Jako pierwsi poinformowaliśmy, że otwarcie sztucznego lodowisku Tafla przesunie się o kilka miesięcy. Powodem była awaria chłodnicy. W październiku wydawało się, że usterka jest na tyle poważna, że nie uda się jej usunąć nawet do końca sezonu. Wtedy mówiono o konieczności wymiany chłodnicy. Element nie dość, że kosztowny (ponad 100 tys. zł), to jeszcze na rynku trudny do zdobycia.
- Na szczęście udało się uniknąć wymiany i wystarczył tylko remont,
który aktualnie trwa - mówi z zadowoleniem Krzysztof Czapla, dyrektor
Ośrodka Sportu Politechniki Śląskiej, który w imieniu miasta
administruje obiektem. - Firma wykonująca te prace ma czas do 2 lutego, a
niewykluczone, że uda się uruchomić ślizgawkę kilka dni wcześniej.
Myślę, że to dobra informacja dla łyżwiarzy.
Dotychczasowe naprawy politechnika wykonywała własnym sumptem, ale tym razem nie była w stanie udźwignąć kosztów.
- Wystąpiliśmy o pomoc do miasta – mówi dyrektor. - Spotkaliśmy się z przychylnością ze strony urzędników. Powstał aneks do naszej umowy sprzed kilku lat i radni zgodzili się asygnować nieco ponad 49 tysięcy złotych na naprawę.
Sztuczne lodowisko (wtedy bez zadaszenia) powstało w Gliwicach w 1970 roku. Bez większych napraw przetrwało do lat 90. Wyeksploatowany system, oparty na niebezpiecznym amoniaku, w pewnym momencie zaczął jednak grozić katastrofą ekologiczną. Trzeba było zamknąć obiekt przy ul. Akademickiej i pomyśleć o jego gruntownej modernizacji. Zaprojektowano nowe kryte lodowisko i w marcu 2004 roku łyżwiarze mogli oddać się ślizganiu pod dachem.
To, co było nowoczesne kilka, kilkanaście lat temu, dziś już odstaje od obowiązujących rozwiązań. I dotyczy to, niestety, również gliwickiej Tafli.
- Problem stanowi woda używana w systemie chłodzącym ślizgawkę – twierdzi Czapla. - Mamy ją wyjątkowo twardą i ten parametr powoduje, że systematycznie pojawia się kamień w rurach, który generuje różne awarie. Poprosiliśmy miasto o wymianę systemu chłodzenia z wodnego na glikol. Urzędnicy wstępnie wyrazili zgodę.
- Rzeczywiście, trzeba się zastanowić nad tą inwestycją – mówi Adam Neumann, zastępca prezydenta Gliwic. - Mam nadzieję, że remont chłodnicy pozwoli na bezawaryjne funkcjonowanie lodowiska w tym sezonie i następnym. W tzw. międzyczasie musimy zająć się sprawą, przygotować procedury i w końcu wymienić system. Zależy nam, by ślizgawka mogła służyć mieszkańcom przez kolejne lata.
Dotychczasowe naprawy politechnika wykonywała własnym sumptem, ale tym razem nie była w stanie udźwignąć kosztów.
- Wystąpiliśmy o pomoc do miasta – mówi dyrektor. - Spotkaliśmy się z przychylnością ze strony urzędników. Powstał aneks do naszej umowy sprzed kilku lat i radni zgodzili się asygnować nieco ponad 49 tysięcy złotych na naprawę.
Sztuczne lodowisko (wtedy bez zadaszenia) powstało w Gliwicach w 1970 roku. Bez większych napraw przetrwało do lat 90. Wyeksploatowany system, oparty na niebezpiecznym amoniaku, w pewnym momencie zaczął jednak grozić katastrofą ekologiczną. Trzeba było zamknąć obiekt przy ul. Akademickiej i pomyśleć o jego gruntownej modernizacji. Zaprojektowano nowe kryte lodowisko i w marcu 2004 roku łyżwiarze mogli oddać się ślizganiu pod dachem.
To, co było nowoczesne kilka, kilkanaście lat temu, dziś już odstaje od obowiązujących rozwiązań. I dotyczy to, niestety, również gliwickiej Tafli.
- Problem stanowi woda używana w systemie chłodzącym ślizgawkę – twierdzi Czapla. - Mamy ją wyjątkowo twardą i ten parametr powoduje, że systematycznie pojawia się kamień w rurach, który generuje różne awarie. Poprosiliśmy miasto o wymianę systemu chłodzenia z wodnego na glikol. Urzędnicy wstępnie wyrazili zgodę.
- Rzeczywiście, trzeba się zastanowić nad tą inwestycją – mówi Adam Neumann, zastępca prezydenta Gliwic. - Mam nadzieję, że remont chłodnicy pozwoli na bezawaryjne funkcjonowanie lodowiska w tym sezonie i następnym. W tzw. międzyczasie musimy zająć się sprawą, przygotować procedury i w końcu wymienić system. Zależy nam, by ślizgawka mogła służyć mieszkańcom przez kolejne lata.
Komentarze (0) Skomentuj