11-letnia dziewczynka jako dowódca wojska? Okazuje się, że to możliwe. Żołnierzami z 6. batalionu powietrznodesantowego w Gliwicach dowodziła Martynka z Pszczyny.
W zwyczajny dzień wygląda to inaczej. Przed żołnierzami na placu defiladowym staje ich dowódca Robert Kruz, woła: „czołem, żołnierze”, oni odkrzykują: „czołem, panie pułkowniku”.
Poniedziałek, 16 maja, dniem zwyczajnym jednak nie był. To był dzień spełniania marzeń. Dlatego przed żołnierzami stanęła, przy boku pułkownika, 11-letnia Martynka z Pszczyny, podopieczna Fundacji Mam Marzenie.
Krzysztof, tata Martynki, opowiada, że córka mniej więcej od ósmego roku życia interesuje się wojskiem, survivalem oraz majsterkowaniem. Na dowód pokazuje zdjęcie w telefonie komórkowym: biurko w pokoju dziewczynki, na nim, prócz kredek i innych typowych dla dzieci przedmiotów, jakieś śrubki i łuski po nabojach. Tata wspomina, że kiedyś, po wycieczce do Wilczych Dołów, Martyna przyniosła ze szkoły piątkę za obrazek. Jej koleżanki rysowały to, co przeważnie rysują dziewczynki: kwiatki, muszelki. Martyna narysowała jakieś bloki. Zapytana, co to jest, odpowiedziała: wyburzone bunkry Hitlera.
Okazuje się, że 11-latkę fascynuje wojsko. Bardzo chciała więc zwiedzić wojskową bazę oraz, choć na jeden dzień, zostać dowódcą. To pragnienie postanowiły spełnić wolontariuszki Fundacji Mam Marzenie, które pomagają realizować najskrytsze marzenia chorujących dzieci. Napisały do dowództwa 6. batalionu powietrznodesantowego w Gliwicach, gdzie ich prośbę przyjęto bez zbędnych pytań.
Gliwiccy spadochroniarze świetnie się do wizyty dziewczynki przygotowali. Martynka swoje „rządy” zaczęła od apelu na głównym placu jednostki, potem zaprezentowano jej wykorzystywany przez batalion sprzęt (do którego, rzecz jasna, mogła się przymierzyć), zobaczyła, jak mieszka kompania szkolna – zrobiła jej nawet apel na korytarzu, a potem musztrę na placu. Wreszcie wsiadła do wojskowego jeepa, którym przewieziono ją do ośrodka sprawności fizycznej, na strzelnicę i ośrodka szkolenia naziemnego. Dzień w wojsku zakończył się dla niej prawdziwym żołnierskim obiadem.
Martyna przyjechała do bazy w Gliwicach z wolontariuszkami z fundacji, swoimi rodzicami oraz 14-letnią siostrą Agatą.
Komentarze (0) Skomentuj