Przeprowadził go zespół prof. Adama Maciejewskiego, a młoda kobieta czuje się już dobrze. Anna uległa wypadkowi 24 września 2016 r. Mieszka w okolicach Głogowa, a do zdarzenia doszło, gdy przechodziła obok maszyny. Zahaczyła rękawem swetra o walec, ten wciągnął część ubrania razem z długim "końskim ogonem". Doszło nie tylko do zerwania skalpu, ale i uszkodzeń wielonarządowych, m. in. złamań otwartych ręki i nogi.
Kobietę przewieziono do Wrocławia, tam dyżuruje w trybie ostrym klinika
specjalizująca się w replantacjach, ale po konsultacjach
przetransportowano ją - samolotem - do Gliwic.
Podobnie, jak w
poprzednim przypadku i tu wcześniej skutecznie schłodzono oraz przygotowano do transportu i zabiegu oderwane powłoki twarzoczaszki. - Liczył się oczywiście czas: szybka decyzja lekarzy we Wrocławiu,
bardzo dobra diagnostyka i równie szybki transport - to kluczowe przy
takich złożonych operacjach - mówił na konferencji prasowej prof.
Maciejewski.
Prof. Mirosław Dobrut zauważył, że Centrum Onkologii, jako ośrodek kliniczny, nie przyjmuje przypadków urazowych, tzn. nie dyżuruje w trybie ostrym, gdyż nie taka jest jego rola. Niemniej jednak podjęło się tego zadania ze względu na zagrożenie pacjenta.
Prof. Mirosław Dobrut zauważył, że Centrum Onkologii, jako ośrodek kliniczny, nie przyjmuje przypadków urazowych, tzn. nie dyżuruje w trybie ostrym, gdyż nie taka jest jego rola. Niemniej jednak podjęło się tego zadania ze względu na zagrożenie pacjenta.
- Mieliśmy także pewne
doświadczenie w tej kwestii. Wydaje się, że decydujący był również cel
poznawczy, który jest nie do przecenienia - chodzi o wydłużenie czasu
od zabezpieczenia replantu do momentu przeprowadzenia operacji. Dziś już
wiemy, że może on "przebywać" poza organizmem do 8 godzin - wyjaśnia
prof. Dobrut.
Dotąd przyjmowano, że replantowanie będzie skuteczne, jeśli upłynie nie więcej niż 4 do 5 godzin od wypadku do operacji. W Gliwicach przekroczono tę granicę o 2 godziny. Działanie zespołu prof. Maciejewskiego okazało się nowatorskie pod względem medycznym i przełomowe w postępowaniu klinicznym.
Pierwszym przypadkiem była 26-letnia Barbara. Wiadomość o zdarzeniu chirurdzy z Gliwic otrzymali 2 sierpnia 2016 r. wieczorem i w pół godziny zebrali zespół. Do wypadku doszło tego samego dnia w Lędzinach: podczas prac polowych maszyna z impetem wciągnęła część włosów, zrywając skalp, skórę na czole, w okolicach uszu, nosa, karku i szyi, uszkadzając mięśnie.
Lekarze z pogotowia i oddziału ratunkowego sosnowieckiego szpitala św. Barbary zareagowali błyskawicznie, ratując pacjentkę i skalp. Niestety, dwa ośrodki zajmujące się takimi zabiegami odmówiły jego przeprowadzenia, dlatego lekarze z Sosnowca skontaktowali się z zespołem prof. Adama Maciejewskiego, a ten niemal natychmiast podjął decyzję o operacji.
Zabieg trwał ok. 8 godzin, przeprowadzało go pięciu chirurgów z zespołu rekonstrukcyjnego, dwóch anestezjologów i cztery instrumentariuszki. Pracowały dwa zespoły: pierwszy zajmował się łączeniem licznych naczyń biorczych, drugi - preparowaniem tkanek i żył z amputowanej skóry głowy.
Dotąd przyjmowano, że replantowanie będzie skuteczne, jeśli upłynie nie więcej niż 4 do 5 godzin od wypadku do operacji. W Gliwicach przekroczono tę granicę o 2 godziny. Działanie zespołu prof. Maciejewskiego okazało się nowatorskie pod względem medycznym i przełomowe w postępowaniu klinicznym.
Pierwszym przypadkiem była 26-letnia Barbara. Wiadomość o zdarzeniu chirurdzy z Gliwic otrzymali 2 sierpnia 2016 r. wieczorem i w pół godziny zebrali zespół. Do wypadku doszło tego samego dnia w Lędzinach: podczas prac polowych maszyna z impetem wciągnęła część włosów, zrywając skalp, skórę na czole, w okolicach uszu, nosa, karku i szyi, uszkadzając mięśnie.
Lekarze z pogotowia i oddziału ratunkowego sosnowieckiego szpitala św. Barbary zareagowali błyskawicznie, ratując pacjentkę i skalp. Niestety, dwa ośrodki zajmujące się takimi zabiegami odmówiły jego przeprowadzenia, dlatego lekarze z Sosnowca skontaktowali się z zespołem prof. Adama Maciejewskiego, a ten niemal natychmiast podjął decyzję o operacji.
Zabieg trwał ok. 8 godzin, przeprowadzało go pięciu chirurgów z zespołu rekonstrukcyjnego, dwóch anestezjologów i cztery instrumentariuszki. Pracowały dwa zespoły: pierwszy zajmował się łączeniem licznych naczyń biorczych, drugi - preparowaniem tkanek i żył z amputowanej skóry głowy.
Był to jeden z największych w świecie zabiegów, a pacjentkę we
wrześniu wypisano ze szpitala. Pani Barbara była też na październikowej
konferencji. Jej twarz wygląda bardzo dobrze, a zapytana, czy się
sobie podoba i jak się czuje, odpowiedziała, że jest dużo lepiej. Anna i Barbara podkreślały: wciąż jest ciężko i potrzeba czasu, by oswoić się z sytuacją i wyglądem.
Chirurdzy podkreślali wyjątkowość zabiegu. Polegała ona nie na samej replantacji, a na tym, że zmieniła się granica czasowa. Na naszych oczach, w oparciu o indywidualne leczenie, dokonał się postęp w medycynie, o który w dzisiejszych czasach, przy tak dynamicznym rozwoju medycyny, niezwykle trudno.
Chirurdzy podkreślali wyjątkowość zabiegu. Polegała ona nie na samej replantacji, a na tym, że zmieniła się granica czasowa. Na naszych oczach, w oparciu o indywidualne leczenie, dokonał się postęp w medycynie, o który w dzisiejszych czasach, przy tak dynamicznym rozwoju medycyny, niezwykle trudno.
(ml)
Komentarze (0) Skomentuj