Pełna wdzięku i wyrazu, bezpretensjonalna, chwytająca za serce – takimi słowami można określić muzykę Francuzów.
Energetyczne rock’n’rolle, ekspresyjne bluesy i klasyki piosenki francuskiej („La Vie en Rose” z repertuaru Piaf) w ich interpretacji brzmiały świeżo i atrakcyjnie, od razu też – mimo bariery językowej – nawiązali żywy kontakt z publicznością. Tę nić wzajemnej sympatii słuchacze wykorzystali bezlitośnie, wymuszając na muzykach dwa żywiołowe bisy i dopiero po nich pozwolili zmęczonym wykonawcom zejść ze sceny. Odmienny klimat miał wtorkowy koncert HI5. Tym razem mieliśmy do czynienia z muzyką bardziej wymagającą, która porozumienie z widzami nawiązywała raczej na poziomie intelektu niż emocji. Co nie znaczy, że słuchało się tego gorzej niż poniedziałkowych coverów. Przeciwnie nawet, bo okazało się, że kolaż minimalizmu, klasyki, jazzu i rocka był niezwykle miły dla ucha, a Austriacy bez problemu przekonali zebranych w Jazovii do swojego pomysłu na jazz, swojej finezji i poczucia humoru – swojej wersji muzycznego wszechświata.

Tak udane otwarcie wymaga odpowiedniego ciągu dalszego. I faktycznie – w sobotę, 21 kwietnia, napięcie sięgnie zenitu. Do Filharmonii zawita długo oczekiwana i z entuzjazmem witana przez podekscytowanych fanów Wielka Osobowość Muzyczna. Chick Corea koncertował już w Polsce kilkakrotnie, ale w Gliwicach pojawi się po raz pierwszy. Jak zawsze w przypadku takiej sławy, stali bywalcy festiwali organizowanych przez Kobylińskiego zastanawiają się, jak wypadnie konfrontacja ideału z rzeczywistością. Przecież Corea ma status żywej legendy jazzu, jednego z animatorów rewolucji fusion, stronnika elektrycznego przewrotu w jazzowym królestwie. Z drugiej strony – co pokaże na scenie artysta już przecież niemłody, któremu znawcy, kręcąc nosami, przylepili etykietkę „nierównego”, wskazując na to, że obok przełomowych nagrywał też albumy słabsze? Przy tym wszystkim, kierując się doświadczeniem wielu sezonów kolejnych festiwali, można wskazać, że zaufanie okazane jazzowym weteranom zawsze, jak dotąd, się opłacało. Starsi panowie za klawiaturą nigdy nie udawali, nie chcieli się popisywać, nadymać ani czegoś udowadniać. Talenty wydestylowane przez wiek i życiowe doświadczenie okazywały stężoną moc, niesamowitą energię i szły do głowy jak długo leżakowany trunek.

Próbując scharakteryzować Coreę, trzeba brać pod uwagę kilka czynników, które on sam uznaje za decydujące dla swojej działalności muzycznej. Po pierwsze: wpływ Milesa Davisa. Od Davisa Corea, jak sam twierdzi, otrzymał najważniejsze muzyczne lekcje, on też przekonał go do elektrycznego instrumentu, co zmieniło styl gry pianisty. Po drugie: swoboda w poruszaniu się pomiędzy różnymi gatunkami, stylami i nurtami muzycznymi. To ona poprowadziła Chicka Coreę do założenia Return to Forever, ale też zainspirowała go do zainteresowania się jazzem latynoskim czy awangardowym.

Dzięki takiemu podejściu Corea równocześnie wpływał na rockowych progresistów i grywał klasykę z wielkimi składami orkiestrowymi. Po trzecie: łączenie tej swobody z wiernością jazzowi. Zdaniem pianisty tyko on daje każdemu artyście pełną swobodę, a jego elastyczność – zdolność do inspiracji innymi gatunkami i wprowadzania ich we własny paradygmat muzyczny – sprawia, że mimo upływu lat jazz wciąż się rozwija i wciąż fascynuje. Mistrzowskie opanowanie instrumentu połączone ze świeżością spojrzenia, przemyślane podejście do własnej drogi muzycznej i ciągłe dążenie do przekraczania granic gatunkowych czy stylistycznych, doświadczenie wraz z dezynwolturą enfant terrible – właśnie tego wszystkiego możemy doświadczyć na koncercie Chicka Corei. „Spodziewaj się niespodziewanego”, czy nie jest to jego największa zaleta?

Po dawce emocji, jaką zapewni wszystkim mistrz jazzowego fortepianu, organizatorzy Filharmonii dadzą nam chwilę oddechu, a na następny punkt programu zapraszają do CK Jazovia. Po soliście czas na skład wieloosobowy, po kameralnych emocjach – na kolorowy zawrót głowy. Tak można określić jedyny w swoim rodzaju dźwiękowy kolaż, jaki tworzą muzycy z Nomade Orquestra – między jazzem a funkiem, od afro beatu przez ethno groove do hip hopu – z typowo latynoską wrażliwością, energią i wdziękiem. Wersja podejścia do jazzu rodem z Sao Paulo: tu różne osobowości, różne muzyczne tradycje, efekty dźwiękowe i wizualne łączą się w jednym celu – by ukazać publiczności wspaniałą obfitość brazylijskiego świata muzycznego, by ją w tej obfitości zanurzyć i uwieść barwnym chaosem. Gorące rytmy, wpadające w ucho melodie i wspaniała zabawa – to wszystko zapewnią nam 26 kwietnia muzycy z Nomade Orquestra.

Festiwal Filharmonia został dofinansowany z budżetu Miasta Gliwice.

Eve Sand

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj