Nie skończyli jeszcze trzydziestu lat. Michał Marks z Łączy jest ratownikiem górniczym, jego brat Rafał ma firmę budowlaną, Kamil Zielonka jest traktorzystą, a Martyna Pastrenok kosmetyczką. Wszystkich połączyła pasja występowania na scenie. Wspólnie tworzą grupę kabaretowo-muzyczną Kafliki.
Kabaret założyli bracia Marks. - Nazwa Kafliki ma długą historię – śmieje się Michał. - Rafał miał w dzieciństwie problem z wypowiedzeniem słowa Alfrid (śląski odpowiednik imienia Alfred – red.) i mówił Kaflik. I tak zostało. Jak chodziliśmy razem po naszej rodzinnej Łączy, to ludzie do nas wołali: o, idą małe Kafliki. No i po latach wykorzystaliśmy to.
Obaj bracia na scenie łączą pasje muzyczną i aktorską. Pierwszą wyssali z mlekiem matki, drugą oszlifowali nauczyciele w rudzinieckim gimnazjum. Występowali wtedy w różnych przeglądach gwary śląskiej. - Kiedyś na wsi nikt nie chodził do szkół muzycznych – mówi Michał. -Moja mama grała na klawiszach, babcia 50 lat była organistką. Siostra babci też. Dorastając w takim otoczeniu było naturalnym, że i my będziemy kiedyś grali. Zaczęła nasza starsza siostra. Uczyła się u Melchiora Jochema, starego organisty w Sławięcicach. Potem zacząłem i ja, ucząc się gry na trąbce. Chciałem grać, bo trąbka miała tylko trzy wentyle, a keybord kilkadziesiąt klawiszy (śmiech). Myślałem, że będzie łatwiej, ale po czasie okazało się, że trąbka to jeden z najtrudniejszych instrumentów. Na końcu i do pana Melchiora trafił mój brat. Potem była muzyczna podstawówka w Kędzierzynie i średnia szkoła muzyczna w Gliwicach, w klasie trąbki u pana Eugeniusza Modliszewskiego. Już wtedy występowaliśmy przy różnych okazjach. Taka ciekawostka: obaj z bratem uczestniczyliśmy w projekcie powstawania gliwickiego hejnału, którego zresztą do dziś nie ma (śmiech).
Bracia Marks równolegle uczęszczali do technikum budowlanego. Dyrekcja szkoły wiedziała o swoich utalentowanych uczniach i przy różnych okazjach wykorzystywała ich muzyczne umiejętności. Zresztą Michał zawiązał tam małą orkiestrę dętą. - Powiesiłem koło sklepiku szkolnego ogłoszenie, że szukam ludzi, którzy potrafią na czymkolwiek grać. Nie sądziłem, że będzie taki oddźwięk. Tuba, tenor, trzy trąbki, klarnet, saksofon i flet. Nie wierzyłem, że chodzą ze mną do szkoły osoby, które grają w różnych orkiestrach w naszym powiecie! No się zaczęło. Brałem nuty, oryginalne partytury i rozpisywałem instrumenty, żeby wszystko fajnie brzmiało. Graliśmy przez całą szkołę średnią na różnych imprezach, festynach.
Michał i Rafał grywali również u siebie w Łączy. - Ale na początku nie były to jakieś profesjonalne występy – zaznacza Rafał. Ot, taka kapela dęta: ja, brat, Mateusz Troll i Kamil Nierychło. - Wszyscy z jednej wsi. Był rok 2003. Graliśmy coraz częściej i chyba coraz lepiej, bo co rusz nas gdzieś zapraszano. To był tak naprawdę początek Kaflików. W 2010 roku postanowiliśmy pójść krok dalej i sparodiować po śląsku utwór „Ona tańczy dla mnie”. Zaczął się kabaret. Tworzyliśmy przerysowane scenki rodzajowe, z życia wzięte. Na początku korzystaliśmy np. ze skeczów Ani Mru Mru, przerabiając je na śląski. Z czasem zaczęliśmy tworzyć swoje, autorskie programy. Niestety, po kilku latach nasze drogi się rozeszły, ale grupa kabaretowo-muzyczna została. Dzisiaj gramy w nieco zmienionej formule i składzie.
- Łączymy granie ze śląskim humorem – wyjaśnia Michał. - Opowiadamy wice, czasem wrzucimy jakiś skecz z wykreowaną postacią, ciotką Eriką, starą omę, którą ja gram. Ludzi to śmieszy, a nas cieszy, że się podoba.
Michał przekonuje, że inspirację do tworzenia nowych scenek daje mu życie i obcowanie ze starymi ludźmi w Łączy. -To kopalnia tematów – podkreśla z uśmiechem.
Kabaret Kafliki tworzą własną muzykę, a ich utwory notowane są na śląskiej liście przebojów.
Obaj bracia na scenie łączą pasje muzyczną i aktorską. Pierwszą wyssali z mlekiem matki, drugą oszlifowali nauczyciele w rudzinieckim gimnazjum. Występowali wtedy w różnych przeglądach gwary śląskiej. - Kiedyś na wsi nikt nie chodził do szkół muzycznych – mówi Michał. -Moja mama grała na klawiszach, babcia 50 lat była organistką. Siostra babci też. Dorastając w takim otoczeniu było naturalnym, że i my będziemy kiedyś grali. Zaczęła nasza starsza siostra. Uczyła się u Melchiora Jochema, starego organisty w Sławięcicach. Potem zacząłem i ja, ucząc się gry na trąbce. Chciałem grać, bo trąbka miała tylko trzy wentyle, a keybord kilkadziesiąt klawiszy (śmiech). Myślałem, że będzie łatwiej, ale po czasie okazało się, że trąbka to jeden z najtrudniejszych instrumentów. Na końcu i do pana Melchiora trafił mój brat. Potem była muzyczna podstawówka w Kędzierzynie i średnia szkoła muzyczna w Gliwicach, w klasie trąbki u pana Eugeniusza Modliszewskiego. Już wtedy występowaliśmy przy różnych okazjach. Taka ciekawostka: obaj z bratem uczestniczyliśmy w projekcie powstawania gliwickiego hejnału, którego zresztą do dziś nie ma (śmiech).
Bracia Marks równolegle uczęszczali do technikum budowlanego. Dyrekcja szkoły wiedziała o swoich utalentowanych uczniach i przy różnych okazjach wykorzystywała ich muzyczne umiejętności. Zresztą Michał zawiązał tam małą orkiestrę dętą. - Powiesiłem koło sklepiku szkolnego ogłoszenie, że szukam ludzi, którzy potrafią na czymkolwiek grać. Nie sądziłem, że będzie taki oddźwięk. Tuba, tenor, trzy trąbki, klarnet, saksofon i flet. Nie wierzyłem, że chodzą ze mną do szkoły osoby, które grają w różnych orkiestrach w naszym powiecie! No się zaczęło. Brałem nuty, oryginalne partytury i rozpisywałem instrumenty, żeby wszystko fajnie brzmiało. Graliśmy przez całą szkołę średnią na różnych imprezach, festynach.
Michał i Rafał grywali również u siebie w Łączy. - Ale na początku nie były to jakieś profesjonalne występy – zaznacza Rafał. Ot, taka kapela dęta: ja, brat, Mateusz Troll i Kamil Nierychło. - Wszyscy z jednej wsi. Był rok 2003. Graliśmy coraz częściej i chyba coraz lepiej, bo co rusz nas gdzieś zapraszano. To był tak naprawdę początek Kaflików. W 2010 roku postanowiliśmy pójść krok dalej i sparodiować po śląsku utwór „Ona tańczy dla mnie”. Zaczął się kabaret. Tworzyliśmy przerysowane scenki rodzajowe, z życia wzięte. Na początku korzystaliśmy np. ze skeczów Ani Mru Mru, przerabiając je na śląski. Z czasem zaczęliśmy tworzyć swoje, autorskie programy. Niestety, po kilku latach nasze drogi się rozeszły, ale grupa kabaretowo-muzyczna została. Dzisiaj gramy w nieco zmienionej formule i składzie.
- Łączymy granie ze śląskim humorem – wyjaśnia Michał. - Opowiadamy wice, czasem wrzucimy jakiś skecz z wykreowaną postacią, ciotką Eriką, starą omę, którą ja gram. Ludzi to śmieszy, a nas cieszy, że się podoba.
Michał przekonuje, że inspirację do tworzenia nowych scenek daje mu życie i obcowanie ze starymi ludźmi w Łączy. -To kopalnia tematów – podkreśla z uśmiechem.
Kabaret Kafliki tworzą własną muzykę, a ich utwory notowane są na śląskiej liście przebojów.
(san)
Komentarze (0) Skomentuj