Nagi Instynkt i Z Zielonego Rudna - poznajcie historie hodowców psów. 

Za każdym zdrowym, zadbanym, pogodnym szczeniakiem stoi ktoś, kto poświęcił tej relacji całe swoje serce. Hodowca. Poznajcie dwie zupełnie różne, a jednocześnie niezwykle podobne historie – Izy Oberskiej, właścicielki hodowli chińskich grzywaczy „Nagi Instynkt”, oraz Michała i Oli Damulewicz, prowadzących hodowlę mopsów „Z Zielonego Rudna”.

Jeśli „Nagi Instynkt”, to oczywiście chińskie grzywacze

Iza Oberska o swoim pierwszym grzywaczu mówi z czułością, jak o kimś, kto odmienił jej życie: – Posiadając jednego grzywacza, chce się więcej. Dlatego zaczynałam od dwóch reproduktorów, a potem zakupiłam sukę. No i tak poszło – mam ich teraz sześć – opowiada z uśmiechem.

Jej hodowla „Nagi Instynkt” funkcjonuje już od ponad 9 lat. Iza nie ukrywa, że początki były trudne. Uczyła się od swojej pierwszej hodowczyni, chłonęła wiedzę z wystaw, artykułów kynologicznych i rozmów z bardziej doświadczonymi hodowcami. Ale najbardziej uczyło ją życie. Codzienność, w której zamiast serialu przed snem, są karmienia co godzinę, wstawanie w środku nocy, kontrola wagi, porody z komplikacjami, podejmowanie trudnych decyzji o tym, kiedy suka powinna odpocząć, a kiedy można planować krycie.

– Mam jedną taką sukę, cudowną matkę, ale porody są dla niej bardzo trudne. W tym roku jej nie pokryję. Może pod koniec przyszłego, jeśli organizm pozwoli. Dla mnie liczy się zdrowie i dobro psa – nie to, ile szczeniąt mogę sprzedać – podkreśla.

To nie jest działalność nastawiona na zysk. – Nie da się z tego wyżyć. Mnie to nie utrzymuje. To jest pasja. Miłość. Czasem wręcz uzależnienie od tych małych ciałek, które całe wylizują cię rano, jak tylko otworzysz oczy. A potem... płaczesz, gdy je oddajesz nowym rodzinom – mówi Iza.

Opowieść, którą snuje, bynajmniej nie jest historią o słodkich maleństwach z kokardkami na szyi, które zwykle widzi się na zdjęciach z hodowli. – Raz spałam z nimi w pokoju, bo suka ich nie karmiła. Przez tydzień co godzinę przystawiałam maluchy do piersi matki. Nieprzespane noce, sikające i gryzące wszystko szczeniaki, cały dom w podkładach. Trzeba je nauczyć czystości i kontaktu z człowiekiem. A potem przychodzi nowy właściciel i widzi tylko ładnego pieska. Nie wie, ile mnie kosztowało, żeby był właśnie taki – opowiada.

Mopsy, które są całym światem

Z kolei Michał i Ola Damulewicz o swojej hodowli „Z Zielonego Rudna” mówią krótko: „To nie jest tylko pasja. To nasze życie.” Ich mopsy mieszkają z nimi w domu – bez klatek, bez barier, bez dystansu. Są członkami rodziny.

Zaczęło się od jednego psa w mieszkaniu w kamienicy. Po przeprowadzce do domu z ogrodem, Michał zrozumiał, że nadszedł moment na założenie hodowli. – Zawsze wiedziałem, że psy, a szczególnie mopsy, będą moją drogą. Fascynuje mnie w nich wszystko – charakter, wygląd, to coś, czego nie da się ubrać w słowa, ale co rozpoznajesz od razu, jak tylko spojrzysz im w oczy.
Dziś mopsy Damulewiczów zdobywają tytuły Interchampionów, Grandchampionów i Championów, nie tylko w Polsce, ale i na Słowacji, w Czechach czy na Węgrzech. Ale dla Michała najważniejsze jest coś innego. – Piękno to jedno, ale zdrowie to podstawa. Każdy pies w naszej hodowli przechodzi szereg badań: oczy, biodra, rzepki, testy genetyczne. Tylko psy całkowicie zdrowe i zgodne ze wzorcem są dopuszczane do rozrodu.

Szczenięta przez pierwsze tygodnie śpią w Michała sypialni. Potem trafiają do salonu, gdzie uczą się życia – dźwięków, dzieci, ludzi, rytmu dnia. – Nam nie chodzi o to, żeby sprzedać psa. Chodzi o to, żeby wychować członka czyjejś rodziny. Dlatego daję nie tylko wyprawkę, ale też instrukcję obsługi mopsa – bo ta rasa to nie jest po prostu pies. To wieczne dziecko – tłumaczy.

Hodowla to nie biznes – to odpowiedzialność

Zarówno Iza, jak i Michał podkreślają, że prawdziwa hodowla to coś więcej niż rozmnażanie rasowych psów. To wiedza, troska, selekcja, etyka i pełna odpowiedzialność za każde życie.
– W pseudohodowlach suka ma miot za miotem, cieczka w cieczkę. A potem, gdy kończy osiem lat i traci uprawnienia – jest usuwana. U nas suki mają dożywocie. Mają mioty raz w roku, a często rzadziej. Patrzymy na ich kondycję, na emocje, na wszystko, co w tej kwestii istotne – wyjaśnia Iza, która jest nie tylko hodowczynią, ale także kierownikiem biura ZKwP w Zabrzu.
– Niestety, nawet w FCI trafiają się ludzie, którzy traktują psy jak produkt. Nie badają, nie jeżdżą na wystawy, nie rozwijają się. Dla mnie to nie hodowcy – to producenci – dodaje Michał.

Oboje apelują: nie kupuj psa, zanim nie sprawdzisz hodowli. Spytaj, czy jest zarejestrowana w ZKwP (Związek Kynologiczny w Polsce), zajrzyj do domu, zobacz, jak żyją psy, czy są badane, socjalizowane. Nie daj się zwieść hasłom typu „pies z rodowodem” – bo kolorowy papierek to jeszcze nie gwarancja uczciwości.

Prawdziwa hodowla? To relacja na lata

Iza nie ukrywa, że rozstania ze szczeniakami są dla niej wyjątkowo trudne: – Płaczę za każdym jednym. Nawet po tylu latach. Bo to są moje dzieci. A zanim oddam szczeniaka, sprawdzam przyszłego właściciela jak detektyw – rodzinę, styl życia, podejście. Jeśli coś mi nie pasuje, odmawiam. Nie sprzedam psa dla designu, choć miałam klientów, który właśnie tak wyjaśniali cel kupna zwierzęcia.

Michał z kolei buduje z nowymi opiekunami mopsów relację na lata: – Zawsze proszę o kontakt, zdjęcia, wieści. To nie koniec, to początek wspólnej historii. I wiem, że oni też to czują – wyjaśnia.
Pies rasowy to nie jest wybór dekoracji. To wybór członka rodziny, na wiele lat. Każda decyzja o przyjęciu psa pod swój dom to wspólne wejście w nowy, pełen przygód świat. Ręka w łapę – w pełnej odpowiedzialności, za to, co oswoiliśmy.

Adriana Urgacz-Kuźniak

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj