W Toszku znów huczy. Tym razem czarne chmury zebrały się nad Dominiką Gmińską, sekretarzem gminy. Pod koniec ubiegłego roku do wielu mieszkańców dotarł anonim z załączoną płytą CD. Obszerny list pełen oskarżeń pod adresem urzędniczki, a nagranie jako dowód na zachowanie ocierające się rzekomo o mobbing. Słychać na nim, w jaki sposób pani sekretarz wyraża się o pracy podległej urzędniczki. Burmistrz powołał już specjalną komisję antymobbingową. Odrębne dochodzenie prowadzi Państwowa Inspekcja Pracy.
"My, rodziny pracowników Urzędu Miejskiego w Toszku, zaniepokojeni stale pogarszającym się stanem psychofizycznym naszych bliskich, apelujemy do kierownika tegoż urzędu o natychmiastowe odsunięcie sekretarza gminy od pełnienia funkcji kierowniczych", czytamy w liście. I dalej: „Czerpie (sekretarz - red.) szczególną satysfakcję z tego, że brutalnie i po chamsku traktuje pracowników. Słownictwo, jakiego używa, ostry ton, podniesiony głos, brutalne sformułowania wywołują lęk, a jej samej zdają się sprawiać przyjemność”.
Lista zarzutów autorów listu wobec Dominki Gmińskiej jest długa: stosowanie przewrotnych i nieszczerych zachowań, oczernianie, formowanie przykrych aluzji, upokarzanie, zatajanie informacji, wypieranie faktów, podkreślanie sympatii do niektórych osób, przy jednoczesnym obmawianiu ich za plecami, knucie intryg przeciwko innym pracownikom, utrudnianie możliwości wypowiadania się, szykanowanie, ośmieszanie, zastraszanie, zakaz wychodzenia na przysługujące przerwy, wzbudzanie niechęci do danego pracownika, pomniejszanie kompetencji, zlecanie zadań dodatkowych – „za karę”. Dowodem ma być załączone nagranie.
Istotnie, słychać na nim, jak sekretarz gminy „rzuca mięsem”...
Ja i tak was wszystkich z pracy wypier…ę
Podobne zachowania w toszeckim urzędzie już się zdarzały. Opisywaliśmy je kilka lat temu. Najpierw, w marcu 2013 r., w tekście „Gwałt na demokracji, czy układach”, mówiliśmy o atmosferze w magistracie. Przeciwnicy ówczesnej władzy zarzucali jej wtedy nie tylko nieuzasadnione zwolnienia, ale także ocierającą się o mobbing postawę wiceburmistrz. Wytykali zachowania nazbyt emocjonalne wobec podwładnych, okraszane niecenzuralnymi epitetami. Wiceburmistrz twierdziła, że to stek kłamstw. Oboje z burmistrzem przekonywali, że skostniałym układom w urzędzie po prostu nie w smak nowe porządki. „Jestem wnikliwa i skrupulatna. Trzeba odróżniać egzekwowanie obowiązków od psychicznego terroru", mówiła zastępca szefa gminy wysłannikowi "Nowin".
Dyrektor toszeckiego gimnazjum twierdził zaś, że nie wypada, by wiceburmistrz, mając pretensje do urzędników, kończyła rozmowę słowami: „ja i tak was wszystkich z pracy wypier...ę. Nazwała atmosferę w urzędzie katastrofalną, a to, co tam się działo, jej zdaniem, ocierało się o mobbing. Ostatecznie sprawa pozostała nierozstrzygnięta.
"Mobbing czy egzekwowanie obowiązków?" - to tytuł kolejnej publikacji. O kolejnej urzędniczce i kolejnych oskarżeniach. Tym razem chodziło o skarbnika gminy. Burmistrz powołał komisję antymobbingową. Jej raport potwierdził naganne zachowania kobiety i została ona zwolniona z pracy. Sprawa oparła się o sąd, ale dowody były na tyle mocne, że zwolniona przegrała.
Nie zamieciemy sprawy pod dywan
"Kierownictwo (urzędu - red.) stara się nie dostrzegać konfliktów i przyjmuje strategię wycofującą”, czytamy w anonimie, który otrzymaliśmy na początku tego roku. „Nic nie widzimy, nic nie słyszymy - nie ma problemu, zdaje się od lat sugerować postawa burmistrza. Szef, owszem, wysłucha i na tym koniec. Sytuacja trwa latami.”
Zapytaliśmy więc burmistrza, co zamierza zrobić teraz, w sprawie pani sekretarz.
- Na pewno nie zamieciemy tego pod dywan – obiecuje. - Zbadamy sprawę, mimo że opisano ją w anonimie. Mam jednak nieodparte wrażenie, że to kolejny element walki politycznej. Przecież jeśli ktoś ma uwagi dotyczące pracy mojego urzędnika, powinien w pierwszej kolejności poinformować o tym mnie. Tymczasem zrobiono odwrotnie. Najpierw rozesłano anonimy do mediów, radnych, osób prywatnych, a dopiero na końcu ja otrzymałem list z płytą CD. Dziwne.
Kupczyk mówi, że załączone nagranie słuchało kilku prawników i w ich opinii nie może ono być podstawą do zarzutów o mobbing.
