Tekst Ibsena wybrzmiewa na gliwickiej scenie zadziwiająco współcześnie i
dobitnie. Z pewnością wpływają na to polskie realia
społeczno-polityczne, więc realizację Judyty Berłowskiej można uznać za z
ducha feministyczną.
Główna bohaterka, Nora Helmer (Izabela Baran), przechodzi przemianę mentalną, która w finale sztuki doprowadzi ją do dramatycznej decyzji. Pani Linde (Dominika Majewska), przyjaciółka i, do pewnego stopnia, powiernica Nory, już wie, jaką cenę płaci kobieta za bycie niezależną, choć w jej przypadku to nie tyle kwestia wyboru, co konieczności: Linde została sama, bez środków do życia, musiała za wszelką cenę znaleźć pracę i poukładać wszystko na nowo. Obie spotykają się dość nieoczekiwanie w grudniowy przedświąteczny wieczór. Linde odwiedza Norę nie bez przyczyny - szuka pracy i choć nie mówi tego wprost, liczy, że dawna przyjaciółka jej w tym pomoże.
Kobiety dzieli wszystko: Nora jest mężatką, ma dzieci, dobrą sytuację materialną, kochającego męża, wiernego przyjaciela - doktora Ranka (Mariusz Galilejczyk). Pani Linde jest samotna, nosi się skromnie, nawet męsko, o wszystko musi walczyć, liczy się z każdym groszem. Nora chyba cieszy się z wizyty Linde i dość szybko wysuwa propozycję, że pomoże jej w znalezieniu pracy - u Torvalda (Piotr Bułka), jej męża, w banku.
Od początku w spektaklu czuć napięcie, jakieś niewypowiedziane urazy, zahamowania i przemilczenia. Każdy zajęty jest swoimi myślami: Torvald kłopotami w banku, Nora reperkusjami, jakie bez wątpienia przyniesie jej kłamstwo, dr Rank śmiertelną chorobą i nieodwzajemnionym uczuciem do Nory, pani Linde walką o byt.
Izabela Baran doskonale oddała skomplikowaną postać Nory. Jej młodość jest bez wątpienia atutem: wnosi świeżość i pewien rodzaj beztroski. Stara się być idealna, choć aż korci, by powiedzieć: poprawna, zarówno w stroju, jak i zachowaniu. Wie, czego od niej oczekują (mąż, przyjaciółka, Rank) i te oczekiwania spełnia, w zamian otrzymując… no, właśnie, co? Torvald kocha żonę, ale traktuje ją jak bibelot, piękny i kruchy. Taki, który można w każdej chwili odłożyć na półkę i zająć się ważnymi męskimi sprawami.
Nora kocha męża, ale jej uczucie ma kompletnie inny wymiar i emocje: poświęciłaby dla tej miłości wszystko, bez względu na konsekwencje. Torvald całkowicie zniewolił żonę, widać to chociażby w scenie szaleńczego tańca Nory: ma to być próba przed występem i Torvald, jak wytrawny treser, „daje” wskazówki: jak ma się poruszać, w którą stronę patrzeć, co założyć.
Szantażowana przez byłego pracownika Torvalda Nora musi podjąć decyzję: powie mężowi, że sfałszowała podpis ojca, by ratować finansowo męża? Moment wyzwolenia, uświadomienia, przychodzi trochę nieoczekiwanie. Nora słyszy od męża, że kobieta, która dopuściłaby się oszustwa, jest niegodna, by być matką i żoną. I to o niej Torvald wypowiada taki kategoryczny sąd, choć nie ma o tym pojęcia. Nora rozbija szklany klosz. Wie, że miłość to nie wszystko. Zrzuca nadobne szaty, przebiera się w kurtkę z marketu, buty emu, bierze plecak i wychodzi. Do „lepszego” świata.
Reżyserka, Judyta Berłowska, świetnie odczytała i odświeżyła dziewiętnastowieczny dramat. Bohaterowie spotykają się we współcześnie urządzonym wnętrzu, tak też się ubierają i po części zachowują, ale to zupełnie nie razi. Wręcz przeciwnie: uświadamia, że problemy, o których pisał Ibsen, się nie starzeją.
Małgorzata Lichecka
Kobiety dzieli wszystko: Nora jest mężatką, ma dzieci, dobrą sytuację materialną, kochającego męża, wiernego przyjaciela - doktora Ranka (Mariusz Galilejczyk). Pani Linde jest samotna, nosi się skromnie, nawet męsko, o wszystko musi walczyć, liczy się z każdym groszem. Nora chyba cieszy się z wizyty Linde i dość szybko wysuwa propozycję, że pomoże jej w znalezieniu pracy - u Torvalda (Piotr Bułka), jej męża, w banku.
Od początku w spektaklu czuć napięcie, jakieś niewypowiedziane urazy, zahamowania i przemilczenia. Każdy zajęty jest swoimi myślami: Torvald kłopotami w banku, Nora reperkusjami, jakie bez wątpienia przyniesie jej kłamstwo, dr Rank śmiertelną chorobą i nieodwzajemnionym uczuciem do Nory, pani Linde walką o byt.
Izabela Baran doskonale oddała skomplikowaną postać Nory. Jej młodość jest bez wątpienia atutem: wnosi świeżość i pewien rodzaj beztroski. Stara się być idealna, choć aż korci, by powiedzieć: poprawna, zarówno w stroju, jak i zachowaniu. Wie, czego od niej oczekują (mąż, przyjaciółka, Rank) i te oczekiwania spełnia, w zamian otrzymując… no, właśnie, co? Torvald kocha żonę, ale traktuje ją jak bibelot, piękny i kruchy. Taki, który można w każdej chwili odłożyć na półkę i zająć się ważnymi męskimi sprawami.
Nora kocha męża, ale jej uczucie ma kompletnie inny wymiar i emocje: poświęciłaby dla tej miłości wszystko, bez względu na konsekwencje. Torvald całkowicie zniewolił żonę, widać to chociażby w scenie szaleńczego tańca Nory: ma to być próba przed występem i Torvald, jak wytrawny treser, „daje” wskazówki: jak ma się poruszać, w którą stronę patrzeć, co założyć.
Szantażowana przez byłego pracownika Torvalda Nora musi podjąć decyzję: powie mężowi, że sfałszowała podpis ojca, by ratować finansowo męża? Moment wyzwolenia, uświadomienia, przychodzi trochę nieoczekiwanie. Nora słyszy od męża, że kobieta, która dopuściłaby się oszustwa, jest niegodna, by być matką i żoną. I to o niej Torvald wypowiada taki kategoryczny sąd, choć nie ma o tym pojęcia. Nora rozbija szklany klosz. Wie, że miłość to nie wszystko. Zrzuca nadobne szaty, przebiera się w kurtkę z marketu, buty emu, bierze plecak i wychodzi. Do „lepszego” świata.
Reżyserka, Judyta Berłowska, świetnie odczytała i odświeżyła dziewiętnastowieczny dramat. Bohaterowie spotykają się we współcześnie urządzonym wnętrzu, tak też się ubierają i po części zachowują, ale to zupełnie nie razi. Wręcz przeciwnie: uświadamia, że problemy, o których pisał Ibsen, się nie starzeją.
Małgorzata Lichecka
Komentarze (0) Skomentuj