Empatyczna, co z pewnością pomagało jej w życiu zawodowym, ale też prywatnym. - Mam dużo życzliwości dla innych i potrzebę pomagania - mówi o sobie. - Jestem też „długodystansowa”, czyli jeśli decyduję się coś robić, to robię to przez długi czas.
Urodziła się w Gliwicach i tutaj dorastała, najpierw przy ówczesnej ul. Nowotki (dzisiaj Daszyńskiego), a w czasach licealnych na os. Zubrzyckiego. – Byłam jedynaczką z wszystkimi tego konsekwencjami. Pierwsze lata to tzw. matczyny klosz. Zaczęłam się socjalizować dopiero w podstawówce – śmieje się. - W SP nr 9 przy ul. Sobieskiego poznałam koleżanki i garściami konsumowałam te nowe znajomości. Grałyśmy w klasy, gumę, grzyba… Do dziś pielęgnuję dziecięce relacje i spotykam się z koleżankami!
Ważną częścią jej młodzieńczych lat było harcerstwo, któremu wierna pozostawała aż do czasów licealnych. – Zbiórki, biwaki w Łączy pod Gliwicami pochłaniały mnie bez reszty - opowiada. - Harcerstwo nauczyło mnie dyscypliny, samodzielności, ale też wielu przydatnych umiejętności. Ono też po części zadecydowało o wyborze mojej drogi zawodowej. Tam poznałam bowiem i zaprzyjaźniłam się z dziewczynami z nieistniejącego dziś Domu Dziecka nr 3 przy ul. Św. Barbary. Często je odwiedzałam i podobała mi się praca ich opiekunów.
Mile wspomina LO nr 5, w którym uczyła się m.in. z dzisiejszym dyrektorem tej szkoły Florianem Bromem. – To były piękne czasy - wspomina. – Mieliśmy paczkę niezwykle ambitnych ludzi, którzy wiedzieli co chcą w życiu robić. Uczyliśmy się, ale był też czas na prywatki, wspólne wyjazdy weekendowe i wakacyjne. Po maturze postanowiłam studiować pedagogikę na Uniwersytecie Śląskim. Dlaczego? Bo chciałam przecież pracować w domu dziecka!
Swoje młodzieńcze marzenia zrealizowała i po ukończeniu studiów zaczęła pracę w Domu Dziecka nr 2 przy ul. Zygmunta Starego. Niedługo później pojawił się jednak etat kuratora rodzinnego w gliwickim sądzie. Nie namyślając się wiele zgłosiła swój akces. Pewnie wtedy nie przypuszczała, że będzie tam ponad 4 dekady, aż do przejścia kilka dni temu na emeryturę!
- Ta praca, choć niełatwa, dawała mi mnóstwo satysfakcji - przekonuje. - Zajmowałam się rodzinami, które borykały się z całym wachlarzem ogromnych problemów: bezrobociem, chorobą alkoholową, narkotykami, przemocą. Byłam szczęśliwa, gdy moja aktywność kończyła się złożeniem wniosku o wycofanie opieki kuratorskiej nad taką rodziną, bo jej sytuacja poprawiła się na tyle, że nie potrzebowała już kurateli. Najlepszą nagrodę otrzymywałem jednak wtedy, kiedy po latach spotykałam tych ludzi na ulicy i mówili mi „dziękuję”.
Od 1981 r. pracowała równolegle w Ośrodku Kuratorskim przy ul. Na Piasku w Gliwicach i zajmowała się tzw. trudną młodzieżą. – Wiele życiorysów „wyprostowała” i z tego jestem najbardziej dumna – puentuje.
Najlepiej odpoczywa w domowych pieleszach, w swoim małym domku pod Gliwicami. - Mam tam psy, koty, ogródek, poświęcam się też rękodziełu – wylicza. Ale lubię też wyjścia do teatru, na koncerty.
Poznajcie ulubione miejsca Joanny Piękoś, znanej w Gliwicach kuratorki rodzinnej.
(s)
Komentarze (2) Skomentuj
Bardzo cenię pracę i współpracę z panią Joanna, jest pomocna w wielu sprawach, zawsze życzliwa , pogodna, spokojna ,wyważona ,prywatnie przyjazna ,uśmiechnięta ,taki kolorowy ptak
Znam P.Joanne z czasów dzieciństwa i mogę powiedzieć, że już od młodych lat była bardzo opiekuńcza.Wykazywała się dużą życzliwością, więcej takich ludzi to świat byłby piękny.Życzę Pani Joannie dużo Zdrowia