- Oczywiście, używanie wulgaryzmów oceniam jako naganne i niedopuszczalne - mówi. - Tak nie wolno zwracać się do siebie w miejscu pracy. Do innych zarzutów trudno mi się odnieść, bo korespondencja pełna jest ogólników. Brak w niej konkretnych dowodów, wskazania zdarzeń, które mogłyby świadczyć o rzekomym mobbingu. Owszem, docierały do mnie sygnały, że pani sekretarz jest bardzo skrupulatna i wymagająca, ale przecież egzekwowanie obowiązków to jeszcze nie mobbing!
Burmistrz, pamiętając wydarzenia z przeszłości, postanowił rozpatrzeć skargę. - Zależy mi, żeby w urzędzie panowała właściwa atmosfera i wszystkim dobrze się pracowało - podkreśla. - Dlatego postanowiłem zastosować instrumenty, które sprawdziły się w sprawie skarbnika. Mamy wdrożoną politykę antymobbingową, pozwalającą powołać komisję badającą zarzuty. Trwają już prace tego zespołu. W jego skład wchodzi mój zastępca, radca prawny i jeden z urzędników. Rozmawiają z każdym z pracowników na temat zachowań sekretarza. Do przesłuchania jest kilkadziesiąt osób, więc na raport końcowy trzeba trochę poczekać. Dodam, że osobne postępowanie prowadzi PIP, który wysłał do pracowników anonimowe ankiety.
Skład komisji antymobbingowej, oparty o urzędników, budzi obawę, że może ona nie zachować należytego obiektywizmu. Czy sprawę w imieniu urzędu nie powinien badać zespół ludzi niezwiązanych z toszeckim magistratem?
- Taka obawa oczywiście istnieje. Podobne były przy sprawie skarbnika. Ostatecznie okazało się, że komisja wykazała pełen profesjonalizmem i obiektywizm. Poczekajmy na raport. Kiedy zapoznam się z jego wnioskami, podejmę decyzję, co dalej. Niewykluczone, że trzeba będzie zlecić zbadanie sprawy ludziom spoza urzędu.
Autorzy anonimu zastanawiają się, czy w sprawie Gmińskiej burmistrz nie jest czasem zastraszany. Piszą o zdarzeniu sprzed kilku lat, kiedy to do gabinetu Kupczyka miał wejść ktoś bliski pani sekretarz i w niewybredny sposób go straszyć.
- Coś tam miało miejsce, ale sprawa została zdecydowanie przejaskrawiona i wyjęta z kontekstu - wyjaśnia Kupczyk. - Szczegółów tamtego zdarzenia nie pamiętam. Chodziło chyba o drobny spór między wiceburmistrz i obecną panią sekretarz.
Czuję się niewinna
O komentarz w sprawie nagrania poprosiłem Gmińską. Przyznała, że nie powinna używać wulgaryzmów w miejscu pracy, ale dodała równocześnie, że czasem człowiekowi puszczają nerwy.
- Nagranie jest wyrwane z kontekstu - przekonuje. - Nie zawiera całości, tylko wygodne dla kogoś fragmenty. Te z wulgaryzmami, których nie użyłam jednak personalnie, a w związku z konkretną sprawą. Poza tym osoba nagrywająca nie była uczestnikiem rozmowy.
Gmińska mówi, że często jest prowokowana przez pracowników, bo nie znosi w pracy bylejakości i niestaranności.
- Wiele razy sprawdzam dokumenty, poprawiam, a mimo to niektórzy moje uwagi lekceważą i odsyłają papiery z błędami. Taka właśnie sytuacja miała miejsce, kiedy mnie, zaznaczam – nielegalnie, nagrano. Podkreślę raz jeszcze: nielegalnie, bo nie wolno nagrywać człowieka bez jego wiedzy i zgody. Inna rzecz, że zdarzenie miało miejsce w 2017 roku, a światło dzienne ujrzało dopiero pod koniec ubiegłego. Dlaczego tak długo nie informowano burmistrza, PIP, sądu, tylko nagranie nielegalnie upubliczniono? Nie jest przecież tajemnicą, że wysłano je osobom postronnym, na adresy prywatne. Skąd w ogóle autorzy anonimu mieli dostęp do tej bazy adresowej? – pyta Gmińska.
Sekretarz uważa, podobnie zresztą jak burmistrz, że pismo zawiera mnóstwo ogólników i jest próbą jej zdyskredytowania w oczach innych.
- Autorzy nie wskazują ani czasu, ani miejsca moich, rzekomo niewłaściwych, zachowań. Nigdy nikogo nie obraziłam, nie ośmieszyłam, bo sama nie chciałbym znaleźć się w takiej sytuacji. Czuję się zaszczuta. Jestem niewinna – przekonuje.
Sprawa pokazuje panią sekretarz w dwóch odsłonach. Pierwsza – anonimowy list sugerujący, że urzędniczka to osoba wyrachowana i wykorzystująca swoje stanowisko. Druga - rozmowa z samą zainteresowaną, z której wynika, że sekretarz to ofiara, na której ktoś mści się za to, że próbuje zrobić porządek w urzędzie.
(san)
Komentarze (0) Skomentuj