Wczoraj po godzinie 17.00 na policję zadzwonił świadek, który widział, jak na środku Dzierżna Dużego przewróciła się żaglówka. Płynąca nią osoba miała zniknąć pod wodą. Natychmiast wszczęto akcję poszukiwawczą.
Działania ratownicze prowadziło kilku policjantów, cztery zastępy strażaków z Gliwic oraz straż z Bytomia, specjalizująca się w poszukiwaniach wodnych.
Jak twierdził świadek, mężczyzna wpadł do wody, płynął o własnych siłach w stronę brzegu, ale po chwili nie było już go widać.
Po poszukiwaniach z jeziora wyłowiono łódkę typu Merlin, którą zabezpieczono na policyjnym parkingu. Nie znaleziono jednak człowieka. W okolicy jeziora nie było też żadnego zaparkowanego samochodu.
Czynności prowadzono do godzin nocnych. Ponownie postanowiono wszcząć je dziś rano - planowano użycie sonaru. Mimo upływającego czasu nikt nie zgłosił zaginięcia. Gliwicka policji prosiła o kontakt jakichkolwiek świadków, pisząc o sprawie na swojej stronie internetowej.
Okazało się jednak, że przeszukiwanie dna jeziora sonarem nie jest potrzebne. Mało tego: akcję wstrzymano.
Pyskowiccy policjanci, opływający jezioro motorówką, zauważyli na brzegu mężczyznę (ten również był widokiem stróżów prawa zaintrygowany). Kiedy do niego podpłynęli, poinformował, że szuka swojej łodzi, która dzień wcześniej wywróciła się na jeziorze...
Sprawa została wyjaśniona. 60-letni gliwiczanin był poszukiwanym mężczyzną. Nic mu się nie stało, a noc spędził w domu. Jak wyjaśnił, podczas żeglowania wiał silny wiatr, który przewrócił jego żaglówkę, jego zaś wepchnął do wody. By ratować się przed hipotermią, mężczyzna jak najszybciej dopłynął do brzegu. Był mocno wychłodzony, więc pojechał do domu, a kiedy na drugi dzień wrócił po łódkę, nie znalazł jej. Spotkał za to stróżów prawa.
60-latek był przekonany, że nikt incydentu nie widział. A ponieważ nie miał pojęcia o akcji, nie zgłosił się na policję.
Komentarze (0) Skomentuj