Rozmowa z Ewą Chudybą, kierownikiem Działu Edukacji i Promocji Muzeum w Gliwicach.  
Dlaczego dla muzeów tak ważne są dziś projekty edukacyjne?

Coraz lepiej zdajemy sobie sprawę, że możliwości  muzeum jako instytucji wykraczają daleko poza gromadzenie i przechowywanie zabytków i opiekę nad nimi. Bo zajmujemy  się nimi, restaurujemy w jakimś celu. Przeszłość jest dla teraźniejszości, dla nas współczesnych, którym muzeum ma służyć, aby lepiej rozumieć otaczający świat, pielęgnować to, co w kulturze najważniejsze, pogłębiać wrażliwość. Zabytek jest zaledwie punktem wyjścia. Bez odpowiedniego oprawienia go z pomocą edukacji, bez opowieści o nim, jest jak szlachetny kamień pozbawiony światła, niemy, dostępny wąskiemu gronu znawców. Muzeum publiczne nie jest dla specjalistów. Przeciwnie, jest dla szerokiej publiczności, dla osób o różnym stopniu przygotowania i możliwościach. Dlatego edukacja jest kluczem do muzeum. Otwiera drzwi do miejsca, które przez długi czas było przysłowiową wieżą z kości słoniowej.

By osiągnąć ten stan należało wymyślić strategię. Jak zrobiono to w Gliwicach?  

Ta otwartość, egalitarność muzeum jako instytucji, to idea, którą zaszczepił Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach. Pierwszy dostrzegł kluczową rolę edukacji jako zasady organizującej funkcjonowanie muzeum. Dzięki postawieniu na edukację udało mu się zagospodarować wielki potencjał tkwiący w naszej instytucji. Skarby wiedzy i pamięci czekały na upowszechnianie, na to, by się nimi dzielić z innymi. Edukacja stała się pasem transmisyjnym dla tego procesu.  W 2011 roku dyrektor zaprosił mnie do pracy w muzeum, do tego, by zbudować edukację w naszej instytucji od podstaw. To było wielkie wyzwanie. Zaczęliśmy tworzyć szeroką ofertę skierowaną do różnych grup odbiorców, o różnych zainteresowaniach i oczekiwaniach – rodziców z dziećmi, seniorów, pasjonatów, nauczycieli, mieszkańców Gliwic po prostu... Pojawiły się warsztaty weekendowe, rozbudowane cykle wykładów, długofalowe projekty edukacyjne, opublikowane zostały „Komiksy o mieście Gliwice” - wydawnictwo całkowicie nowatorskie w przypadku muzealnej oficyny, wykorzystaliśmy przedstawienie teatralne, aby opowiedzieć o historii miasta, radykalnie zwiększyliśmy liczbę lekcji muzealnych, zorganizowaliśmy pracownie edukacyjne, kupiliśmy niezbędne pomoce, wyposażenie i sprzęt techniczny. I ten proces otwierania muzeum, uprzystępniania go poprzez szeroko rozumianą działalność edukacyjną, trwa nadal.  

Praktycznie każda wystawa obudowana jest działaniami edukacyjnymi  z rysowaniem, rękodziełem, wytwórstwem, wykładami. Co najmniej od dekady widać nie tylko wzrost liczby wydarzeń, ale także intensywność zainteresowania nimi. Ludzie już nie wyobrażają sobie muzealnej przestrzeni bez spotkań i  wspólnej pracy.

To prawda. Zmieniają się nasi zwiedzający i zmienia się także samo muzeum, które również dzięki edukacji staje się tym, czym jako instytucja publiczna być powinno – narzędziem kultury, z którego korzysta cała społeczność. W samym 2017 roku zorganizowaliśmy ponad 2 tysiące wydarzeń – na które – obok wystaw i wernisaży – składają się wykłady, spotkania, prelekcje, projekty edukacyjne, promocje wydawanych przez nas książek,warsztaty , projekcje filmowe, koncerty. Ważnym partnerem są dla nas szkoły i przedszkola. Fakt, że w ostatnich latach liczba korzystających z naszej oferty grup szkolnych i przedszkolnych wzrosła, wskazuje, że edukacyjna rola muzeum, na którą postawiliśmy, jest właściwą odpowiedzią na oczekiwania i potrzeby. Dla porównania: w 2012 roku w muzealnych lekcjach i oprowadzaniach uczestniczyło 8 tysięcy dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym -  w 2017 roku było ich prawie 22 tysiące. Wagi muzealnej edukacji nie sposób przecenić - wszelkie przedsięwzięcia z nią związane generują obecnie ponad połowę ogólnej frekwencji. Gdyby nie edukacja z zasobów gliwickiego muzeum korzystałoby nie grubo ponad 60 tysięcy ludzi, ale o połowę mniej. 

W jaki sposób muzeum kreuje edukację?  

Przede wszystkim mamy obowiązek wobec dziedzictwa kulturowego Gliwic i Polski. To są nasze najważniejsze punkty odniesienia. Z drugiej strony – rozpoznanie aktualnych potrzeb lokalnej społeczności, czemu służy chociażby współpraca ze szkołami i nauczycielami. Jakiś czas temu przeprowadziliśmy wśród nich ankietę dotyczącą muzealnej edukacji. Wskazanie na treści związane z regionem i historią miasta zaowocowało między innymi opracowaniem cyklu edukacyjnego „Śląsk na co dzień, Śląsk od święta” oraz cyklu „Gliwiccy bohaterowie”. Współpracowaliśmy także z gliwickimi świetlicami środowiskowymi, domami dziecka, Gliwickim Centrum Organizacji Pozarządowych, Uniwersytetem III Wieku. Ważnym partnerem przy okazji kreowania oferty edukacyjnej jest środowisko akademickie, Politechnika Śląska – przede wszystkim katedry: odlewnictwa, stosowanych nauk społecznych oraz wydział architektury.

Ale współpracują z nami także naukowcy, badacze i ludzie kultury z ośrodków w całej Polsce i z zagranicy, jak było chociażby w przypadku międzynarodowych projektów poświęconych: Wilhelmowi von Blandowskiemu, Polakom wypędzonym z Kresów Rzeczpospolitej czy Górnoślązakom wywiezionym po wojnie do ZSRR. Niezwykle ważnym dla nas partnerem jest Instytut Pamięci Narodowej, z którym współpracujemy na bardzo wielu płaszczyznach programowych. Nie można zapomnieć o Śląskim Centrum Wolności i Solidarności, Polskiej Akademii Umiejętności, czy wielu fundacjach i stowarzyszeniach – na przykład Fundacji Zofii Rydet, Fundacji Sztuk Wizualnych czy środowisku gliwickich Kresowian. Tak więc muzeum kreuje edukację dzięki temu, że umożliwia twórcze i czasem nieoczywiste spotkania wielu środowisk, wielu osób. Słuchamy i przyglądamy się rzeczywistości, zauważamy jej braki, niedobory, dziury. I próbujemy je uzupełniać. Kiedy ograniczono liczbę lekcji historii w szkołach – wspólnie z IPN i ŚCWiS przygotowaliśmy ofertę zajęć poświęconych polskiej historii współczesnej.

Przy okazji wystawy „Wiek pary…” powstał we współpracy z naukowcami Politechniki Śląskiej projekt „Na cyfrowych ścieżkach” poświęcony wpływowi dzisiejszej technologii na nasze życie, w którym wspólnie brali udział gimnazjaliści – „cyfrowi tubylcy” i seniorzy – „cyfrowi imigranci”. Muzealna edukacja nie wyklucza się z tym, co aktualne. Zależy nam, by postrzegano muzeum jako miejsce przyjazne i przydatne na co dzień, dobrze osadzone w teraźniejszości. Na tym polu jest jeszcze wiele do zrobienia.

Wciąż działa majestat instytucji?

Trochę tak, ale w tym niedobrym sensie, bo to majestat, który paraliżuje. I pokutują stereotypy na temat muzeum i muzealników - omszały woźny drzemiący nad gablotką... Muzealnego kapcia dobrych parę lat temu wysłaliśmy balonem do nieba, ale jego duch czasem jeszcze straszy. Wystarczy przyjrzeć się zwiedzającym  - poruszają ostrożnie, nieco niepewnie, zmienia się ich mowa ciała.

Najmniej u dzieci. Są bacznymi obserwatorami i aktywnymi uczestnikami zajęć.

Są wyjątkowo wdzięcznymi odbiorcami. Przygotowujemy dla nich projekty edukacyjne, aby nauczyły się swobodnie po muzeum poruszać, umiały z niego czerpać, by się czuły w nim jak u siebie. Chcemy również, aby poznawały, za naszym pośrednictwem, fundamenty kultury, ale żeby nauczyły się także odróżniać ziarno od plewy w tym, co nas otacza. Nie chodzi nam tylko o zabawę, czy o „nabijanie frekwencji”, kompulsywne produkowanie coraz to nowych projektów, które wzajemnie się zagłuszają i w końcu przestają cokolwiek znaczyć. First things first, czyli jakość przede wszystkim. Chodzi o to, żeby i dzieciom, i dorosłym muzeum stało się bliskie, aby mówili: „nasze muzeum”, „nasze zabytki”. W jednej sal w Willi Caro wisi piękny piętnastowieczny obraz „Sapientia Dei”, i chciałabym bardzo, żeby nasze muzeum było takie właśnie - piękne i mądre, nakierowane ku temu co najważniejsze.

A jak jest z dorosłymi i ich gotowością na wiedzę?

Dobrym przykładem będzie cykl spotkań „Gliwicka zielarnia”. Uczestnicy przychodzili na warsztaty z zeszytami, notując informacje na temat roślin, sposobu ich pozyskiwania, przepisy „dzikiej kuchni”. Podobnie jest podczas nowego cyklu poświęconego pisaniu ikon. Uczestnicy poprosili o wskazówki bibliograficzne. Ludzie, którzy przychodzą do nas chcą rozumieć więcej, chcą wiedzieć więcej. Zaczynają rozmawiać, wymieniać poglądy, nierzadko się spierają. Tak było podczas wykładów „Dziwny jest ten Śląsk”, czy teraz, w trakcie spotkań „Laur dla Niepodległej” poświęconych historii II Rzeczpospolitej.

Kiedy przeglądam „Małego muzealnika” żałuję, że nie pojawił się wcześniej. W prosty i czytelny sposób tłumaczy czym zajmuje się muzeum, zachęca do zainteresowania się działami. Nawet dorosłych.

Punktem wyjścia był komiks edukacyjny „Skąd się biorą zabytki?” – pierwsza publikacja opowiadająca o tym, jaką drogę musi przebyć każdy zabytek, zanim zostanie wpisany do muzealnego inwentarza i zaprezentowany na wystawie. Projekt miał, tak jak komiks, lekką, zabawną formę. W trakcie zajęć najmłodsi mieli możliwość wcielić się w role historyków, archeologów czy konserwatorów, realizując zadania, które pozwoliły im poznać specyfikę pracy muzealników. Równocześnie mogliśmy zająć się tak abstrakcyjnymi pojęciami jak „historia”, „sztuka” czy „czas”. Na przykład rozmawiając  o tym, czym jest kultura, zastanawialiśmy się, czy w Katowicach kultura jest tylko w Strefie Kultury czy poza nią może też…

Co najbardziej lubią poszczególne grupy? Seniorzy pewnie wiedzę, dzieci – interakcje.

Interakcja jest bardzo ważna, dlatego sprzyjamy „byciu razem” – weekendowe warsztaty dla rodziców (bądź opiekunów) z dziećmi – przygotowujemy w taki sposób, aby dorośli pracowali wspólnie ze swoimi pociechami. Uczestnikom  podoba się nie tylko na wystawach, ale też w pracowniach edukacyjnych. Stoi w nich kolorowy rumak historii, są fototapety z grafiką Piranesiego przedstawiającą wnętrze rzymskiego Panteonu, jest Rejtan Jana Matejki, są ikony i japońskie drzeworyty. U nas bez strachu można pogrzebać w piasku, wykopać gliniane skorupki z tajemniczym wzorem i oczyścić je pędzelkiem jak na prawdziwego archeologa przystało.

Sama na warsztatach malowałam torbę i była to super zabawa.

Tak, ta aktywizująca formuła zajęć jest bardzo ważna. Ale rdzeniem zabawy pozostaje treść, wiedza, którą chcemy przekazać. Na przykład o wzornictwie charakterystycznym dla PRL-u – bo to był temat warsztatów, podczas których malowało się torby, albo o gliwickich rzemieślnikach i metodach drukowania tkanin – wtedy też torby i koszulki poszły w ruch. Nie każda treść się starzeje, ważne, by aktualizować sposób opowiadania, dostosować go do możliwości odbiorców, modyfikować formę. Dla nas istotne jest pytanie – „po co?” i próba udzielania na nie sensownej odpowiedzi. Obecnie jesteśmy przeładowani informacjami. Więc samo ich przekazywanie tylko wzmacnia otaczający nas szum. Edukacja w muzeum ma być czymś więcej. „Wychowanie” to nie jest dziś modne słowo, ale nie można go pominąć. Pamięć, o której zachowanie troszczy się muzeum, nie pozwala zapomnieć o tym, czym różni się dobro od zła. A nawet zobowiązuje do dyskusji z relatywizmem, z kategoriami takimi jak „postprawda”. Do pytania o granice. Stąd podejmowanie również tematów trudnych, jak podczas panelu dyskusyjnego „Zwierzę – żywe tworzywo artysty?” czy w trakcie wykładów „Sztuka współczesna poza dobrem i złem?”. Trzeba podejmować wysiłek spierania się o sprawy fundamentalne, aby uczynić rzeczywistość  bardziej zrozumiałą, zaszczepiać i upowszechniać wszystko, co może stać się zaczynem przemiany nas samych. To w moim przekonaniu sens edukacji.


Wyróżnienie i nagrody Muzeum w Gliwicach za projekty edukacyjne:  
 -  „MEMO” (2011 r.), „Nadaj sobie formę” (2013 r.) i „Kibicujemy emocjom” (2014 r.);
 - w 2015 roku  główną nagrodą Marszałek Województwa Śląskiego uhonorował projekt edukacyjny „Chłopiec z Gliwic” – złożony z kilku powiązanych ze sobą przedsięwzięć, dla których punktem wyjścia było przedstawienie teatralne wystawiane w gliwickim muzeum.;
 -w 2016 roku wyróżniono kolejny projekt edukacyjny –„Jak dziecko do obrazu”; 
 - w 2017 roku główną nagrodę marszałka otrzymał „Mały muzealnik”.

Rozmawiała
Małgorzata Lichecka
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj