Z wierzchołka dawnego Domu Towarowego Ikar rozciąga się rozległa perspektywa na miasto. Przed leżącym poniżej placem perspektywy są marne. Potencjalnie reprezentacyjne miejsce zamarło w oczekiwaniu na decyzję państwowych urzędników. A tym się nie spieszy.

Licząca blisko 0,9 ha działka to, obok placu po synagodze, ostatni wolny teren w sercu miasta. Idealna lokalizacja na biura, hotel, apartamenty mieszkalne czy inny obiekt, który mógłby być chlubą Gliwic. Plan zagospodarowania stwarza wiele możliwości. Można właściwie postawić tu wszystko, co odpowiada prestiżowi starego miasta z jego dominującą funkcją usługowo-mieszkaniową.    

Pusta działka, z konieczności wykorzystywana jako parking, mogłaby więc być nową wizytówką Gliwic. Jakiekolwiek zmiany wstrzymuje niejasna sytuacja prawna terenu. Miasto, choć formalnie właściciel, nie może nim dysponować. Już od kilkunastu lat trwa spór, czy nieruchomość jest miejska, czy należy do osoby prywatnej.

- W latach przełomu wieków ujawnili się spadkobiercy dawnego właściciela. Kwestionują ważność decyzji nacjonalizacyjnej i żądają rekompensaty – tak tłumaczył nam w styczniu ubiegłego roku bezruch wokół terenu Marek Jarzębowski, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic.

Obecna sytuacja placu jest echem historii. Do połowy XX wieku sąsiadem Ikara był poniemiecki zakład produkcji papieru i tektury - Papier und Pappenfabrik. Firma, należąca do Piusa Bartelli, po wojnie została upaństwowiona i włączona w skład Mikołowskich Zakładów Papierniczych, a w latach 50. fizycznie zlikwidowana. Dalszą koleją rzeczy, po przełomie lat 90., Skarb Państwa przekazał pusty już teren miastu Gliwice.

Wkrótce po tym roszczenia reprywatyzacyjne zgłosili potomkowie przedwojennego właściciela nieruchomości. Sprawa trafiła na forum instytucji rządowej, bo to resort rozwoju, jako następca prawny ministra przemysłu drzewnego i papierniczego (organu dokonującego nacjonalizacji), jest właściwy do rozstrzygania o ważności decyzji wywłaszczeniowej.

Dobrze zorientowana w sprawie osoba ocenia, że spadkobiercy przedwojennego fabrykanta nie są w sporze bez szans. Udało nam się dotrzeć do dawnego pełnomocnika rodziny Bartellów. Prosi o zachowanie anonimowości, bo nie chce już być łączony ze sprawą. Według jego rozeznania, rozstrzygnięcie, którego mocą państwo odebrało Bartellom fabrykę, jest nie do obrony nawet na gruncie ówcześnie obowiązującego prawa.

- Gdy państwo nacjonalizowało zakład z paragrafu, porzucone mienie poniemieckie przemilczało fakt, że Pius Bartella nie opuścił rodzinnych stron dobrowolnie – został wywieziony na Sybir, a po doświadczeniach deportacji wybrał inną ojczyznę. Co więcej, pominięto również to, że w naszym mieście pozostali potomkowie przedsiębiorcy, z polskim obywatelstwem. Do śmierci mieszkał tu jego syn, pod Gliwicami swoje gospodarstwo rolne miał nieżyjący już wnuk Bartelli. Teraz schedy po dziadku domagają się wnuczki, mieszkające na stałe w Niemczech – wprowadzał nas w szczegóły sprawy rok temu informator.

Mimo upływu czasu odpowiedź, która ze stron ma rację, nie zbliżyła się nawet o krok. Co gorsza, sprawa uległa jeszcze większemu zagmatwaniu. Z informacji MR wynika, że w sporze pojawiły się nowe wątki dotyczące uprawnień spadkobierców Bartelli. Nowa sytuacja wstrzymała bieg sprawy do czasu wyjaśnienia wątpliwości.

„Przed Ministrem Rozwoju i Finansów toczy się postępowanie w przedmiocie stwierdzenia nieważności orzeczenia Ministra Przemysłu Drzewnego i Papierniczego z dnia 29 grudnia 1953 r. w sprawie zatwierdzenia protokołu zdawczo-odbiorczego przedsiębiorstwa pn. Pius Bartella, Papier – u. Pappenfabrik (…) oraz orzeczenia Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego z dnia 18 sierpnia 1961 r. w sprawie zatwierdzenia protokołu zdawczo-odbiorczego ww. przedsiębiorstwa.
Postanowieniem z 28 kwietnia 2016 r. postępowanie zawieszono z uwagi na okoliczności (…) mające istotny wpływ (...). Ujawnione zostały rozbieżności w dokumentach wyznaczających krąg spadkobierców byłego właściciela przedsiębiorstwa. Podjęcie postępowania (…) będzie możliwe po wyjaśnieniu przez strony przed sądem ww. rozbieżności”, czytamy w odpowiedzi ministerstwa.

Szansa na przełom, jeżeli taka była, oddaliła się w bliżej nieokreśloną przyszłość. Jeszcze bardziej mglista jest perspektywa na reprezentacyjny hotel, biurowiec czy dom handlowy, z których każdy  pasowałby do centrum bardziej niż szpetne klepisko.

Adam Pikul



   
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj