Gmina Rudziniec to wyjątkowo urokliwy zakątek powiatu gliwickiego, charakteryzujący się czystym środowiskiem, wiejskim krajobrazem, który idealnie komponuje się z połaciami ogromnych kompleksów leśnych, a także jezior. Niestety, ten wizerunek oraz niewątpliwy atrybut gminy może zostać zaburzony. Wszystko za sprawą planowanego przez prywatnego przedsiębiorcę przedsięwzięcia w miejscowości Chechło.
W latach 2002 – 2009 prowadzono tam działalność górniczą polegającą
na eksploatacji złóż piasków budowlanych. Po zakończeniu działalności
pozostawiono potężną nieckę o kubaturze prawie pół miliona metrów
sześciennych.
Właścicielem terenu został Ryszard Sładek - przedsiębiorca
z Chechła, który w roku 2017 postanowił przywrócić zdegradowany obszar
rolnictwu. I choć idea wydaje się zrozumiała, ogromne kontrowersje
wzbudza sposób, w jaki zamierza to zrobić.
Nasi informatorzy przekonują,
że „przywrócić” planuje poprzez wypełnienie niecki odpadami
przemysłowymi. W tym celu zawiązano nawet konsorcjum, w skład którego
wchodzi właściciel terenu oraz gliwicka spółka Tymeko. Wystąpiło ono z
wnioskiem do marszałka województwa śląskiego o udzielenie stosownych
zezwoleń.
Takiemu rozwiązaniu stanowczo sprzeciwiają się zarówno władze samorządowe, jak i lokalna społeczność. Niestety, mają związane ręce, ponieważ przedsięwzięcie w całości zlokalizowane jest na działkach prywatnych. W tej sytuacji nie mogą być stroną w postępowaniu administracyjnym. Mogą jednak protestować i to czynią, uważając, że w ich sąsiedztwie powstanie „bomba ekologiczna”.
Obawy budzi przede wszystkim sposób przeprowadzenia rekultywacji. Zgodnie z wnioskiem prace mają być realizowane „poprzez przetwarzanie (odzysk) odpadów, polegające na sukcesywnym wypełnianiu powstałego w wyniku eksploatacji piasków zagłębienia terenu odpadami przemysłowymi”.
Takiemu rozwiązaniu stanowczo sprzeciwiają się zarówno władze samorządowe, jak i lokalna społeczność. Niestety, mają związane ręce, ponieważ przedsięwzięcie w całości zlokalizowane jest na działkach prywatnych. W tej sytuacji nie mogą być stroną w postępowaniu administracyjnym. Mogą jednak protestować i to czynią, uważając, że w ich sąsiedztwie powstanie „bomba ekologiczna”.
Obawy budzi przede wszystkim sposób przeprowadzenia rekultywacji. Zgodnie z wnioskiem prace mają być realizowane „poprzez przetwarzanie (odzysk) odpadów, polegające na sukcesywnym wypełnianiu powstałego w wyniku eksploatacji piasków zagłębienia terenu odpadami przemysłowymi”.
- W
mojej opinii odpady powinny być gromadzone na specjalnych składowiskach,
a nie zasypywane w dawnym urobisku - mówi Krzysztof Obrzut, wójt gminy
Rudziniec. - Szczelnie odizolowane od otaczającego środowiska,
zabezpieczone przed przenikaniem zanieczyszczeń do gleby i wód
gruntowych. Teren powinien być monitorowany, wykonywane badania wód,
gleby, powietrza itp.
Zdaniem Obrzuta, katalog odpadów, jakie mają być gromadzone w Chechle, może budzić niepokój. Planowane jest tam zwożenie m.in. resztek z wydobywania czy wzbogacania kopalin (węgla, rud metali, cynku i ołowiu), uboczne produkty spalania w postaci popiołów i żużli czy też różnego rodzaju rdzenie i formy odlewnicze.
- Negatywny wpływ deponowania tych rzeczy na środowisko jest bezsporny, udokumentowany licznymi publikacjami naukowymi. Dramaturgii sytuacji dodaje fakt, że teren jest do tego niedostosowany, nie posiada ani naturalnej, ani sztucznej bariery izolacyjnej podłoża – zauważa Obrzut. - To rodzi bardzo duże prawdopodobieństwo zanieczyszczenia wód gruntowych i gleby w sąsiedztwie. Jest to o tyle istotne niebezpieczeństwo, że teren znajduje się w obrębie użytkowych poziomów wód podziemnych oraz w sąsiedztwie głównych zbiorników wód podziemnych, zaopatrujących w wodę pitną mieszkańców Górnego Śląska i Opolszczyzny.
Wójt podkreśla, że nie bez znaczenia jest fakt, iż zgodnie z założeniami, na rekultywowany teren zwożone mają być odpady ciężkim transportem. Planowana jest zwózka 800 ton na dobę w ciągu najbliższych trzech lat (docelowo sumaryczna ilość odpadów planowanych do zdeponowania wyniesie prawie milion ton!).
Zdaniem Obrzuta, katalog odpadów, jakie mają być gromadzone w Chechle, może budzić niepokój. Planowane jest tam zwożenie m.in. resztek z wydobywania czy wzbogacania kopalin (węgla, rud metali, cynku i ołowiu), uboczne produkty spalania w postaci popiołów i żużli czy też różnego rodzaju rdzenie i formy odlewnicze.
- Negatywny wpływ deponowania tych rzeczy na środowisko jest bezsporny, udokumentowany licznymi publikacjami naukowymi. Dramaturgii sytuacji dodaje fakt, że teren jest do tego niedostosowany, nie posiada ani naturalnej, ani sztucznej bariery izolacyjnej podłoża – zauważa Obrzut. - To rodzi bardzo duże prawdopodobieństwo zanieczyszczenia wód gruntowych i gleby w sąsiedztwie. Jest to o tyle istotne niebezpieczeństwo, że teren znajduje się w obrębie użytkowych poziomów wód podziemnych oraz w sąsiedztwie głównych zbiorników wód podziemnych, zaopatrujących w wodę pitną mieszkańców Górnego Śląska i Opolszczyzny.
Wójt podkreśla, że nie bez znaczenia jest fakt, iż zgodnie z założeniami, na rekultywowany teren zwożone mają być odpady ciężkim transportem. Planowana jest zwózka 800 ton na dobę w ciągu najbliższych trzech lat (docelowo sumaryczna ilość odpadów planowanych do zdeponowania wyniesie prawie milion ton!).
Trasa dojazdowa do wyrobiska przebiegać będzie
przez centrum wsi, poprzez lokalne drogi gminne, niedostosowane do
takiego obciążenia. Spowoduje to ich całkowitą degradację i uszkodzenie
okolicznych budynków, a także stworzy realne niebezpieczeństwo dla
uczestników ruchu drogowego.
Mimo że władze gminy zdają sobie sprawę ze skali problemu, to oprócz uświadamiania lokalnego społeczeństwa o zagrożeniu oraz pism do marszałka, wyrażających stanowczy sprzeciw takiemu rozwiązaniu, niewiele mogą zrobić. Stanowi to swego rodzaju paradoks, bo to właśnie gmina ponosić będzie negatywne skutki społeczne, wizerunkowe, ale przede wszystkim ekologiczne.
Ponieważ samorządowcy i mieszkańcy Chechła nie zgadzają się na przeprowadzenie rekultywacji w sposób zaproponowany przez właściciela terenu, w listopadzie ubiegłego roku zorganizowali zebranie. Pojawili się na nim także przedsiębiorcy zamierzający realizować rekultywację urobiska.
Mimo że władze gminy zdają sobie sprawę ze skali problemu, to oprócz uświadamiania lokalnego społeczeństwa o zagrożeniu oraz pism do marszałka, wyrażających stanowczy sprzeciw takiemu rozwiązaniu, niewiele mogą zrobić. Stanowi to swego rodzaju paradoks, bo to właśnie gmina ponosić będzie negatywne skutki społeczne, wizerunkowe, ale przede wszystkim ekologiczne.
Ponieważ samorządowcy i mieszkańcy Chechła nie zgadzają się na przeprowadzenie rekultywacji w sposób zaproponowany przez właściciela terenu, w listopadzie ubiegłego roku zorganizowali zebranie. Pojawili się na nim także przedsiębiorcy zamierzający realizować rekultywację urobiska.
- Mimo złożonej publicznie przez właściciela terenu
deklaracji, że wykreśli on z wniosku do marszałka odpady budzące
największe kontrowersje, stwarzające zagrożenie dla środowiska śmieci
nie zostały wykreślone – relacjonuje Obrzut. - Niestety, głosy
sprzeciwu, merytoryczne argumenty, a także postulaty władz gminy oraz
lokalnej społeczności nie zostały uwzględnione przez marszałka, który w
styczniu tego roku wydał konsorcjum zezwolenie na wypełnianie terenu
spornymi odpadami przemysłowymi.
(san)
Komentarze (0) Skomentuj