Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie idealne miejsce do spędzenia lat na emeryturze, goszczenia dzieci z wnukami i samorealizacji.
Ona – nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej, on – były policjant, wybudowali dom, a za nim – idąc tropem zainteresowań jednej z córek - stworzyli uprawę lawendy. Miejsce to okazało się tak czarowne, że przyciągnęło miłośników fotografii. Nie ma wątpliwości, że to lawendowy raj, co zresztą potwierdza nadana mu nazwa.
Tu jest jakby lawendowo!
Wokół unosi się delikatny zapach Prowansji, na stole kuszą maślane ciasteczka z dodatkiem lawendy, serwowane na talerzu, pod którym rozpościela się lawendowy bieżnik. Wszystko tu pasuje do siebie, co dobitnie świadczy, o guście gospodarzy. Ale i pozostałe elementy ogrodu – doskonale przystrzyżone drzewa i ze smakiem dobrane kwiaty – nie pozostawiają wątpliwości co do ilości pracy, jaka została włożona w otoczenie domu.
Prawdziwa magia zaczyna się jednak za domem, gdzie w równych rządkach rosną fioletowe krzaki lawendy. Pomiędzy nimi dopatrzeć się można uroczych białych ławeczek, są też huśtawki, leżaki, wóz stylizowany na zabytkowy i stara drewniana ławka szkolna. To elementy dekoracji, chętnie wykorzystywane przez fotografów, którzy przyjeżdżają w to miejsce na sesje zdjęciowe. Gospodarze mają w zanadrzu także inne elementy dodające zdjęciom romantyzmu – białe retro wózki dla lalek, maleńkie koronkowe parasolki, lawendowe wianki a nawet zwiewne sukienki, które można wypożyczyć. Co ciekawe, oprócz zdjęć dzieci, zdjęć par młodych, fotografii brzuszkowych czy rodzinnych, dużym zainteresowaniem cieszą się także zdjęcia zwierząt, przede wszystkim psów.
- Mieliśmy także zapytanie o możliwość wykonania sesji z końmi – mówi Justyna, córka gospodarzy.
Jeśli taka sesja dojdzie do skutku, to już nie w tym sezonie. Ten bowiem trwa zaledwie miesiąc i właśnie się kończy. Kolejny zacznie się mniej więcej w połowie czerwca.
Zaczynamy od ziarenka…
Sieroty to stara wieś sołecka położona w gminie Wielowieś. Pierwsze wzmianki o osadzie pochodzą z 1299 roku. Jeśli lubicie zgłębiać historię zabytków naszego powiatu, z pewnością znacie drewniany kościół parafialny Wszystkich Świętych i grób powstańca śląskiego, znajdujący się pod tym kościołem. Z Gliwic samochodem jedzie się tam ok. pół godziny. Pani Krystyna Gurgul nadal pracuje w jednej z gliwickich podstawówek i w roku szkolnym przez pięć dni w tygodniu dwukrotnie pokonuje trasę pomiędzy Gliwicami a Sierotami.
Finał budowy domu zbiegł się ze studiami starszej z córek, Justyny, która studiowała biologię, a po niej – ziołolecznictwo. Wtedy też przyszedł jej do głowy pomysł, aby napisać pracę dyplomową na temat lawendy. Żeby ułatwić sobie badania nad tą rośliną, posadziła kilka krzaków. Dziś uprawa liczy ich prawie 1000. Gdy przekroczy tę magiczną granicę, będzie można mówić nie o uprawie, a o polu lawendy…
- Wyhodowanie krzaka zaczynamy od ziarenka, co jest bardzo trudne, pracochłonne i czasochłonne – mówi Krystyna Gurgul. – W sumie w naszej uprawie znaleźć można 5 różnych odmian lawendy. Wśród prawie 1000 krzaków, mamy nawet jeden biały – dodaje.
Dużo czasu uprawie poświęca jej mąż, Bogusław. Gdy opowiada o lawendzie, słychać w głosie pasję. Bez wątpienia ma też szeroką wiedzę o tej roślinie.
- Lawenda nie lubi deszczu i źle znosi przymrozki. Ma też szczególne wymagania glebowe, lubi ziemię przepuszczającą wilgoć – wyjaśnia. – Należy wiedzieć jak ją ścinać, niektóre gatunki trzeba na zimę przykrywać. Lawenda wymaga wielu zabiegów pielęgnacyjnych, żeby wyglądała okazale – tłumaczy gospodarz.
Lawendowe cuda-wianki
Pani Krystyna, w której zawsze drzemała artystyczna dusza, wraz z Olą i Justyną tworzą piękne lawendowe rękodzieła. Restauracje odbierają od nich bukiety, pięknie prezentują się wianki i drobne elementy ozdobne, ale dużym zainteresowaniem cieszą się także hydrolaty z lawendy, lawendowe świece, mydełka i woreczki z suszem. Cudownie pachnąca roślina ma bardzo korzystne właściwości. Odstrasza mole, komary i kleszcze, a jeśli skropimy nią poduszkę, ułatwi nam zapadnięcie w sen.
Emerytura jak w raju
- Nie umiałabym sobie wyobrazić miejsca lepszego na spędzenie w nim emerytury – mówię rozmarzona.
- Tak, cudownie sobie poleżeć w lawendzie, ale mało mamy na to czasu – śmieje się pan Bogusław. – Z reguły odwiedzam ją z maszyną tnącą, albo ze spryskiwaczem, wieczorem – dodaje. - A ja, jak wracam z pracy chętnie odpoczywam tu, na łonie natury. Ściągam buty i przechadzam się przez mój ogród, nawet w deszczu – przyznaje pani Krystyna.
Za ogrodem rodziny Gurgul ciągnie się pole. Ono również należy do nich i bardzo prawdopodobne, że za kilka lat, tak jak ogród, pokryje się fioletem lawendy. Te plany muszą jednak poczekać. Pani Krystyna chce jeszcze uczyć, wciąż jest aktywna zawodowo. A żeby raj pozostał rajem, trzeba mu poświęcić całą swoją uwagę.
Adriana Urgacz-Kuźniak
Komentarze (0) Skomentuj