Muzeum od lat zajmuje się dokumentacją i popularyzowaniem wiedzy o
„kresowych kontekstach” historii miasta i regionu. Wychodząc naprzeciw
licznym głosom, zarówno ze strony Kresowian i ich potomków, jak i
środowisk naukowych, tym razem chce przyjrzeć się szeroko rozumianej
„pamięci Kresów”, widzianej przez pryzmat różnych postaci, grup i
środowisk, w kraju i na emigracji, zarówno w spektrum regionalnym, jak i
ogólnopolskim.
Konferencja naukowa „Pamięć Kresów – Kresy w pamięci” odbędzie się między 25 a 27 października, a wykłady i prezentacje - w Willi Caro i hotelu Silvia. - Zaprosiliśmy do udziału zarówno uczonych z ugruntowaną pozycją i dorobkiem naukowym, jak i młodych badaczy, dopiero wkraczających na ścieżki poszukiwania prawdy. Jest naszą intencją, by to spotkanie ludzi nauki przyczyniło się nie tylko do jakże cennej prezentacji badań i wymiany poglądów, ale przede wszystkim zaowocowało pogłębieniem refleksji nad rolą Kresów w dziejach państwa i narodu, zwłaszcza w tragicznym XX stuleciu, oraz ich obecnością w imaginarium narodowej i historycznej świadomości współczesnych Polaków – mówi Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach.
Odchodzi ostatnie pokolenie tych, którzy pamiętają świat Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Z roku na rok coraz bardziej zaciera się indywidualna pamięć o polskim Lwowie, Stanisławowie czy Wilnie. Pamięć, którą, nota bene, w czasach komunistycznego zakłamania skazano na nieistnienie. Masowe przesiedlenia obywateli II Rzeczpospolitej, zmuszonych do opuszczenia ojcowizny i osiedlenia się na terenach w większości przypadków należących przed wojną do państwa niemieckiego, przez prawie pół wieku określano mianem „repatriacji”, semantycznie tożsamym z „powrotem do ziemi ojców”. Miało to swoje uzasadnienie polityczne i propagandowe, jednak nie odpowiadało faktycznej sytuacji, w jakiej znaleźli się przesiedlani. Przybywali oni najczęściej na ziemie obce im i nieznane.
W nowych miejscach i otoczeniu kultywowano pamięć o pozostawionej na Kresach „małej ojczyźnie”. Często spontanicznie rekonstruowano struktury społeczne i instytucje. Likwidacja opozycji po 1947 r. i adaptacja przez komunistów wzorców sowieckich przekreśliły szansę na obecność pamięci o Kresach w przestrzeni publicznej. Z ulic miast zniknęły szyldy mówiące o ich kresowych korzeniach. „Mistrza fryzjerskiego ze Lwowa” zastąpił niedookreślony „Fryzjer”, a kawiarnię „Lwowianka” przemianowano na „Warszawiankę”. Urodzonym na Kresach, w dowodach, jako miejsce urodzenia wpisywano ZSRR. Ludziom, którym odebrano mieszkania, ziemię i groby, chciano zabrać również pamięć o ich „małej ojczyźnie”. Wszelkie formy jej kultywowania zostały zabronione albo ograniczone do wyrwanych z kontekstu znaczeń. O Polakach na Kresach, a zwłaszcza ich wojennych i powojennych losach mówiono publiczne tylko tyle, na ile zezwalały cenzorskie zapisy.
Paradoksalnie nieobecności Kresów w dyskursie publicznym towarzyszyła ich silna mitologizacja. Dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku, w obliczu erozji komunistycznej dyktatury, władze zgodziły się na powstanie pierwszych towarzystw i organizacji zrzeszających dawnych mieszkańców ziem położonych na wschód od linii Bugu. Próbowano nadgonić stracony czas.
Dziś Kresy są znów istotną częścią polskiej świadomości narodowej, jednak pamięć o nich wydaje się być rozpięta pomiędzy mitem utraconej Arkadii, a traumą wojennych blizn: zsyłki do łagrów, mordu katyńskiego i rzezi wołyńskiej. Kontekst sentymentalny nieuchronnie zderza się z doświadczeniem tragedii. Tym bardziej zasadne wydaje się pytanie o przemiany narracji o Kresach w czasach PRL i w niepodległej Rzeczpospolitej.
Organizatorzy konferencji postanowili zaprosić do Gliwic reprezentantów różnych dziedzin humanistyki, by spróbowali oni odpowiedzieć na to i szereg innych pytań, nasuwających się w związku z refleksją nad obecnością Kresów w polskiej pamięci. Jakie przyczyny złożyły się na proces zbiorowej mitologizacji, przy jednoczesnej amnezji tak wielu ważnych wątków dziejów tych ziem? Jak mówiono i pisano o Lwowie czy Wilnie w czasach PRL i czy próbowano ocalić od zapomnienia polskie dziedzictwo na Wschodzie? Jaką rolę odrywała w tym zakresie turystyka „sentymentalna” i kontakty pomiędzy rozdzielonymi rodzinami? Wreszcie, jak próbowano ocalić pamięć o Kresach przez podtrzymywanie tradycji kresowych w przestrzeni prywatnej oraz poprzez archiwa domowe i osobiste kolekcje? To najważniejsze, choć nie wszystkie pytania. - Aby móc wysłuchać referatów prezentujących wyniki badań prowadzonych z innej, niż wyłącznie polska, perspektywy, zaprosiliśmy również badaczy z Ukrainy, Białorusi i Litwy - państw, których historia nierozerwalnie związana jest z dziejami Rzeczpospolitej - dodaje Krawczyk.
Konferencja jest kolejnym wspólnym przedsięwzięciem Muzeum w Gliwicach i Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach, wpisującym się w kilkuletnią owocną współpracę tych instytucji. Miejsce obrad wybrane zostało nieprzypadkowo. Gliwice są górnośląskim miastem szczególnie wpisującym się w historię powojennego exodusu Polaków ze Wschodu. To, obok Bytomia, jedno z tych miast Górnego Śląska, do których trafiło najwięcej przybyszów ze Lwowa, Stanisławowa, Drohobycza czy Tarnopola. To właśnie tutaj jesienią 1945 r. rozpoczęła działalność Politechnika Śląska – jej kadra naukowa, pracownicy administracji, jak i w dużej mierze studenci rekrutowali się z Politechniki Lwowskiej. W pierwszych latach po zakończeniu wojny przez Gliwice przejechała większość transportów podążających z Kresów do Opola czy Wrocławia i dalej, na Dolny Śląsk.
Muzeum w Gliwicach od lat zajmuje się dokumentacją i popularyzowaniem wiedzy o „kresowych kontekstach” historii miasta i regionu. Efektem tych działań były m.in. autorska wystawa „Gliwiccy Kresowianie” i towarzysząca jej książka pod tym samym tytułem pióra Bożeny Kubit. W 2010 roku, wspólnie z Oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach, zorganizowano konferencję naukową „Kresowianie na Górnym Śląsku”, której pokłosiem jest publikacja pod redakcją Bogusława Tracza.
Odchodzi ostatnie pokolenie tych, którzy pamiętają świat Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Z roku na rok coraz bardziej zaciera się indywidualna pamięć o polskim Lwowie, Stanisławowie czy Wilnie. Pamięć, którą, nota bene, w czasach komunistycznego zakłamania skazano na nieistnienie. Masowe przesiedlenia obywateli II Rzeczpospolitej, zmuszonych do opuszczenia ojcowizny i osiedlenia się na terenach w większości przypadków należących przed wojną do państwa niemieckiego, przez prawie pół wieku określano mianem „repatriacji”, semantycznie tożsamym z „powrotem do ziemi ojców”. Miało to swoje uzasadnienie polityczne i propagandowe, jednak nie odpowiadało faktycznej sytuacji, w jakiej znaleźli się przesiedlani. Przybywali oni najczęściej na ziemie obce im i nieznane.
W nowych miejscach i otoczeniu kultywowano pamięć o pozostawionej na Kresach „małej ojczyźnie”. Często spontanicznie rekonstruowano struktury społeczne i instytucje. Likwidacja opozycji po 1947 r. i adaptacja przez komunistów wzorców sowieckich przekreśliły szansę na obecność pamięci o Kresach w przestrzeni publicznej. Z ulic miast zniknęły szyldy mówiące o ich kresowych korzeniach. „Mistrza fryzjerskiego ze Lwowa” zastąpił niedookreślony „Fryzjer”, a kawiarnię „Lwowianka” przemianowano na „Warszawiankę”. Urodzonym na Kresach, w dowodach, jako miejsce urodzenia wpisywano ZSRR. Ludziom, którym odebrano mieszkania, ziemię i groby, chciano zabrać również pamięć o ich „małej ojczyźnie”. Wszelkie formy jej kultywowania zostały zabronione albo ograniczone do wyrwanych z kontekstu znaczeń. O Polakach na Kresach, a zwłaszcza ich wojennych i powojennych losach mówiono publiczne tylko tyle, na ile zezwalały cenzorskie zapisy.
Paradoksalnie nieobecności Kresów w dyskursie publicznym towarzyszyła ich silna mitologizacja. Dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku, w obliczu erozji komunistycznej dyktatury, władze zgodziły się na powstanie pierwszych towarzystw i organizacji zrzeszających dawnych mieszkańców ziem położonych na wschód od linii Bugu. Próbowano nadgonić stracony czas.
Dziś Kresy są znów istotną częścią polskiej świadomości narodowej, jednak pamięć o nich wydaje się być rozpięta pomiędzy mitem utraconej Arkadii, a traumą wojennych blizn: zsyłki do łagrów, mordu katyńskiego i rzezi wołyńskiej. Kontekst sentymentalny nieuchronnie zderza się z doświadczeniem tragedii. Tym bardziej zasadne wydaje się pytanie o przemiany narracji o Kresach w czasach PRL i w niepodległej Rzeczpospolitej.
Organizatorzy konferencji postanowili zaprosić do Gliwic reprezentantów różnych dziedzin humanistyki, by spróbowali oni odpowiedzieć na to i szereg innych pytań, nasuwających się w związku z refleksją nad obecnością Kresów w polskiej pamięci. Jakie przyczyny złożyły się na proces zbiorowej mitologizacji, przy jednoczesnej amnezji tak wielu ważnych wątków dziejów tych ziem? Jak mówiono i pisano o Lwowie czy Wilnie w czasach PRL i czy próbowano ocalić od zapomnienia polskie dziedzictwo na Wschodzie? Jaką rolę odrywała w tym zakresie turystyka „sentymentalna” i kontakty pomiędzy rozdzielonymi rodzinami? Wreszcie, jak próbowano ocalić pamięć o Kresach przez podtrzymywanie tradycji kresowych w przestrzeni prywatnej oraz poprzez archiwa domowe i osobiste kolekcje? To najważniejsze, choć nie wszystkie pytania. - Aby móc wysłuchać referatów prezentujących wyniki badań prowadzonych z innej, niż wyłącznie polska, perspektywy, zaprosiliśmy również badaczy z Ukrainy, Białorusi i Litwy - państw, których historia nierozerwalnie związana jest z dziejami Rzeczpospolitej - dodaje Krawczyk.
Konferencja jest kolejnym wspólnym przedsięwzięciem Muzeum w Gliwicach i Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach, wpisującym się w kilkuletnią owocną współpracę tych instytucji. Miejsce obrad wybrane zostało nieprzypadkowo. Gliwice są górnośląskim miastem szczególnie wpisującym się w historię powojennego exodusu Polaków ze Wschodu. To, obok Bytomia, jedno z tych miast Górnego Śląska, do których trafiło najwięcej przybyszów ze Lwowa, Stanisławowa, Drohobycza czy Tarnopola. To właśnie tutaj jesienią 1945 r. rozpoczęła działalność Politechnika Śląska – jej kadra naukowa, pracownicy administracji, jak i w dużej mierze studenci rekrutowali się z Politechniki Lwowskiej. W pierwszych latach po zakończeniu wojny przez Gliwice przejechała większość transportów podążających z Kresów do Opola czy Wrocławia i dalej, na Dolny Śląsk.
Muzeum w Gliwicach od lat zajmuje się dokumentacją i popularyzowaniem wiedzy o „kresowych kontekstach” historii miasta i regionu. Efektem tych działań były m.in. autorska wystawa „Gliwiccy Kresowianie” i towarzysząca jej książka pod tym samym tytułem pióra Bożeny Kubit. W 2010 roku, wspólnie z Oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach, zorganizowano konferencję naukową „Kresowianie na Górnym Śląsku”, której pokłosiem jest publikacja pod redakcją Bogusława Tracza.
Komentarze (0) Skomentuj