90’ Tihomir Kostadinov), Michael Ameyaw – Fabian Piasecki (76’ Gabriel Kirejczyk).

Aleksandar Vuković
To był mecz, który kontrolowaliśmy, lepiej graliśmy w piłkę, stwarzaliśmy więcej sytuacji i wyszliśmy na prowadzenie. Mieliśmy też nie jedną i nie dwie kolejne szanse, aby podwyższyć wynik. Piłka jest też niesprawiedliwą grą, więc kiedy to się nie stało, to przeciwnik wyrównał, mając na to jedną czy dwie okazje. Później zabrakło czasu, bo po wyrównującej bramce dalej próbowaliśmy dążyć do zwycięstwa. Za to też trzeba pochwalić zespół, który grał do końca i do końca próbował walczyć o zwycięstwo. Mamy tylko punkt, a zapracowaliśmy na coś więcej. Trzeba liczyć, że w przyszłości też będziemy tłem dla przeciwnika, a mimo to nie przegramy. Mam nadzieję, że też nam się to w tym sezonie przytrafi, bo nie wygraliśmy meczu, w którym byliśmy zdecydowanie lepsi.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj