Wielka szkoda, że miasto nie ma już lokali przy Zwycięstwa! Marzyłam by, jako miejska urbanistka, mieć przy tej ulicy swoje biuro.
Jak urządziła się pani w nowym miejscu?
Trochę z rozpędu i trochę metodą drobnych zmian, przystosowując rzeczywistość urzędową do swoich potrzeb.
Dlaczego osoba o tak ugruntowanej pozycji, z szacunkiem środowiska, co jest naprawdę niebagatelne w dzisiejszych czasach, wykładowczyni akademicka, specjalistka – urbanistka, zdecydowała się na funkcję urzędniczą? Która jest stale poddawana krytyce, przede wszystkim przez mieszkańców i mieszkanki.
Start w konkursie na urbanistkę miejską był dla mnie nowym wyzwaniem, nie chciałam do końca życia zajmować się tym, co już dobrze znam. Zawsze ciągnie mnie tam, gdzie mnie jeszcze nie było. A tak naprawdę najbardziej chciałam zgromadzoną przez lata wiedzę na temat funkcjonowania miast wykorzystać dla dobra Gliwic. Albo… przekonać się, że teoria – nawet zbierana na prawdziwych przykładach – nie zawsze jest do zastosowania. Od lat obserwuję rzeczy, które w miastach, także w naszym, nie działają i zastanawiam się czy mogą działać lepiej. To powiedziałam sobie: sprawdzam! Od września zatem testuję różne rozwiązania. Objęłam funkcję w momencie, kiedy przeważającą część planów miejscowych już w Gliwicach uchwalono (niestety, w przypadku tych najstarszych w sposób szkodliwy dla przestrzeni, bardzo ogólny, nie gwarantujący ochrony interesów wszystkich stron). Wycofywanie się z nich jest bardzo trudne, bo każda zmiana, która ogranicza możliwość zabudowy wiąże się z finansowymi obciążeniami dla miasta. Razem z Wydziałem Planowania Przestrzennego staramy się teraz testować narzędzia, które mogą stanowić dla planów uzupełnienie. Na przykład umowy urbanistyczne, czyli pewnego rodzaju punktowe, opracowywane negocjacyjnie plany lokalne, mediacje pomiędzy interesariuszami, gdy ich cele okazują się sprzeczne, lokalne wytyczne. Ale wracając do pytania, najważniejszą podstawą mojej decyzji był fakt, że chodzi o moje ukochane Gliwice.
Tym bardziej trudny to teren.
Przez wiele lat zabierałam tu głos w sprawach istotnych, postulując co można zrobić lepiej, uznałam więc, że teraz faktycznie spróbuję coś zrobić.
Ma Pani na pewno, wynikającą z wieloletniego doświadczenia, wizję dotyczącą tego, jak powinno funkcjonować dziś miasto, tak, by było miastem szczęśliwym. Z drugiej strony, 90% mieszkańców, nie tylko Gliwic, w ogóle nie interesuje się polityką przestrzenną, urbanistyką do momentu, kiedy na przykład przed ich oknami nie wybuduje się market czy obwodnica. Jak więc zbudować poczucie tożsamości z przestrzenią własnego miasta?
W Gliwicach przez lata było to dość trudne, gdyż głos obywateli i obywatelek był tu wyjątkowo mało słyszalny. Nic dziwnego, że ludzie się zniechęcili. Myślę, że teraz dla wszystkich jest oczywiste, że ten głos jest ważny. Mieszkańcy i mieszkanki powinni znać i rozumieć ruchy podejmowane przez miasto w ich imieniu. Musimy lepiej komunikować, bardziej angażować i częściej zapraszać. Dla przykładu: moje biuro zaczyna planować system miejskich parków kieszonkowych. Czekam jeszcze na rozpoczęcie pracy przez wyłonioną w konkursie architektkę krajobrazu i równolegle z pracami merytorycznymi chcemy od razu zacząć kampanię informacyjną, a potem zaprosić zainteresowane osoby do udziału w części decyzji na przykład, co w danym parku kieszonkowym powinno się znaleźć. Chciałabym, żeby między innymi w tym celu przy moim biurze utworzyła się rada społeczna. Przy okazji udoskonalamy MSIP – Miejski System Informacji Przestrzennej tak, by zawierał nakładkę ze wszystkimi terenami zieleni i rekreacji w mieście. Chodzi o to żeby o nowych elementach decydować w powiązaniu z terenami już istniejącymi, których jest w Gliwicach całkiem sporo. Ważną kwestią jest wprowadzenie faktycznej partycypacji przed rozpoczęciem większych inwestycji: cykli warsztatów lub spotkań, dzięki którym mieszkańcy i mieszkanki poczują się włączeni w decydowanie o miejskiej przestrzeni. Chcemy wprowadzić w mieście użytki ekologiczne, co jest dużą szansą, ale wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Warto więc kwestię przedyskutować z mieszkańcami i mieszkankami objaśniając czym takie użytki w ogóle są. Wspólnie z Urban Lab i Politechniką Śląską planujemy cykl wykładów połączonych z możliwością zadawania pytań, podczas których będziemy objaśniać różne miejskie kwestie – na przykład właśnie to, czym są użytki ekologiczne. Zdaję sobie sprawę, że w takich spotkaniach, warsztatach czy dyskusjach uczestniczą zazwyczaj osoby uświadomione, ale zależy mi, żeby systematycznie taką grupę poszerzać.
Może zabrzmi to patetycznie, jednak ustanowienie urzędu miejskiej urbanistki to ważna, historyczna, chwila. Po 1945 roku nie było wydzielonego biura, natomiast do 1945 roku było, zaś kluczem do sukcesu - długofalowość polityki, na przykład Karla Schabika. Przystępując do konkursu na to stanowisko zaprezentowała pani swoją strategię. Jakie były jej najważniejsze punkty?
To trzy kierunki działania, z których każdy ma strategiczne cele osadzone w konkretnym czasie. Pierwszy dotyczy polepszania jakości inwestycji, przestrzeni oraz współpracy z mieszkańcami. Widzę siebie jako łączniczkę między nimi a urzędnikami, między hermetycznym, technicznym językiem, a tym bardziej dostępnym. A także między nimi a deweloperami. Chcę reagować na bieżąco: spotykać się z mieszkańcami, którzy zauważają, że coś niedobrego się dzieje, a ja sprawdzam, czy rzeczywiście tak jest i czy da się ten problem szybko i skutecznie rozwiązać. Będę też pracować nad organizacją przestrzeni na dłuższą metę. Chodzi o ustawę krajobrazową czy konsultacje społeczne. Trzeba też uspójnić decyzje na temat zieleni. W tej chwili podejmują je różne instytucje, a pomoże zespół do spraw zieleni, który chcę utworzyć. Teraz wycinki drzew prowadzą trzy wydziały, do tego inwestorzy prywatni i spółdzielnie, a kiedy mieszkaniec lub mieszkanka widzą wycinane drzewo i chcą zaalarmować, tak naprawdę nie wiedzą do kogo się zwrócić. Taką szybką reakcją będzie wprowadzenie przy miejskich inwestycjach tabliczek informujących o wycince i o tym który wydział ją prowadzi. Pracujemy także nad powołaniem oficera ds. drzew oraz nad standardami ochrony zieleni. Trzecim filarem będą duże inwestycje czy projekty. Takie jak teren Dawnej Fabryki Drutu, ulica Zwycięstwa czy plac Krakowski. Są niezwykle ważne. Co do celów długofalowych i priorytetowych będzie nim mieszkalnictwo. Musimy przestać wyprzedawać miejskie lokale, szczególnie w Śródmieściu. To także wymaga dyskusji i wypracowania wspólnego planu z Zakładem Gospodarki Mieszkaniowej i Towarzystwem Budownictwa Społecznego.
Nie będzie pani burzyć PreZero Areny, ani zdzierać betonu sprzed dworca?
Co do tego ostatniego, miasto obowiązują pięcioletnie umowy gwarancyjne. Ta dotycząca placu przed dworcem lada moment wygaśnie, dlatego już myślimy o przyszłej mikrointerwencji.
Mnie interesuje to, jak pani widzi miasto w tej chwili. Przez ponad trzy dekady zarządzała nim inna ekipa z pomocą innych narzędzi.
Miasto nie jest czymś stałym, wręcz przeciwnie. Kierunek, który Gliwice obrały zaraz po transformacji był bardzo dobry, później, niestety, przestały nadążać za zmianami taki jak wyzwania klimatyczne i społeczne. Odwiedziłam bardzo wiele miast, pracując w niektórych, sporo podróżuję, dlatego mam, tak sądzę, dość szerokie spojrzenie, także na moje rodzinne miasto. Nie idealizuję Gliwic, twierdząc: to najlepsze miasto na świecie. Ale nie uważam też, że gdzie indziej jest wspaniale, a tu nie. Nawet Kopenhaga, do której często się odnoszę, ma dziś duże problemy. Widzę więc Gliwice w spektrum rozwiązań dobrych, złych, naszych, nie naszych. Potrafię docenić to, co mają wspaniałego, czyli lokalizację na przecięciu szlaków komunikacyjnych. Gliwice są świetnie zaprojektowane - mają zrąb średniowieczny, z rynkiem i czytelnym starym miastem, które kiedyś otoczone było miejskimi murami. Jako miasto administracyjne, a nie tylko przemysłowe, bardzo dobrze rozwinęły się w okresie industrializacji, a następnie na początku XX wieku trafiły na radcę Karla Schabika, który zapewnił ich przemianę w nowoczesne miasto.
Wracając do newralgicznych punktów miejskiej przestrzeni. Dawna Fabryka Drutu przez ostatnie dwa lata była gorącym tematem, przede wszystkim ze względu na czujność strony społecznej, która aktywnie sprzeciwiła się wyburzeniom zabytkowych hal i sprawiła, że duża ich część została wpisana do rejestru zabytków. Nowa władza deklarowała, że zajmie się tym trenem. Za nami dwa spotkania: pierwsze z architektami i architektkami, na którym rozmawiano między innymi o koncepcjach budowy na terenach DFD wysokościowców. Część mieszkańców i mieszkanek, a także strona społeczna, uznała je za kontrowersyjne. Jakie jest Pani stanowisko w kwestii przyszłości tych terenów?
Od samego wpisu do rejestru zabytków budynki nie przestają się rozpadać.
Nie, nie przestają się rozpadać, ale mają bezpieczną przyszłość w tym sensie, że dalej trwają. Bo przecież chciano je wyburzyć.
Dopiero po rozpoczęciu prac okaże się, co naprawdę da się uratować. Mam nadzieję, że jak najwięcej, ale moja niedawna wizyta na miejscu nie napawa optymizmem. Na pewno nie jest to przestrzeń na jedną funkcję, a na nową dzielnicę, wzmocnioną dobrymi połączeniami komunikacyjnymi. Bo teraz mamy w tym rejonie nieprzekraczalną barierę komunikacyjną: DTŚ, Bohaterów Getta Warszawskiego i tory. Dlatego myślenie o terenach, na których mamy dziś zabytkowe obiekty Dawnej Fabryki Drutu, to myślenie o komunikacji, o połączeniach. Oczywiście w różnych wariantach: dla samochodów, pieszych, rowerzystów. Jeśli rozwiążemy ten problem, znacznie łatwiej myśleć o całości. Jednak nie tylko one będą istotne. Jaka to powinna być przestrzeń? Na pewno już nie tylko fabryka kultury, bo dziś UE preferuje inne funkcje, i na obiekty kultury trudno otrzymać dofinansowanie, ale też nie chcemy by w mieście powstawały obszary o jednej funkcji. Wizja jest taka, żeby na terenie Dawnej Fabryki Drutu powstała przestrzeń kultury i rekreacji, usługi, biura, mieszkania, a może nawet nieuciążliwy przemysł. Taka pełnoprawna część miasta. Najpierw trzeba będzie opracować masterplan. Na pewno będą z tym związane konsultacje społeczne i rozmowy z inwestorami. Jest bardzo dużo potencjalnych rozwiązań, a wszystkie są na stole, i wiemy, że miasto musi być tu aktywnym graczem. Nie może stracić nad terenem kontroli, ale też nie jest w stanie przeprowadzić inwestycji samodzielnie.
Ulica Zwycięstwa od wielu lat, mimo gotowych rozwiązań i rozstrzygniętych konkursów, nie może doczekać się zmiany. Problemem tej ulicy jest pustka, brak życia. I trudno będzie tę ulicę z tej pustki wyprowadzić.
Wielka szkoda, że miasto nie ma już lokali przy Zwycięstwa! Marzyłam by, jako miejska urbanistka, mieć przy tej ulicy swoje biuro. Najlepiej w parterze, z dużą witryną, co sprawia, że można być w stałym kontakcie z mieszkańcami, ale też obserwować życie tej ulicy. Co trzeba z nią zrobić? Teraz przeglądamy w biurze wszystkie plany, koncepcje i wykonane już projekty, także te sprzed lat, wybieramy pewne propozycje i warsztatowo będziemy ustalać rozwiązania, które powinny się tam znaleźć. Pracujemy nad tym by w 2025 r. zlecić wykonanie projektu budowlanego. Priorytetem jest na pewno więcej miejsca na kawiarniane ogródki, więcej drzew, a przede wszystkim większy udział pieszych i rowerzystów w ruchu.
A propos tego ostatniego, w 2023 r. urzędujący wówczas prezydent chciał zamknąć Starówkę dla ruchu. Zresztą kilka ulic zamknięto już wcześniej, a to działanie było kontynuacją. Jednak dość ostro zaprotestowali przedsiębiorcy, wspierani zresztą przez obecną prezydentkę. No i z tego zamykania Starówki zrezygnowano.
Jestem zwolenniczką zwiększania udziału pieszych w ruchu, jednak musimy pamiętać jakim miastem są Gliwice - nie są w stanie całego ruchu przerzucić na komunikację publiczną. Ich struktura jest na to zbyt rozproszona, zbyt wiele osób mieszka za miastem, są też za bardzo połączone z całą konurbacją. Więc wyłączenie z ruchu całej Starówki bez zaproponowania czegokolwiek w zamian zawsze będzie wywoływało protesty.
Co, pani zdaniem, miałoby być tym „w zamian”?
Parkingi wielopoziomowe w okolicach ringu i przy centrum przesiadkowym.
Kiedy mówimy parking wielopoziomowy, widzimy jakąś obrzydliwą betonową budowlę. Pani, w jednej z koncepcji na Gliwice, zaproponowała ciekawy projekt parkingu wielopoziomowego. Jest zieleń, są przestrzenie o różnych funkcjach, w sumie można tu przyjemnie spędzić czas.
Ten konkretny parking z placem zabaw na dachu to Park&Play z Kopenhagi, projektu duńskiej pracowni JAJA Architects. Mój ulubiony. W parterze są markety, sklepy, znalazłam tam nawet wyposażony w narzędzia warsztat społeczny otwarty dla mieszkańców dzielnicy. Każdy mógł tam przyjść, naprawić sobie radio, albo odkurzacz, coś zostawić do wzięcia dla innych, coś sobie wziąć. Na dachu ma plac zabaw, na który można się dostać windą, ale także schodami z timerem liczącym czas wejścia lub … wbiegnięcia. I rzeczywiście, ludzie którzy biegają w okolicy tego parkingu, często wbiegają na górę, na 7 piętro, sprawdzając czy pobili swój czas. A z dachu jest także wspaniały widok na całą dzielnicę. W Gliwicach mógłby powstać podobny parking, bo te które dziś funkcjonują to w zasadzie zmarnowanie wspaniałej przestrzeni publicznej. To na pewno jedno z moich zadań, które sobie stawiam.
Plac Krakowski, odwieczny problem tego miasta. Dziś zdominowany przez pomnik budowany siłami społecznymi, o którym pani wypowiadała się krytycznie. Co do placu Krakowskiego i jego przyszłości, powstało wiele różnych projektów studenckich, mniej lub bardziej fantastycznych, jednak ciągle nie można wyjść z fazy dyskusji do fazy działania. To jest plac miejski używany na food trucki, wyprzedaże garażowe, wesołe miasteczka.
Plac Krakowski jest na liście priorytetowych zdań mojego biura i, w przeciwieństwie do terenów Dawnej Fabryki Drutu, nie wymaga aż tak długofalowego działania. Rzeczywiście nie zgadzałam się ani z lokalizacją pomnika, ani z jego formą, jednak zgodę wydano i on powstaje. Ale inicjatorom budowy chodziło o podkreślenie godności, o możliwość skupienia, zadumy. To na pewno kłóci się z funkcją miejskiego placu, gdzie chcemy by każdy czuł się dobrze, również hałasująca młodzież. Dlatego negocjujemy możliwość przeniesienia pomnika w inne miejsce. I będziemy przystępować do procesu zmiany placu Krakowskiego. Na razie dyskutujemy o bardzo różnych koncepcjach, na pewno chcemy w procesie projektowania wykorzystać faktyczne konsultacje społeczne czy tzw. prototypowanie, czyli wstępne testowanie rozwiązań przez tymczasowe zagospodarowanie. W ten sposób moglibyśmy zebrać opinie użytkowników o tym, czy zaproponowane zmiany są dobre, czy nie, i co należy uwzględnić już w docelowym projektowania nowego placu Krakowskiego.
Spora część działek w śródmieściu należy do prywatnych inwestorów, których sposób na dogęszczanie zabudowy budzi spore kontrowersje. Tak stało się w przypadku placu po synagodze, tak dzieje się też jeśli chodzi o zagospodarowanie trenu dawnego browaru Hugo Scobla.
Miasto nie jest wrogiem inwestorów i deweloperów, w końcu wszyscy gramy do tej samej bramki. My chcielibyśmy, żeby mieszkańcom dobrze się mieszkało. Inwestorzy zazwyczaj podobnie. Często drobnymi zmianami da się osiągnąć zadowalające efekty. Zapraszam do rozmów deweloperów, również właścicieli placu po synagodze. Czasami nowoczesne rozwiązania w historycznej tkance niekoniecznie są szkodliwe i nie jestem w tym względzie konserwatywna. Rzeczywiście część przestrzeni chciałabym widzieć zagospodarowaną na cele bardziej publiczne, ale gdy działki sprzedano, a plany miejscowe dopuszczają zabudowę o funkcji mieszkaniowej, to jedyne co możemy zrobić to sprawdzać zgodność projektów z warunkami technicznymi i planem miejscowym. Oraz… rozmawiać.
Ludzie sądzą, że urbanistka miejska ma wielką władzę i będzie mogła zajmować się detalami.
Mówiłam już o moich celach, także o zajmowaniu się bieżącymi interwencjami. Wciąż buduję zespół, z którym podzielimy się zadaniami bieżącymi i długoterminowymi. Na pewno zaletą tej funkcji, tak ją widzę, jest współpraca międzyzespołowa. Ludzie ironicznie mówią czasem, że urbanistka ma zająć się koszami na śmieci. A ja na to: jak najbardziej! I właśnie tworzę miejski wzornik małej architektury. Niech to będzie kilka dobrych projektów, gotowych do replikowania. Jestem gotowa pełnić tę funkcję tak długo, jak widzę, że ma ona cel, a to zadanie długodystansowe. Chciałabym, żeby Gliwice stały się bardzo dobrym miejscem do życia, więc zajmę się zrównoważoną mobilnością, jak i jakością oraz dostępnością przestrzeni czy dziedzictwem kulturowym. Będę chciała wypracować system konkursów miejskich na projekty architektoniczne i urbanistyczne.
A inne aktywności poza pracą urzędową? Wykłada pani na Politechnice Śląskiej, sporo publikuje.
Zostanę na uczelni, bo lubię pracę ze studentami. Zapraszam ich też na praktyki do biura urbanistki miejskiej. Natomiast pisanie i inne aktywności muszę chwilowo zawiesić. Za to potem na pewno będę miała o czym pisać.
Komentarze (1) Skomentuj
Fabryke drutu w centrum miasta (w/g mnie chlewiki) powinno sie w wiekszosci wyburzyc. Toz to centrum .Nie mylmy chlewu z zabytkowa architektura. Plac dworcowy spieprzony z powodu malej ilosci zieleni. Plac Krakowski spieprzony. Plac Piastow, dopiero po protestach posadzono wiecej drzew. Jakis syf w centrum miasta paru geniuszy nazwalo teatrem i tak zostalo. Ludzie czego sie nie zlapiecie wszystko sp..cie. Schabik ,ktoremu sie nalezy pomnik ,chyba sie w grobie przewraca. Brak slow.