Z Leszkiem Jodlińskim, dyrektorem Muzeum w Gliwicach, rozmawia Małgorzata Lichecka.
Radiostacja to leitmotiv pana pracy w muzeum. Po protestach społeczników sprzeciwiających się bardzo dużej ingerencji w zabytkowe budynki, minister kultury ostatecznie powiedział dla projektu „nie”. Pytanie najważniejsze: czy projekt można wykorzystać, bo zmarnują się publiczne pieniądze, które na niego już wydano, a jeżeli nie, co w zamian?
Zarówno ja, jak i zespół prawników obsługujących muzeum, badaliśmy te kwestie. Decyzja ministra kultury jest ostateczna, co oznacza, że nie przeprowadzimy rewitalizacji w kształcie i propozycji zespołu Nizio. Minister nie odnosił się do koncepcji wystawy i do jej scenariusza, a jedynie do daleko idących zmian dotyczących konkretnie budynków Radiostacji. Także do sztuki prowadzenia projektu, uzyskiwania zgód i pewnej filozofii rewitalizacji tego miejsca oraz zaproponowanych w tym zakresie praktyk. Minister „wdeptał projekt w ziemię”, konieczny będzie nowy, ponieważ nie osiągnięto celu, czyli projektu, który uzyska także wszystkie niezbędne zgody i pozwolenia, w tym budowlane. Wysłaliśmy już pismo do pracowni Nizio Design w sprawie odstąpienia od umowy.
Ale przecież w ten sposób przepadnie niezły scenariusz wystawy. Nie można go wykorzystać?
Powtórzę raz jeszcze: przedmiotem umowy z pracownią Nizio nie był scenariusz wystawy, a prace związane z adaptacją zabytkowego założenia Radiostacji.
Zakładano bardzo poważną ingerencję, znaczące zmiany w samych budynkach, a minister w uzasadnieniu decyzji wskazał, że „przeprowadzenie planowanej modernizacji jedynie z zachowaniem ich zewnętrznego wyglądu doprowadzi do znacznej utraty ich walorów, mających znaczny udział w budowaniu wartości zabytkowych zespołu radiostacji”.
Podzielam stanowisko Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mamy do czynienia z pomnikiem historii, a to powód do dumy i satysfakcji dla mieszkańców. Ponadto od lat mówi się o tym, że Radiostacja powinna znaleźć się na liście UNESCO. A ingerencje były tak daleko idące, że kiedy pyta mnie pani o scenariusz wystawy, odpowiem: nie uzyskujemy opakowania i przestrzeni, w której ten projekt mógłby być zrealizowany, więc scenariusz do niczego nam się nie przyda. Oczywiście musimy myśleć o Radiostacji, o tym co mamy tam zrobić w przyszłości. Chcemy podejść do tego bardziej rozważnie, tak, by nie stracić kolejnych lat, bo stan obiektu pogarsza się z każdym rokiem: budynki nie są użytkowane, w części nie ogrzewane. Dopóki więc nie przygotujemy nowego projektu, powinniśmy o nie racjonalnie zadbać.
Ważnym zadaniem dla pana będzie wprowadzenie Domu tekstylnego Erwina Weichmanna na listę dziedzictwa UNESCO. I tutaj pojawiają się bardzo sprzeczne komunikaty. Pierwszy to taki, że nie mamy absolutnie na to szans, drugi - szanse owszem mamy, ale są znikome. To gdzie tak naprawdę teraz jesteśmy?
Na razie zrobiono wszystko, żeby na tej liście nie znalazła się gliwicka Radiostacja, ponieważ ingerencja spowodowałaby bezpowrotną utratę szans. Martwmy się więc o to, co mamy i nie lekceważmy tego. Co do Domu tekstylnego, nie muzeum gra tu główną rolę.
Ale przecież może lobbować i być aktywne we wspieraniu innych instytucji.
Muzeum będzie adwokatem tej sprawy, ale nie jesteśmy jedyni, bo działa w tym zakresie polski Komitet ICOMOS, Międzynarodowej Rady ds. Zabytków i Miejsc Historycznych (International Council on Monuments and Sites), międzynarodowej organizacji pozarządowej afiliowanej przy UNESCO, ale przede wszystkim komitety narodowe Niemiec i Izraela. Za grupą inicjatywną, ale przede wszystkim komitetami narodowymi ICOMOS-u, stoją instytucje zrzeszające architektów i środowiska konserwatorskie związane z architekturą. W skład polskiej grupy wchodzi między innymi dr Ryszard Nakonieczny, wykładowca akademicki Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej. Procedury trwają od kilku lat, a sam wpis dotyczy dorobku architektonicznego Ericha Mendelsohna, aktywnego w dziewięciu państwach, choć część jego realizacji zniszczono nie tylko podczas wojny, ale i po niej, gdy nie doceniano architektury modernistycznej. Akcenty Mendelsohnowskie są oczywiście różne w każdym z państw gdzie architekt był aktywny zawodowo. Na przykład w pobliskiej Ostrawie mamy jego jedyny obiekt, natomiast z Polski brane są pod uwagę trzy.
Z Olsztyna, Wrocławia i Gliwic.
