Kiedyś w tym miejscu kwitła łąka żółtych mleczy. Mała Kasia siadała na niej i plotła wianki, przez całą długość polany. Pomysł rodziców, aby posadzić w tym miejscu drzewa, przyjęła niemal z dziecięcą rozpaczą. Dziś miejsce to stało się cudownym azylem dla niej i wszystkich, którzy poszukują wewnętrznego spokoju w jodze, medytacji i dźwięku tybetańskich mis.
Ceremonia kakao
Czym może Cię przywitać gospodyni tak czarownego miejsca? Kasia Ballou nalewa do glinianych kubeczków pachnące kakao, słodzone miodem. Chwilę potem, przeprowadza mnie przez skróconą wersję ceremonii. Ustalam intencję, skupiam się na intensywnym aromacie i smaku, przytulam kubek do serca. Podczas naszego spotkania mam wielką przyjemność doświadczyć czegoś jeszcze - prywatnego koncertu odegranego przez Kasię na tybetańskich misach, gongu i handpanie.
Kasia nie zawsze była związana ze sferą duchową, w przeciwieństwie do jej mamy, która interesowała się ezoteryką.
- Gdy byłam w liceum, interesowałam się wprawdzie tarotem, ale potem poszłam na studia z marketingu i wszystko skreśliłam. Wydawało mi się to całkowicie bezsensowne - opowiada nasza gospodyni. Dopiero po urodzeniu syna, jej życie zaczęło nabierać nowego sensu. – Zobaczyłam, że świat jest strasznie pudełkowy. Przeraziło mnie to i poczułam się całkowicie zagubiona. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że podniosła mi się energia Kundalini i dlatego zaczęłam widzieć świat z szerszej perspektywy – dodaje Kasia.
Narodziny syna były momentem przełomowym w jej życiu. To był początek głębokiej przemiany, która doprowadziła ją do zrozumienia, jak ważna jest harmonia ciała, umysłu i ducha. - Po urodzeniu dziecka miałam trudny czas, depresję i stany lękowe. Było mi bardzo źle ze sobą przez wiele lat. Zaczęłam chodzić na jogę, a wkrótce potem usłyszałam, że powinnam jej uczyć. Na początku wydawało mi się to obce, ale w końcu podjęłam decyzję – opowiada Kasia o swojej drodze do nauczania.
Po jakimś czasie Kasia zaczęła także zgłębiać tajniki pracy z dźwiękiem, zwłaszcza z misami tybetańskimi, które stały się ważnym elementem jej praktyki. - Kiedy usłyszałam dźwięki mis, poczułam spokój. Mój umysł przestał szaleć, a moje życie zaczęło się zmieniać na lepsze. To wtedy zaczęłam uczyć innych, jak mogą żyć spokojniej - tłumaczy dzisiaj. Jej metoda pracy z dźwiękiem jest unikalna, łączy w sobie różne techniki i doświadczenia, które zdobyła na przestrzeni lat.
Las Tworków. Las ludzi wrażliwych
Las Tworków, który Kasia stworzyła, to miejsce, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie – niezależnie od tego, czy szuka wyciszenia, duchowego wsparcia, czy po prostu miejsca, gdzie może pobyć w zgodzie ze sobą. - To jest las ludzi wrażliwych, którzy nie muszą tutaj udawać, że są kimś innym. Często kobiety, które przychodzą na krąg kobiet, mówią, że są traktowane przez bliskich jak szalone, bo interesują się filozofią Wschodu. Tutaj mogą być sobą - mówi Kasia z uśmiechem.
To przestrzeń otwarta, ale nie dla każdego dostępna od razu. Kasia bardzo dba o to, aby miejsce to pozostało spokojnym azylem, do którego dociera się z szacunkiem i intencją. - Nie podaję adresu tego miejsca publicznie. Ktoś musi się do mnie odezwać, napisać, zadzwonić. To nie jest sklep ze spokojem, tylko miejsce, do którego można dotrzeć, szanując jego zasady - tłumaczy. Taka forma organizacji sprawia, że Las Tworków staje się przestrzenią, gdzie spotykają się ludzie naprawdę poszukujący.
W poszukiwaniu duchowości
Jednym z najbardziej niezwykłych doświadczeń, jakie ją spotkało, była podróż do Nepalu, gdzie miała okazję uczyć się od buddyjskiego lamy. - Poznałam tam nauczyciela, który bardzo mnie zainspirował. Do dziś rozmawiamy przez WhatsApp, śmiejemy się, jest między nami porozumienie dusz.
- Jaka jego lekcja była dla Ciebie najważniejsza? – pytam.
- Żebym przestała myśleć – śmieje się Kasia. Dźwięk jej śmiechu często podczas naszej rozmowy rozbrzmiewa pośród drzew. - To doświadczenie uświadomiło mi, jak ważne jest zaufanie do serca i umiejętność odpuszczenia nadmiernej kontroli umysłu.
Podróż do Nepalu była również momentem, który utwierdził Kasię w przekonaniu, że to, co robi, ma głęboki sens. - Myślałam, że jak się nauczę od tego mistrza, to już będę wiedziała wszystko. Ale on powiedział mi, że to, co stworzyłam, jest naprawdę wyjątkowe. Musiałam pojechać na drugi koniec świata, żeby uwierzyć w siebie - mówi sama z niedowierzaniem kiwając głową. To była dla niej nie tylko lekcja pokory, ale także potwierdzenie, że każdy ma w sobie potencjał do tworzenia czegoś niezwykłego.
Leczenie dźwiękiem
- Dźwięki mis tybetańskich mają zdolność do uziemiania, co jest dla mnie bardzo ważne. Ja sama często szukam niskich tonów, bo one pomagają mi zachować równowagę. Instynktownie potrzebuję tych dźwięków, aby uzupełniać braki w moim układzie energetycznym - tłumaczy Kasia Ballou. W pracy z dźwiękiem wykorzystuje również koloroterapię i inne techniki, które pomagają jej uczniom odnaleźć spokój i wewnętrzną równowagę.
Kasia prowadzi także warsztaty i sesje indywidualne, podczas których uczy innych, jak pracować z dźwiękiem. Jej podejście jest bardzo indywidualne, dostosowane do potrzeb każdej osoby. - Pokazuję, jak to można zrobić, ale zachęcam do znalezienia swojej drogi. Nie zmuszam nikogo do niczego. Dla mnie najważniejsze jest, aby każdy znalazł swój własny sposób na osiągnięcie harmonii - mówi. Wierzy, że każdy ma w sobie potencjał do zmiany i że każdy może nauczyć się, jak wykorzystać dźwięk do uzdrawiania siebie i innych.
Kto odnajduje Las Tworków?
Las Tworków stał się miejscem, które przyciąga ludzi z różnych zakątków Polski. Kasia przyznaje, że na początku liczyła na to, że wśród nich znajdą się także jej sąsiedzi, ale okazało się, że właśnie im najtrudniej odnaleźć się w Lesie Tworków. Ci, co szukają jej i tego miejsca, mają jednak jedną wspólną cechę – poszukują spokoju, harmonii i duchowego wsparcia. - Czasami przychodzą osoby, które są wypalone zawodowo, zmęczone życiem. Inni szukają nowej drogi, są na życiowym rozdrożu. Trafiają do mnie też nauczyciele, którzy sami uczą innych. Pełne spektrum - mówi Kasia Ballou.
Bo Las Tworków jest miejscem, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie – niezależnie od tego, czy jest to głęboka medytacja, czy chwila wyciszenia wśród drzew.
Adriana Urgacz-Kuźniak
Zdjęcia: Michał Buksa
Komentarze (0) Skomentuj