Pani Teresa Kowalska trafiła do gliwickiego Hospicjum z ogromnym bólem i z niemniejszym strachem. „Naczytałam w tym internecie dużo bardzo złych opinii o hospicjach. Miałam potwornie niepozytywne zdanie o takich miejscach. A tu jest jak w niebie. Opieka, fachowość, pomoc…” – wylicza podopieczna gliwickiego hospicjum. Za kilka dni wraca do domu. Będzie jedną z ponad 170 pacjentów, pozostających pod opieką fachowego zespołu specjalistów doskonale przygotowanych do zadania, jakie przychodzi im spełniać. Praca, którą wykonują jest integralną częścią (ich) życia. Ze wszystkimi jego uśmiechami i z każdą łzą, która spływa po policzkach podopiecznych i ich rodzin.
Uśmiechnięci, zawsze gotowi nieść pomoc
Te pomieszczenia nowego budynku gliwickiego hospicjum, które są już oddane do użytku, wyglądają bardzo przytulnie. W jednym z nich spotykam się z Małgorzatą Szymczyk, prezeską zarządu Stowarzyszenia Hospicjum Miłosierdzia Bożego w Gliwicach oraz pielęgniarkami i pielęgniarzem, którzy po kolei pojawiają się w drzwiach, gotowi do pracy. Uśmiechy na twarzach, serdeczne gesty, ten rodzaj spokoju, którego nie uświadczy się w wielu firmach mówią mi więcej, niż słowa, które za chwilę padną. Ci ludzie naprawdę lubią to, co robią. Choć większości z nas praca ta wydaje się trudna do udźwignięcia.
- To jest praca bardzo indywidualna – mówi pielęgniarka Joanna Tokaj. - Wychodzimy samodzielnie do domu chorego, gdzie jest pacjent i jego bliscy. Staramy się ich wspomóc od strony medycznej, nie ingerując w życie rodzinne. Wbrew pozorom czasami jest to bardzo trudne, więc specyfiką tej pracy jest to, że my jesteśmy obciążeni ogromną odpowiedzialnością. Każdy z nas tutaj, w hospicjum domowym, jest specjalistą w swojej dziedzinie. Ja nie jadę z lekarzem do chorego. Muszę sama rozpoznać jego problemy. Co to ułatwia? Skraca czas interwencji. Jak przychodzi pacjent, który wczoraj nie gorączkował, a dzisiaj gorączkuje, każdy z nas weźmie stetoskop, posłucha, zmierzy ciśnienie i dzwoni z konkretami do lekarza. My także sami mamy możliwość podejmowania zobowiązującej decyzji, jeśli chodzi o przeciwbólowe leczenie pacjenta – wylicza.
Zespół domowej opieki hospicyjnej tworzą lekarz, pielęgniarka, rehabilitant i psycholog. Jeśli jest taka konieczność, dołącz osoba duchowna, ale tylko na prośbę rodziny.
- Uczymy rodzinę, jak wykonywać czynności pielęgnacyjne czy opiekuńcze. Jesteśmy medykami, konsultantami i nauczycielami. Naszą rolą jest obejrzenie tego pacjenta za każdym razem, czy coś się nie stało, czy pojawiają się jakieś odleżyny, zmiany skórne, czy guz. Żeby rodzina czuła się spokojna – dodaje pielęgniarz Sebastian Baranek. - Tłumaczymy, jakie kolejne etapy mogą się pojawić w tej konkretnej chorobie. Zaczynamy też przygotowywać ich do momentu, kiedy pacjent najpierw z chodzącego stanie się leżącym, a potem umierającym. My ich przygotowujemy, staramy się być półtora kroku wcześniej, żeby rodzina w sytuacjach ostatecznych, nie czuła się spanikowana. Bo nie ma nic gorszego, jak panikować – wyjaśnia.
25 łóżek
Dzień na oddziale hospicjum stacjonarnego pod względem organizacyjnym niewiele różni się od dnia szpitalnego. Więcej czasu poświęca się tu jednak na czynności pielęgnacyjne, rehabilitację, spotkania z psychologiem czy osobą duchowną. Dużą rolę odgrywają także wolontariusze. Ich zakres pracy uzależniony jest od posiadanych kompetencji, czasem jednak wystarczy, że poczytają chorym książkę lub obejrzą z nimi film.
O ile opieka domowa obejmuje ok. 170 pacjentów, o tyle na oddziale stacjonarnym znajduje się 25 łóżek. I więcej nie będzie, bo – jak wyjaśnia doktor Marcin Janecki, kierownik oddziału, w Europie zalecenia są właśnie takie, żeby te oddziały były kameralne, w tak zwanej „ludzkiej skali”. Dzięki temu możliwe jest indywidualne podejście do każdego pacjenta. Można poświęcić mu coś, co dla niego na tym etapie życia jest najbardziej cenne – czas.
- Tu trzeba mieć w pamięci, że znakomita większość naszych pacjentów nie opuści już tego ośrodka. Oni tu zostają do samego końca. I zwykle ten czas opieki nie jest zbyt długi – podkreśla Marcin Janecki.
Niech Pani powie ludziom, żeby się nie bali
- Gdy mówiłam moim znajomym, że w mojej sytuacji muszę iść do hospicjum, słyszałam: oszalałaś Teresa? Do hospicjum, co ty? W domu zostań, tam Cię wykończą. Cieszę się, że Pani tu przyszła i napisze, żeby ludzie się nie bali. Mordowałam się, męczyłam, a tu uzyskałam taką pomoc. Jestem dozgonnie wdzięczna – mówi mi Pani Teresa. – Mówię Pani, jak pójdę do nieba, a będzie tam gorzej, to tu wracam. Już nie ma innego, lepszego określenia.
W Hospicjum pomagają ludziom odejść w godnych, komfortowych warunkach. A jeśli Wy chcecie wspomóc działalność tego miejsca, które w głównej mierze utrzymuje się z datków, oddajcie mu swoje 1,5 procenta. Stowarzyszenie Przyjaciół Chorych „Hospicjum” w Gliwicach KRS 0000001834
Zdjęcia: Michał Buksa
Komentarze (0) Skomentuj