Za każdym razem wybitne realizacje albo kluczowe dla rozumienia Mendelsohna, więc komitety jeszcze pracują, a proces się nie zakończył. Powinniśmy zrobić wszystko co mądre i zasadne, żeby tę szansę wykorzystać, a nie ją sobie odbierać. Muzeum w tym zakresie dołoży wszelkich starań. Mówię to także dlatego, że od wielu lat jestem badaczem Domu tekstylnego i nie chciałbym stracić niepowtarzalnej szansy. Jednak każde z państw ma określoną liczbę możliwości i wnioskowań co do umieszczania obiektów, a kolejka jest długa, dlatego ten proces się w Polsce, a tym samym w Gliwicach, jeszcze definitywnie nie zakończył.
Czego, pana zdaniem, brakuje muzeum i jak to zmienić?
Pracuję od miesiąca i trudno na razie dokonać szerszej oceny. Na pewno wzmocnię muzeum kadrowo.
Będzie pan dawał pracę.
Tak. Chcę odbudować zespół i stworzyć mu szansę by poszerzał pola zainteresowań. Kluczowym elementem sukcesu i rozwoju muzeum są ludzie, dlatego wzmocnię działy etnografii, sztuki, archeologii, historii, na co jest zgoda i zrozumienie ze strony władz, z czego się bardzo cieszę, a co było też jednym z elementów nazwijmy to umówienia się, że ten rok będzie początkiem zmian.
No właśnie, dostał pan nominację tylko do marca 2026 r.
Tak się umówiliśmy. A rozwiązanie jest dla obu stron mobilizujące. Poza tym lubię wyzwania.
Zobaczy pan, czy znowu dobrze czuje się w Gliwicach, a miasto stwierdzi, czy pan się dobrze sprawuje jako dyrektor muzeum?
Bardzo prowokacyjne pytanie... W Gliwicach bywam częściej niż raz na dwa tygodnie. Tutaj spędziłem dzieciństwo, mam dom, mieszka tu moja mama, więc są to bardzo ścisłe związki z miastem, z którego nie za bardzo, mentalnie, wyjeżdżałem. Przez rok zdefiniuję na nowo oczekiwaniami w stosunku do muzeum, czy są spójne z możliwościami i sprawstwem samorządu. Muzeum potrzebuje zmian, także pokoleniowych, a przede wszystkim związanych z innym rozumieniem funkcjonowania, na pewno zaś odpowiedzi na jasno zdefiniowane potrzeby mieszkańców oraz w jakimś sensie powrotu do tożsamości lokalnej i regionalnej.
Więcej lokalności, więcej Gliwic w Muzeum w Gliwicach.
Lokalność nie oznacza prowincji czy prowincjonalizmu, peryferyjności. Lokalność rozumiem tu jako coś pozytywnego, nasze poczucie przywiązania do miejsca, do czego nawiązują moi rozmówcy podczas wielu spotkań. Muzeum powinno skupiać się na tożsamościach, szanując ich wieloetniczność, wielokonfesyjność, trudne losy albo niejednoznaczne z punktu widzenia współczesnych racji i opinii politycznych. I przed tym wyzwaniem stajemy, jako instytucja, w pierwszej kolejności.
A co pan zrobi z Czytelnią sztuki? Czy nadal będzie to miejsce dla wypowiedzi twórczyń i twórców współczesnych?
Szczerze, jeszcze nie wiem. Na pewno będziemy rozwijać kolekcję fotografii artystycznej. U jej początków jest praca, którą dwadzieścia lat temu podejmowaliśmy w czasie kiedy byłem dyrektorem Muzeum w Gliwicach – na przykład festiwale fotografii czy działania związane z pozyskiwaniem prac wówczas prawie nieznanego Rafała Milacha. Dorobek Czytelni sztuki jest godny uznania, nie chcemy go zaprzepaścić, natomiast jej rozwój nie może się odbywać kosztem innych działów, a miało to miejsce. Nie chodzi tylko o nakłady finansowe, a o przywiązywanie pewnego znaczenia i troski do lokalności. To jest projekt, który się broni, jeśli chodzi o prezentacje sztuki współczesnej, ale wymaga korekt. I większej uwagi co do detali. One budują też image instytucji. Jak chociażby brak windy.
I chce pan ją dobudować?
Mamy taki plan. Będę robił wszystko, a bywam znany z uporu, żeby winda powstała i schodziła do poziomu Czytelni sztuki, bo ta najbardziej nowoczesna przestrzeń ekspozycji nie jest dostępna dla wszystkich. Podobnie z innymi poziomami. I to będzie jedno z wyzwań inwestycyjnych mojej kadencji w Muzeum w Gliwicach.
Jakie propozycje ma muzeum na najbliższe miesiące i które będą pana autorskimi pomysłami?
Plan pracy na 2026 rok to zadanie, jakie stoi przede mną. W tej liczbie będzie to festiwal Mendelsohniada, kompletnie nowa propozycja programowa, otwierająca Gliwice na fenomen nowoczesności, współczesnego miasta, fenomenu zmian w kulturze i sztuce. Obok tego porządkowanie spraw muzeum, nadawanie pracy muzeum form bardziej transparentnych i upodmiotowienie zespołu. To nowe otwarcie w pracy oddziałów odlewnictwa artystycznego i Domu Pamięci Żydów Górnośląskich. Już od 1 czerwca wydłużamy prace muzeum. Dotychczas obowiązujące były anachroniczne i niezrozumiale.
Rozmowę przeprowadzono w ramach programu „Gość Dnia” realizowanego wspólnie przez redakcje 24Gliwice.pl i „Nowiny Gliwickie”.
Komentarze (0) Skomentuj