Gliwicki szpital dyżuruje w ramach ogólnopolskiej sieci od 3 miesięcy, dwa razy w miesiącu, ale to wystarczyło, by uratowano w nim sprawność już sześciu pacjentów. - To są najtrudniejsze przypadki. Urazy przemysłowe, wypadki domowe, sportowe. Pacjenci trafiają do nas nawet z drugiego końca Polski – wyjaśnia dr Piotr Łopata, ordynator Oddziału Ortopedii Dziecięcej i dodaje. - Wiemy, że możemy pomóc. Bo mamy zespół, który potrafi zdziałać cuda.
Myślała, że straciła palec
Ostatni wspinaczkowy trening przed Sylwestrem miał być rutyną. – To miał być ostatni bouldering tego popołudnia. Już planowałam, że zaraz wrócę do domu i będę się szykować na wieczór – wspomina Lidia Krajewska z Krakowa. Stało się jednak inaczej. Podczas wspinaczki, nieświadomie zostawiła na palcu obrączkę. Gdy spadła ze ścianki, pierścień zaczepił się o uchwyt. Palec został całkowicie wyrwany wraz ze ścięgnem. – Został na ścianie. Razem z obrączką – mówi dziś z lekkim uśmiechem.
Trafiła na krakowski SOR. Tam lekarze, choć zrobili wszystko, by opanować sytuację, wiedzieli jedno – nadzieja jest tylko w Gliwicach. Krajewską przewieziono karetką do Szpitala Miejskiego nr 4, gdzie właśnie pełniony był ogólnopolski dyżur replantacyjny.
– Nie wiedziałam, że coś takiego w ogóle istnieje. Myślałam, że to po prostu koniec – amputacja, brak palca. Ale oni powiedzieli, że spróbują – wspomina pacjentka. Udało się. Dziś palec jest zabandażowany, ale już reaguje. – Dwa tygodnie temu doktor powiedział, że możemy mówić o sukcesie. Ćwiczę, odzyskuję sprawność. To się naprawdę wydarzyło – mówi wzruszona.
Nieco wcześniej do gliwickiego szpitala trafił pochodzący z Podkarpacia 12-letni chłopiec z odciętymi palcami. Zwykle takie przypadki kończą się amputacją. – Ale nie u nas – mówią zgodnie lekarze. Dzięki skoordynowanemu działaniu zespołu – chirurgów, anestezjologów, pielęgniarek i rehabilitantów – udało się przyszyć palce. Dziś chłopiec wraca do zdrowia.
Replantacja – chirurgia ekstremalna
Za operacje replantacyjne odpowiada dr Tadeusz Bilnicki, chirurg. To on był przy stole operacyjnym w przypadku zarówno chłopca, jak i pani Lidii. Wymagało to nie tylko godzin pracy, ale też wielu dni czuwania. – Przyszyty palec to dopiero początek. Potem są tygodnie obserwacji mikrokrążenia, rehabilitacji. Ale gdy widzimy, że pacjent rusza palcem – wiemy, że było warto.
Pomysł, by Szpital Miejski nr 4 dołączył do ogólnopolskich dyżurów, wyszedł od samego dr. Bilnickiego. – Przyszedł do mnie i powiedział: mam kwalifikacje, mamy sprzęt, mamy zespół – zróbmy to – wspomina prezes placówki, Przemysław Gliklich. – Nie musiał mnie długo przekonywać. Wiedziałem, że ten zespół może zrobić coś wyjątkowego.
Dziś prezes z dumą mówi o sukcesie: – Po wdrożeniu zabiegów robotycznych na urologii i ortopedii, replantacje to kolejny krok w rozwoju szpitala. Spektakularny krok. I nie byłoby tego bez lekarzy, pielęgniarek, instrumentariuszek, rehabilitantów. Należy bowiem pamiętać, że opieka nad tymi pacjentami to jest również opieka kooperacyjna, która trwa do kilku tygodni.
Gliwice są jednym z nielicznych miast w Polsce, które regularnie pełnią dyżury replantacyjne. W całym kraju takich ośrodków jest zaledwie kilka. – Zdarza się, że w danym dniu tylko jeden szpital w Polsce przyjmuje tego typu pacjentów – mówi dr Łopata.
Replantacja to więcej niż zabieg. To nie tylko technika chirurgiczna – to nadzieja, której niestety nie da się przeliczyć na punkty NFZ-u.
Adriana Urgacz-Kuźniak
Komentarze (0) Skomentuj