Nie wiedziałem, czy pisać o gali boksu zawodowego, która 10 listopada odbyła się w hali Arena Gliwice, zaraz po jej zakończeniu, czy dać sobie czas na pewne przemyślenia i refleksje. Jak było, widzieli na żywo kibice obecni w hali - około ośmiu tysięcy osób. Z kolei 2,4 mln widzów zobaczyło galę w telewizji.
Łącznie ok. 2,5 mln ludzi emocjonowało się bokserskim widowiskiem, które ma przepisy podobne do tych przewidzianych dla pięściarstwa olimpijskiego (amatorskiego). Są badania medyczne, sędziowie, regulacje punktowe i rundy. Dla amatorów: trzy rundy razy trzy minuty, a dla zawodowców minimum 4x3 lub 12x3 (gdy walczy się o tytuły). Są też walki challengowe, najczęściej dziesięciorundowe. Tyle samo trwają pojedynki kobiet, których stawką jest mistrzostwo świata.
Tak też było w hali Arena Gliwice - walki po 4, 6 i 8 rund, pojedynek o mistrzostwo świata kobiet pomiędzy Ewą Piątkowską i Ornellą Domini oraz dziesięciorundowa walka challengowa o umowny tytuł najlepszego polskiego pięściarza wagi ciężkiej pomiędzy Arturem Szpilką i Mariuszem Wachem. Obaj przywieźli do Gliwic nie tylko sporo kilogramów (Szpilka 108,7, Wach 123), ale i duże grupy fanów.
Zanim doszło do wymienionych walk, odbyło się kilka innych pojedynków. Promowany na przyszłego mistrza Paweł Stepień w drugiej rundzie padł na deski, chyba po raz pierwszy w karierze, ale potem się pozbierał i w dziewiątej zmusił do poddania rosyjskiego rywala Dmitra Sucheckiego. To był dobry, a momentami świetny pojedynek.
Emocje były też w walce naszej mistrzyni świata federacji WBC Ewy Piątkowskiej, która przez większą część pojedynku perfekcyjnym lewym prostym demolowała Szwajcarkę Domini i wygrała zdecydowanie na punkty.
I w końcu na ring wjechały dwa "tanki": Mariusz Wach i Artur Szpilka. Według kontraktów mieli stoczyć dziesięciorundowy pojedynek z opcją ewentualnego rewanżu na życzenie promotorów. Do ringu weszli w towarzystwie pięknych hostess, ferii świateł, efektownej oprawie scenicznej i z ogromnym aplauzem widowni. Obydwaj pięściarze lekko nerwowi i niepewni swojej wartości. Sędzia poprosił o toczenie walki w ramach regulaminu i zgodnie z przepisami Polskiego Związku Boksu Zawodowego, przypomniał, że powinna ona trwać nie więcej niż 10 rund i... zaczęło się.
Szpilka od razu wyskoczył na środek ringu z kłującym lewym prostym, a Wach wydawał się być tym kompletnie zaskoczony. I tak przez pierwsze cztery rundy Szpilka kłuł lewym, czasem prawym, w dolne partie korpusu Wacha, zaś ten krążył majestatycznie wokół rywala, czekając, aby uderzyć raz, ale porządnie. Udało mu się trafić dopiero w szóstej rundzie, lecz nie tak skutecznie, by znokautować. Szpilka przetrzymał kryzys bez liczenia, jednak szóstą i siódmą rundę wyraźnie przegrał. Ósma i dziewiąta były prawie remisowe i każda grupa fanów przypisywała zwycięstwo swojemu ulubieńcowi. Mogła więc, przed decydującym starciem, przewaga każdego z nich wynosić dwa, trzy punkty.
I zaczęła się 10. runda. Cała Arena oglądała ją na stojąco, bo nagle i Szpilka, i Wach chcieli koniecznie zaprezentować siłę swoich ciosów. Kiedy do końca walki brakowało 87 sekund, prawy cios Wacha wywrócił Szpilkę. Część hali zamarła, a druga zwariowała ze szczęścia. Ale Szpilka pokazał charakter. Kiedy sędzia doliczył do ośmiu, ten stał już karnie przed nim i powtarzał: „tak, chcę walczyć”, choć jego zamglone oczy mówiły co innego.
W drugim narożniku Wach krążył jak tygrys, który czeka, by dopaść i wykończyć swoją ofiarę. Sędzia dał znak i ruszyli ku sobie. Wach podchodził chyba za blisko, bo nie miał miejsca, by swoją długą ręką z rozmachem dobić rywala. Szpilce dawało to szansę na zadawanie ciosów rozpaczy zaskoczonemu przeciwnikowi.
Wach w końcówce rundy przestrzelił ok. 15-20 ciosów, potężnych, lecz niecelnych. Tymczasem jego rywal zadał mu 10-12 uderzeń, w większości trafiając. W końcu zabrzmiał ostatni gong, z ulgą przyjęty przez obu zawodników. Byli skrajnie wyczerpani, skrwawieni i... przekonani, że wygrali.
Wynik walki wszyscy znają, ja zaś uważam, że wygrał boks, gdyż był to znakomity, szybki, prowadzony fair pojedynek, w którym zwycięzcą mógł zostać każdy z zawodników.
Wygrał 2:1 Artur Szpilka (98:94, 94:95 i 97:93). I na koniec - na walkę rewanżową tych wojowników pojadę nawet do USA.
Komentarze (0) Skomentuj