Rozmowa z Krzysztofem Kobylińskim, kompozytorem, pomysłodawcą i dyrektorem PalmJazz Festiwal.
Organizujesz festiwal od 15 lat, zapraszasz wybitne postaci ze świata muzyki, z bardzo różnych stylów muzycznych. To światowy przekrój. Co motywuje Cię do tego, by co roku urządzać PalmJazz?
Z pewnością to, że już go tyle lat robię. Taka swoista praktyka.
To na pewno. Poza tym festiwal doskonale promuje muzykę. Czy jest jeszcze jakiś motywator festiwalowych działań?
Element przyjemności. Centrum Kultury Jazovia, które zbudowaliśmy, to miejsce szczególne dla muzyki. Muzyki, dla której poprzeczkę ustawiliśmy na festiwalu dość wysoko. Co z punktu finansowego nie było dobre, czytaj kosztowne, ale już dla poziomu koncertów na pewno tak. Tyle. Ja nie mam jakichś szczególnych aspiracji, żeby zostać promotorem jazzu czy innego rodzaju muzyki.
Nie masz, ale jesteś.
No, ale to taki zbieg okoliczności sprawił, wiesz.
Nie powiedziałabym.
Przygotowałem już ponad dwadzieścia festiwali, ale nie działam sam. No może tylko w warstwie doboru wykonawców, dogadywania się co do warunków, na jakich będą występować, resztę przygotowują ludzie z HH Poland, bardzo zaangażowani i to od lat, także duża grupa wolontariuszy. Korzystamy z infrastruktury, którą życie zezwoliło mi tam z innymi kolegami stworzyć kilkadziesiąt lat temu.
Kiedyś ten duch festiwalowy był nieco inny. Chodzi mi o intensywność: dwa koncerty dziennie przez półtora miesiąca. Czy przeformułowałeś koncepcję tego festiwalu? Czy on jest tym samym, którym był na przykład 10 lat temu?
Był taki moment, kiedy festiwal miał familiarny charakter. Miałem swoich ulubionych kolegów, muzyków, którzy grali tu co roku. Był na przykład Marcin Wasilewski czy Monika Borzym. Oni chyba z trzy lata pod rząd występowali na PalmJazzie. Być może wrócimy do tego w przyszłym roku, ale to w zależności od możliwości budżetowych i od odwagi wykonania. Może zrobimy w ramach PalmJazz koncert Jakoba Colliera. To zależy kto i ile będzie za to płacił. Bo ten koncert będzie kosztował więcej niż cały festiwal. Ale uważam, że wykonawca jest fantastyczny, jeden jedyny na świecie Jakob i warto żeby tutaj był, jeśli nie w Gliwicach, to może w jakimś innym miejscu na Śląsku. I to jest koncert, który rzeczywiście zrobiłbym z wielką przyjemnością. Dziś PalmJazz to muzycznie środek jazzu. Wcześniej zapraszaliśmy muzyków wskazujących, że w przyszłości będą budowali przestrzeń muzyczną, ale i takich, którzy już w zasadzie kończyli karierę. Z jednej strony to była Reut Rivka z Izraela, z którą miałem przyjemność i zaszczyt pracować wiele lat, z drugiej, Włodek Nahorny czy Zbyszek Namysłowski. Ten festiwal był tak pomyślany, ponieważ finansował go Urząd Miasta, niekoniecznie zainteresowany by robić przedsięwzięcie zorientowane na bardzo nowoczesne prądy jazzowe. Myśmy definiowali to tak: będzie on dla ludzi, których potrzeby estetyczne są wyższe od przeciętnych. I do tej pory się tego na festiwalu trzymamy. W przyszłości formuła będzie zmodyfikowana, ale zostawimy elementy familiarności.
W jesiennej edycji PalmJazz Festiwal 2024 usłyszeliśmy już Tomka Chyłę. Bardzo mi się podoba sposób w jaki komponuje. I jeden jedyny raz w dziejach PalmJazzu zdarzyło mi się, że przyszedł do mnie człowiek, a było to w Bremie, dał mi płytę, posłuchałem pierwszego utworu, potem jeszcze paru, a potem do niego zadzwoniłem i zaprosiłem go na festiwal. Nigdy tak się nie działo, konkurencja jest szalona, a tu mnie oczarowała ta muzyka.
Tegoroczna jesienna edycja to bardzo stonowana edycja, w programie dużo wykonawców bluesa.
W bluesie nie ma nowości. To 12 taktów które są muzycznie obudowane. Wychowałem się jako muzyk na tym gatunku, i faktycznie dotąd nie zapraszałem bluesowych wykonawców na festiwale, ale teraz tak się zdarzyło i to będą dobre koncerty.
To jaki będzie ten program ?
Na pewno warto zobaczyć ostatni grudniowy koncert z Randy Breckerem. To jest poważny gość, który od najmłodszych lat zakorzenił się w muzyce jazzowej. Marcin Wasilewski i jego naprawdę bardzo dobry zespół, który przez wiele lat współpracował z Tomaszem Stańką, a potem się usamodzielnił i dobrze daje sobie radę. Wystąpi zespół nowojorsko – włoski, czyli Emiliano D'Auria Brooklyn Bound. Tam są muzycy, z bardzo dużą wiedzą o współczesnym, nowoczesnym, jazzie, ale takim, który w moim przekonaniu, jest do posłuchania przez publiczność muzycznego jazzowego środka.
Czy spełniasz życzenia widzów? Czy oni ci mówią o swoich pragnieniach?
Mówią, ale to nie znaczy, że ja te pragnienia realizuję, gdybym był takim misiem ze skarbonką, żeby połączyć wszystkie oczekiwania, to byłoby fantastyczne, taki święty Mikołaj w jazzie. Ale to się nie za bardzo da robić. Oczywiście pilnie słucham... ale na końcu i tak robię po swojemu.
Komentarze (0) Skomentuj