Mieszkańcy ul. Dolnej Wsi 58 czują się poszkodowani. Zdarza się, że ich podwórko tygodniami tonie w śmieciach. Powód? Remondis Gliwice chce, żeby to lokatorzy wystawiali kubły na chodnik. Inaczej ich nie odbierają. Przedstawiciele firmy zapowiadają, że zaprowadzą takie porządki w całym mieście. Czy Gliwice staną się jak Neapol?
Mieszkańcy niedużej, dziesięciolokalowej wspólnoty przy ul. Dolnej Wsi trzymają kubły we wnęce przy bocznej ścianie budynku. Innego miejsca na posesji nie ma. Gniazdo jest spore, bo lokatorzy potrzebują pojemników do segregacji. Prowadzi do niego wybrukowana droga, na tyle wąska, że nie zmieści się w niej śmieciarka, ale aż nadto szeroka, by pracownicy Remondisu mogli wygodnie przeciągnąć kubły na chodnik. Mają do pokonania kilka metrów, ale im się nie chce. A pozostawionych na miejscu pod ścianą – nie tykają.
Problem związany z odmową wywozu odpadów trwa od dłuższego czasu. - Remondis twierdzi, że to mieszkańcy powinni wystawiać pojemniki. Zdarza się, że czekają one na odbiór tygodniami. Łatwo sobie wyobrazić, jak wygląda wtedy otoczenie budynku. W końcu jakiś zdesperowany mieszkaniec ulegnie i przetoczy kubły. Raz z kontenerami, wśród których jest bardzo ciężki ze szkłem, mocowała się ponad 70-letnia emerytka, innym razem grupa dzieci – mówi Małgorzata Palewicz, zarządczyni wspólnoty.
Kiedyś sprawa byłaby prosta. Niezadowolona z usług wspólnota mogła poszukać innej firmy. Na skutek zmiany prawa Remondis może w Gliwicach dyktować warunki. Dla przedsiębiorstwa partnerem do rozmowy nie są już bezpośredni klienci, ale ten, kto płaci, czyli miasto.
Lokatorzy z Dolnej Wsi szukali pomocy w tym miejscu. Zarówno magistrat jak i straż miejska stanęli jednak w obronie monopolisty. Urzędnicy tłumaczą, że zgodnie z regulaminem przyjętym przez radę miasta, to właściciel ma obowiązek udostępnienia pojemników pracownikom i pojazdom przedsiębiorcy w granicach swojej nieruchomości.
Te wyjaśnienia podzielają optykę Remondisu, choć przepisy mogą prowadzić do zgoła odmiennych wniosków.
Reguła jest niespójna. Wynika z niej, że śmieci są odbierane w granicach nieruchomości, a przecież chodniki już do niej nie należą. Lokatorzy wyciągając kubły przed dom, wchodzą na cudzy teren. Co więcej, teren nie byle czyj, ale miejski, z którego można korzystać pod określonymi rygorami.
Jak sprawdziliśmy w Zarządzie Dróg Miejskich w Gliwicach, pojemniki z odpadami komunalnymi są traktowane przez przepisy jak każda inna rzecz zajmująca chodnik. Nie stoją tam przecież jednej chwili, dokładnie tyle, ile potrzeba na odbiór, bo nikt nie będzie czekał na śmieciarkę. Najczęściej są wystawiane wieczorem i stoją całą na noc. Teoretycznie wspólnota powinna więc wystąpić o zezwolenie na zajęcia pasa drogowego i wnieść stosowną opłatę. Teoretycznie, bo ZDM nie spotkał się jeszcze z taką sytuacją jak przy Dolnej Wsi.
Ale jest i bardziej bezpośredni dowód, że przepisy da się interpretować, jak komu wygodnie. Czy ktoś, kto mieszka w śródmieściu, gdzie pełno kamienic z bramą, w które nie wciśnie się śmieciarka, jest zmuszany na „dzień dobry” lub „dobranoc” wytaczać kubły? Czy w centrum widać przy tej robocie kogoś innego niż pracowników w pomarańczowych kubraczkach?
Niemożliwe? A jednak znaleźli się świadkowie takiej sytuacji. Wśród urzędników. W piśmie do zarządcy wspólnoty informują – muszą wiedzieć, co piszą, a więc pewnie widzieli – że pracownicy Remondisu wyciągają pojemniki z boksów, pod które da się podjechać, inaczej kubły muszą być ustawiane w miejscu dostępnym dla pojazdu.
Jednak żarty na bok.
- Zarządzam wieloma nieruchomościami w Gliwicach i nigdzie indziej nie mam do czynienia z podobną sytuacją. Niejednokrotnie, przechodząc przez miasto, widzę, jak pracownicy firmy, poprzedzając samochód, wystawiają kontenery z podwórek, przewożą je przez bramy przejazdowe. Czasami jest to odległość kilka razy większa niż na Dolnej Wsi – podkreśla Palewicz.
Lokatorzy uważają, że dzieje im się krzywda. Winią również urząd. W ramach pobieranej opłaty miasto zobowiązuje się do odbierania odpadów, a jednak nie zawsze tak się dzieje. Mieszkańcy płacą tyle samo, co inni, choć zmusza się ich do czynności, które zwykle wykonuje przedsiębiorstwo.
- Przerzucanie zadania na wspólnotę to niższe koszty dla Remondisu, a wyższe dla nas. Żeby dodatkowym obowiązkiem nie obciążać mieszkańców, wynajęliśmy do tego osobę – informuje zarządca wspólnoty.
Poczucie niesprawiedliwości u mieszkańców bierze się z tego, że są odosobnieni. Niestety, dla nas wszystkich wkrótce ma się to zmienić. Z wyjaśnień przedstawiciela Remondisu wynika, że sprawa Dolnej Wsi 58 to zwiastun nowych porządków.
- Sytuacja ta nie jest jedyna. I będzie ich coraz więcej. Stopniowo dążymy do zmiany praktyk. Docelowo przedsiębiorstwo w ogóle przestanie odbierać pojemniki z miejsc z ograniczonych do nich dostępem. Utarło się, że wyciąganie kubłów należy do pracowników przedsiębiorstwa. Tymczasem regulamin jasno mówi, że to właściciel posesji powinien stworzyć takie warunki, by śmieciarka mogła zatrzymywać się bezpośrednio przy pojemnikach - przekazuje Grzegorz Staszewski, kierownik działu usług Remondis Gliwice.
W przedsiębiorstwie liczą już pewnie potencjalne korzyści. Do zmniejszonej ilości pracy potrzeba będzie mniejszej liczby pracowników. Ceną za oszczędności będą podwyżki, ukryte, dla klientów. Mogą zlecić komuś innemu to, co do tej pory robili sprzątacze lub też zapłacić własnym czasem i wysiłkiem.
Jeżeli spełni się scenariusz Remondisu, można przewidywać, że albo nasze podwórka zaleją śmieci, albo ulice śródmieścia znikną pod kubłami. No, chyba że do miejskich urzędników wreszcie dotrze, że firma pozwala sobie na zbyt wiele.
Adam Pikul
Komentarze (0) Skomentuj