Smutna wiadomość spadła nieoczekiwanie... „Jak to: umarł?! Przecież to niemożliwe! On był niezniszczalny!”, przekazywaliśmy sobie w sobotnie popołudnie.
A jednak… 29 września, w wieku 63 lat, odszedł nagle Jerzy Wojewódzki, ikona sportu w naszym mieście, założyciel Gliwickiego Towarzystwa Piłki Nożnej Pięcioosobowej „Piątka”, dzięki któremu miasto stało się największym ośrodkiem futsalowym w Polsce. Człowiek charyzmatyczny, zawsze uśmiechnięty, służący bezinteresowną pomocą. Barwny i lubiany. Przyjaciel młodzieży, której przez sport prostował zakręcone życiorysy, wychowawca wielu pokoleń piłkarzy.

- Moim chłopakom mówię to, co powtarzał mi mój nauczyciel: tyle jesteś wart, ile możesz bezinteresownie zrobić dla drugiego człowieka. Cóż z naszych doczesnych dóbr. Ważne, jak zapamiętają nas inni. O to warto dbać - podkreślał na każdym kroku. I właśnie za pracę dla innych został uhonorowany przez czytelników i redakcję „Nowin” tytułem Człowieka Ziemi Gliwickiej 2016.  

Jurek, bo tak mówili o nim przyjaciele, nie był rodowitym gliwiczaninem. Na Śląsk przyjechał w 1978 r. za chlebem, w rodzinnej Bydgoszczy perspektywy znalezienia dobrze płatnej pracy były bowiem kiepskie. Zaczepił się w stolarni Huty 1 Maja. Od najmłodszych lat pasjonował się piłką nożną. Już jako brzdąc grywał w Zawiszy Bydgoszcz. Razem z nim „kopały” wtedy późniejsze tuzy polskiego futbolu: Zbigniew Boniek, Henryk Miłoszewicz, Andrzej Brończyk. On nie zrobił oszałamiającej kariery, ale piłka na zawsze zawładnęła jego sercem.

Pracując w hucie, mieszkał w hotelu robotniczym. A ponieważ nigdy nie był ani trunkowy, ani nazbyt rozrywkowy, musiał coś robić z wolnym czasem. Grał więc w Kolejarzu Gliwice. Przez związki ze sportem poznał Piotra Wernera, znanego sędziego piłkarskiego, działacza oraz Macieja Chudzikiewicza, trenera szermierki. Kiedyś, przy czarnej kawie, wpadli na pomysł zorganizowania turnieju piłkarskiego dla amatorów. Trochę się przestraszyli, gdy nadeszły zgłoszenia od... 132 zespołów. Był rok 1983. Wtedy po raz pierwszy pojawił się pomysł stworzenia ligi w minipiłce nożnej, dziś nazywanej futsalem. To był początek Gliwickiego Towarzystwa  Sympatyków Piłki Nożnej Pięcioosobowej. Jurek został jego prezesem i sprawował tę funkcję ponad 35 lat. 

Za swoją pracę nie brał ani złotówki, a na życie (był rencistą) dorabiał sędziowaniem meczów. Ale kiedy trzeba było zrobić to bezinteresownie, wsiadał na rower i jechał na drugi koniec miasta, by za darmo pobiegać z gwizdkiem. Bo bardziej od pieniędzy cenił przyjaźnie i uśmiech drugiego człowieka. 

"Rożen! Panowie, bez faulu, szkoda parkietu. Raz do roku to i miotła wystrzeli. Ty, może i masz rację, ale to ja mam gwizdek. Zamiast karnego mogę ci dać cukierka. Nie kłóć się, tylko naucz grać". Jego powiedzonka rozśmieszały największych ponuraków i rozładowywały najbardziej napiętą atmosferę. Swoim uśmiechem, szczerością i bezpośredniością przyciągał ludzi. Zarażał energią, pasją, pracowitością. Ot, taki siewca dobra. Jego nie sposób było nie lubić. 

W ciągu 35 lat przez piłkarskie „piątki” Wojewódzkiego przewinęło się ponad sto tysięcy osób! Ile z nich stało na życiowym zakręcie, ile przez sport wyrosło na porządnych obywateli? To niemierzalny efekt ruchu społecznego, jaki Jurek stworzył i pielęgnował. Wielu z jego podopiecznych reprezentowało Polskę na międzynarodowych imprezach, promując przy okazji Gliwice. 

- Za najcenniejsze w futsalu uważam to, że jest dla wszystkich. Nie ma tu ograniczeń wiekowych – mówił. - Chcesz grać, grasz. Sport daje możliwość rozwijania pasji, pokonywania słabości i osiągania sukcesów. Jeśli ktoś ma 50 lat i nadal chce się ruszać, czy to nie sukces? Na boisku spotykają się ludzie o podobnych zainteresowaniach, zawiązują przyjaźnie.

Zawsze podkreślał, że sport pomaga młodym ludziom w mądrym spędzaniu wolnego czasu i w dużym stopniu chroni przed złym światem, że pełni nie tylko funkcję rozrywkową, ale też wychowawczą: - Jesteśmy jak jedna wielka rodzina, znamy się, lubimy. Jeśli ktoś ma problem, przychodzi pogadać i staramy się pomóc. Długo pracowałem, by zdobyć zaufanie chłopaków i na pewno go nie zawiodę. Kiedy trzeba, przestaję być prezesem i staję się po części ich ojcem - opowiadał. 

Osiem lat temu, wraz z Jarosławem Jenczmionką, wpadł na pomysł  turnieju piłkarskiego, którego beneficjentami mieli być podopieczni domu dziecka. Tak zrodził się turniej „Za 1 uśmiech”, przedsięwzięcie, o którym głośno nie tylko w Gliwicach czy na Śląsku. Przez dwa dni 16 drużyn gra ze sobą, a wpisowe, kilkadziesiąt tysięcy złotych, przeznaczane jest na wypoczynek dzieci. Zaledwie dwa tygodnie temu Jurek rozdawał nagrody uczestnikom ósmej edycji tego turnieju...

Trudno uwierzyć, że nie zobaczymy już Jurka, jak przemierza Gliwice na rowerze i pozdrawia mijanych ludzi. Trudno uwierzyć, że nie wejdzie „z hukiem” do redakcji, nie zażartuje. Będzie nam brakować tego niespotykanego poczucia humoru. Dziękujemy Ci, Jurek, że byłeś, także z nami, dziennikarzami „Nowin”. Nigdy o Tobie nie zapomnimy.

Redakcja 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj