To miał być zwykły wyjazd ojca z córką na wakacje, jak co roku – trochę słońca, trochę przygody i dużo wspólnie spędzonego czasu. Tym razem celem była wędrówka po Hiszpanii. Z tej rodzinnej wyprawy Mariusz, gliwicki przedsiębiorca, i jego córka Zuza nie przywieźli jednak symbolicznego magnesu – a kilkutonowego byka z brązu, który przez niemal 100 lat witał autochtonów tłumnie podążających na arenę, gdzie odbywały się zmagania byków.
Niespełna 18-letnia córka Mariusza, Zuza już wtedy doskonale władała językiem hiszpańskim, co nie tylko ułatwiało zwiedzanie tego kraju, ale pozwalało też na nawiązanie głębszych więzi z jego mieszkańcami. Zwiedzając prowincję Nawarra, między Saragossą a Pampeluną, podróżnicy z Gliwic natrafili na ruiny starej areny do walk byków. Drewniana konstrukcja z XVIII wieku, porośnięta chwastami, była już w trakcie rozbiórki.
– Na wejściu stał postument z bykiem. Okazało się, że kiedyś były dwa – prawy i lewy. Ale jeden spadł i się połamał. Obok – kupa złomu. Zuza, moja córka, poszła zapytać, co z tym drugim. Wtedy usłyszała, że pójdzie na złom – wspomina Mariusz.
Choć bardzo zniszczony, posąg byka zrobił na gliwiczanach wrażenie. Dynamiczna postawa, historyczna rola, autentyczność – to wszystko głęboko zapadało w pamięć. Dlatego też kilka godzin później, w pobliskiej restauracji, Zuza zadała pytanie:
– Tato, a może byśmy go zabrali?
Byk wyrusza w podróż
Mariusz wspomina, że zaśmiał się wtedy:
- Córciu, jak? Do samolotu? W bagażu podręcznym?
Ale... wrócili do właściciela posągu, by poznać jego cenę. Oferta brzmiała: cena złomu plus tysiąc euro. Sprawdzili ceny i zrobili szybką naradę rodzinną. Zapadła decyzja: „Bierzemy”.
Samochodem ciężarowym hiszpański byk trafił do Krakowa. Tam przeszedł gruntowną renowację – wypiaskowany, oczyszczony, zabezpieczony warstwą ochronną, odzyskał dawny blask. I wtedy rozpoczął swoją ostatnią podróż – do Gliwic.
Atrakcja pawilonów
– Całe życie byłem związany z dawnym osiedlem Zubrzyckiego. Jestem współwłaścicielem pawilonów przy ul. Żwirki i Wigury 62-68, więc stwierdziłem, że byk stanie właśnie tam. Zresztą, zawsze mi się podobała rzeźba byka na Wall Street. Tylko że mój jest dłuższy! Co prawda lżejszy – bo to odlew zewnętrzny, a nie pełny – ale wizualnie moim zdaniem ładniejszy. I na pewno bardziej dynamiczny niż ten z giełdy we Frankfurcie – mówi z dumą Mariusz.
Postawienie byka nie obyło się jednak bez problemów. Początkowo stanął koło restauracji. Szybko jednak okazało się, że potrzebne są pozwolenia budowlane. Po konsultacji z prawnikami, byk został postawiony bezpośrednio na terenie należącym do Mariusza i, zgodnie z przepisami, ogrodzony.
Posąg przyciąga spojrzenia. Codziennie ktoś robi sobie z nim zdjęcie. Zdarzają się nawet turyści z innych miast. Ba, byk obrósł już nawet w anegdoty. Jedną z nich „wykuli” trenerzy z pobliskiego Crossfitu, którzy obecność posągu tłumaczą w ten sposób: „byków mamy tylu na sali, że jeden musiał stanąć na zewnątrz”.
Nie tylko rzeźba – także historia
Mariusz nie chce zostawić byka bez kontekstu. Na postumencie pojawią się tablice informacyjne w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i ukraińskim. Do tego mural przedstawiający dawną korridę, w której stały dwa byki – jeden z nich przekreślony jako symbol tego, który się nie uchował.
– Chcę, żeby ten posąg miało duszę. Żeby ludzie wiedzieli, skąd wziął się ten byk. Żeby to nie był tylko pomnik, ale opowieść. Takie rzeczy się pamięta – mówi z wyraźnym wzruszeniem.
A co na to córka?
– Dumna. Naprawdę. Sama wszystko załatwiała. Gdyby nie jej znajomość języka hiszpańskiego i ten pomysł, pewnie byśmy przejechali obok i zapomnieli. A tak – mamy swoją rzeźbę, swoją historię i coś, co nas na zawsze połączy – mówi zadowolony tata. Po chwili dodaje: Ja tę rzeźbę dedykuję Zuzi, tegorocznej maturzystce, która wybiera się na weterynarię.
Przesłanie po byku!
Na koniec pytam Mariusza, czy nie żałuje tej decyzji. Odpowiada bez chwili wahania:
– Zrobiłem przyjemność córce, sobie i innym ludziom. Byk na Trynku wzbudza najczęściej pozytywne reakcje. A to, że paru malkontentów pokrzykuje? Chciałbym, żeby w artykule wybrzmiało, że ich jedynym osiągnięciem jest krytykowanie innych. Jak się nie robi nic, to się nie naraża na krytykę. A ja sądzę, że lepiej zrobić i żałować, niż żałować, że się nie zrobiło.
Rozmawiała: Adriana Urgacz-Kuźniak
Komentarze (1) Skomentuj
Wspaniały pomysł! Byk prezentuje się rewelacyjnie.