Po 12 latach przerwy Piast ponownie przy ul. Okrzei stoczył ligowy bój z GKS-em Katowice. Tym razem po raz pierwszy na poziomie ekstraklasy. W poniedziałkowych derbach Górnego Śląska padł remis 2:2. Wynik wydaje się sprawiedliwy, a emocji w meczu nie brakowało.

Ostatni raz oba zespoły spotkały się 20 maja 2012 roku. Wówczas Piast wygrał u siebie 3:0 i tydzień później świętował awans do piłkarskiej elity, w której gra do dziś. Popularna Gieksa długo nie potrafiła się wygrzebać z pierwszoligowego poziomu, aż do tego roku, świętując po 19 latach powrót do elity.

Podopieczni Rafała Góraka w trzech meczach bieżącego sezonu zgromadzili 3 punkty, zwyciężając Stal Mielec i minimalnie przegrywając z Rakowem i Radomiakiem. W przekroju obu tych spotkań katowiczanie wcale nie byli bynajmniej gorszym rywalem od przeciwników. Faworytem poniedziałkowej potyczki, kończącej 4. kolejkę PKO BP Ekstraklasy, był niepokonany w tym sezonie Piast, który z dorobkiem 7 punktów plasował się w czubie tabeli. Ewentualna wygrana dawała mu nawet fotel lidera. Derby, o czym niejednokrotnie mogliśmy się już przekonać, rządzą się jednak swoimi prawami...

 

Piast wciąż pozostaje niepokonany w tym sezonie i zajmuje w tej chwili drugie miejsce w tabeli PKO BP Ekstraklasy.
 

 

Od początku meczu optyczną przewagę mieli gospodarze, ale nie przekładało się na to żadne zagrożenie pod bramką przyjezdnych. Nieoczekiwanie to katowiczanie otworzyli w 19. minucie wynik meczu. Po dośrodkowaniu Mateusza Kowalczyka w pole karne akcję wślizgiem zamknął Adam Zrelak i z czterech metrów wepchnął piłkę do siatki. Piast chciał szybko wyrównać, lecz udało mu się to dopiero w 31. min. Katowiczanie stracili piłkę na 35 metrze, przejął ją Damian Kądzior, podał do znajdującemu się w polu karnym Michaela Ameyow, a ten pięknym uderzeniem z 15 metrów doprowadził do wyrównania.

Remis do przerwy zapowiadał jeszcze większe emocje w drugich 45 minutach. W 49. minucie Fabian Piasecki zagrał do Igora Drapińskiego, ten przerzucił futbolówkę przez całe pole karne, bramkarz gości ją wybił wprost pod nogi Michała Chrapka, który z zimną krwią wpakował ją do bramki. W 52. minucie Piast powinien prowadzić 3:1. Chrapek zagrał na 14 metr do Ameyawa, ale ten tym razem fatalnie spudłował. Potem spadło tempo gry. Prowadzenie chyba uśpiło gospodarzy, bo w 68. minucie fatalny błąd popełnili defensorzy Piasta. Bartosza Nowak zagrał w pole karne do Zrelaka, który mocnym strzałem doprowadził do remisu. Piast natychmiast chciał odrobić stratę, robił to jednak nieporadnie. Najlepszą okazję miał w 85. minucie. Miłosz Szczepański oddał mocny strzał, golkiper gości odbił piłkę przed siebie, a znajdujący się tam Ameyow skiksował. Już w doliczonym czasie katowiczanie mieli też okazję. František Plach nogami odbił na szczęście strzał zawodnika gości. W końcówce wydawało się, że remis zadowala obie strony, bo żadna z drużyn nie kwapiła się do bardziej ryzykownej gry. Tym samym podopieczni Aleksandara Vukovicia nie wykorzystali szansy na objęcie fotela lidera PKO Ekstraklasy i z dorobkiem ośmiu punktów plasują się tuż za plecami Jagiellonii Białystok. W poniedziałek, 19 sierpnia niebiesko-czerwoni zagrają na wyjeździe ze Stalą Mielec.

Piast: František Plach – Arkadiusz Pyrka, Ariel Mosór, Jakub Czerwiński (73’ Tomáš Huk), Igor Drapiński (77’ Miguel Muñoz) – Damian Kądzior (73’ Tihomir Kostadinov), Patryk Dziczek, Grzegorz Tomasiewicz, Michael Ameyaw – Michał Chrapek (77’ Miłosz Szczepański), Fabian Piasecki (63’ Maciej Rosołek).

Aleksandar Vuković
Zaczęliśmy mecz nie tak, jak chcieliśmy. Ten pierwszy kwadrans nie był dobry. Myślę też, że bramka dla GKS-u padła po jednej z pierwszych akcji, aczkolwiek bardzo dobrej. Wydaje mi się, że dobrze na nas podziałała i zaczęliśmy lepiej funkcjonować na boisku. Byliśmy bardziej zdecydowani w swoich poczynaniach i strzeliliśmy bardzo ładnego gola wyrównującego. Od straty bramki bardzo ciężko pracowaliśmy na boisku, żeby ten mecz odwrócić i było w tym dużo jakości. To nie było łatwe na tle dobrze zorganizowanej drużyny, która broniła się praktycznie całym zespołem. Duże pretensje za stratę bramki i za to, jak to prowadzenie oddaliśmy. Chodzi mi o sposób, w jaki ją straciliśmy. Ona na koniec była efektowna, bo Adam Zrelak zrobił to bardzo dobrze, natomiast to my dopuściliśmy do tego, że ta sytuacja bramkowa w ogóle się wydarzyła. To jeden z największych minusów tego meczu. Ale trzeba oddać, że do końca dążyliśmy do tego, żeby strzelić trzeciego gola. Mieliśmy swoje sytuacje na to. Ogólnie myślę, że z przebiegu całego meczu znowu mieliśmy więcej okazji. Mówię znowu, bo to jest akurat podobne do tego, co przeżywaliśmy w poprzednim sezonie. Ten punkt na pewno nas nie zadowala, ale też trzeba go uszanować. Jak nie można wygrać, to trzeba zremisować. Teraz mamy przed sobą następny mecz.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj