W ciągu ostatnich kilku lat sytuacja na polskim rynku pracy zmieniła się diametralnie. Jeszcze jakiś czas temu problemem było wysokie bezrobocie. Dziś mamy kłopot z brakiem rąk do pracy. Pracodawcy ratują się, ściągając cudzoziemców. Najwięcej ze wschodniej Europy, głównie Ukrainy.
- Zdecydowanie większy napływ obcokrajowców obserwujemy od 2014 r. – mówi Marek Kuźniewicz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Gliwicach. - Wśród cudzoziemców przybywających do Polski za pracą dominują Ukraińcy. W 2014 r. było ich 412, a w 2017 już 6540. W ciągu trzech lat przyrost jest więc lawinowy. Obywatele Ukrainy pracują na budowach, w magazynach, halach produkcyjnych, gastronomii, handlu, rolnictwie. Zatrudniani są też jako kierowcy czy w gabinetach kosmetycznych. Trzeba jednak wiedzieć, że z liczby ponad 6 tys. osób, nie wszyscy pracują w Gliwicach czy powiecie, bo często zatrudniają ich agencje pracy tymczasowej, które wysyłają w różne miejsca na terenie całego kraju. Szacujemy, że u nas pracuje ich około tysiąca.
Co sprowadza gości ze Wschodu do Polski? Głównie szansa na lepsze zarobki i wyższy poziom życia.
– Na Ukrainie nie ma perspektyw – mówi Petro, który pracuje w jednej z gliwickich firm budowlanych. - Roboty nie brakuje, praktycznie jest w każdej branży. Niestety, wszystkie wakaty są słabo płatne. Dla przykładu: miesięczne wynagrodzenie na produkcji kształtuje się na poziomie około 200 zł, księgowa zarabia około 800. Chleb kosztuje u nas 8 zł, a czynsz to najmniej 150 zł. Przyjeżdżając do pracy w Polsce. zarabiam miesięcznie minimum 10 razy więcej, wykonując nawet zwykłe, proste roboty.
Oprócz Ukraińców krótkoterminową pracę w naszym kraju (w okresie do sześciu miesięcy w ciągu kolejnych dwunastu) mogą znaleźć obywatele jeszcze pięciu krajów bloku wschodniego: Białorusi, Gruzji, Mołdawii, Rosji i Armenii (w Gliwicach pracuje ich ponad dwustu). W tym celu niezbędne jest złożenie w urzędzie pracy przez zainteresowanego polskiego przedsiębiorcę oświadczenia o powierzeniu zatrudnienia cudzoziemcowi. Ten może pracować na podstawie tego dokumentu u więcej niż jednego pracodawcy, ale nie może przekroczyć limitu czasowego.
- Oświadczenie musi zawierać dane identyfikujące pracodawcę i robotnika oraz dotyczące oferowanego zajęcia - tłumaczy Kuźniewicz. - Urząd wpisuje je do specjalnej ewidencji. Oryginał pracodawca przekazuje cudzoziemcowi, bowiem zarejestrowane oświadczenie stanowi podstawę do uzyskania wizy. Podmiot powierzający pracę powinien też w dniu jej rozpoczęcia przez obcokrajowca zawiadomić pisemnie tutejszy urząd. Jeśli cudzoziemiec nie podejmie zatrudnienia, pracodawca również zobowiązany jest poinformować nas o tym. Potem obcym obywatelem interesuje się służba graniczna.
Dla rozwoju polskich firm kluczowe jest ciągłe upraszczanie procedur oraz wydłużenie czasu, jaki mogą spędzać u nas pracownicy ze Wschodu. Dlatego z początkiem bieżącego roku weszły przepisy wprowadzające nową kategorię pracownika sezonowego. Na ich podstawie przedsiębiorca w Polsce może teraz zatrudnić m.in. obywatela Ukrainy na 9 miesięcy w ciągu roku.
Wydaje się, że nadal jest to za krótki czas, aby mówić o stałej, a nie doraźnej pomocy. Analitycy rynku przekonują, że przepisy powinny zostać opracowane w taki sposób, aby jeszcze bardziej wydłużyć czas pracy obcokrajowców ze Wschodu i maksymalnie uprościć formalności. Optymalny czas, na jaki ci ludzie powinni osiedlać się w Polsce, to 2-3 lata bez zbędnej przerwy.
Jak się okazuje, prawie połowa firm poszukujących pracowników zza wschodniej granicy zgłasza się do agencji zatrudnienia w celu rekrutacji, dzięki czemu kwestie formalne są po stronie dostawcy usługi. Drugim najpopularniejszym kanałem dotarcia do tych osób są polskie urzędy pracy, a trzecim rodzina i znajomi gości ze Wschodu, którzy są już w Polsce.
Czy polscy przedsiębiorcy są zadowoleni z pracy przybyszów ze Wschodu? W większości przekonują, że tak, bo ci przyjeżdżają w konkretnym celu. Chcą zarobić i wrócić do siebie.
- Koszt ich zatrudnienia wcale nie jest niższy, a czasem wyższy niż koszt zatrudnienia Polaka – mówi gliwicki przedsiębiorca Krzysztof Malinowski, u którego pracują nasi sąsiedzi w budowlance i gastronomii. - Owszem, żądania finansowe są mniejsze niż Polaków, ale po stronie pracodawcy jest zabezpieczenie noclegu, a nierzadko i wyżywienia. Niestety, nie mamy wyjścia i musimy zatrudniać sąsiadów ze Wschodu do prac, których nie chcą wykonywać Polacy. Nie chcę generalizować, ale wielu naszych rodaków mocno demoralizuje program 500+. Ludziom po prostu nie chce się pracować. Uważam, że ilość obcokrajowców zatrudnianych przez polskie firmy będzie rosła.
Komentarze (0) Skomentuj