Co
najbardziej lubią robić mali chłopcy? Haratać w gałę. O czym
marzą w związku z urodzinami? Żeby piłka pojawiła się nawet na
stole. Kinga Franczyk potrafi spełnić to marzenie. I wiele innych,
dla najmłodszych i starszych, jeżeli tylko dotyczą pysznych, a
innych niż wszystkie, tortów.
Używając
wyobraźni i wyłącznie tego, co każda gospodyni ma w kuchni, pani
Kinga potrafi wyczarować słodkie cudeńka. Choć „kuchnia” nie
jest właściwym słowem. Bardziej na miejscu byłoby słowo
„pracownia”. W nowo otwartym lokaliku przy Dolnej Wsi powstają
dzieła sztuki cukierniczej. I nie chodzi tylko o „pomnikową”
formę tych tortów.
Ciasta
Kingi Franczyk liczą po kilka pięter albo przybierają kształt
przestrzennej bryły. Na przykład kuli, która za sprawą ozdób
zamieni się w piłkę. Albo kulę ziemską. Wyobraźnia
podpowiedziała jednemu z klientów, żeby do tej kuli dodać
samolot. Plus kota. Właścicielka pracowni potrafi nadać ciastu
niemal każdy kształt. Mogą to być szpilki od Louis Vuittona,
damska torebka, kapelusz dla pań, szalik piasta Gliwice, czy
koszulka prezesa – dla pana. Oferta cukierni jest prawdziwym rajem
dla dzieci, które znajdą tutaj ulubione postaci z bajkowo-filmowego
uniwersum, od bohaterów Gwiezdnych Wojen, po menażerię z
kreskówek Disney’a.
-
Katalog ciast nie jest zamknięty. To tylko propozycje. Wiele tortów
powstało z inspiracji klientów. To dla mnie komfortowa sytuacja.
Przychodzi klient, rzuca temat, a resztę pozostawia mnie. Jednym z
takich wyzwań był tort dla pasjonata wspinaczki. Powstał projekt
nazwany Góra zdobywcy – z turystą odpoczywającym w cieniu
ośnieżonego szczytu – opowiada właścicielka cukierni.
Torty
pani Kingi to nie tylko rozkosz dla oczu, ale też, przede wszystkim,
dla podniebienia. Swoje receptury opiera o najprostsze składniki,
ale śmietana, jajka czy mąka, muszą być bardzo dobrej jakości.
Masa cukrową do wyrobu ozdób i dodatków pochodzi z Włoch. Formy,
dekoracje, podkłady ściąga od najlepszych producentów przez
internet. Tę naturalność i najwyższą jakość czuć w każdym
kęsie, na przykład czekoladowego ciasta z sosem malinowym i kremem
z serka mascarpone, którym umilamy sobie czas rozmowy z panią
Kingą.
Większość
tortów powstaje na bazie biszkopta, tradycyjnego białego albo
czekoladowego. Ale trafiają się też amatorzy biszkoptów w
kolorze… zielonym. Te swoją barwę zawdzięczają japońskiej
herbacie Matche, a na wytrawny smak składa się również cytryna.
Przygotowanie
typowego tortu zajmuje przeciętnie trzy dni. W pierwszym etapie
powstaje biszkopt, który następnie zostaje przełożony warstwami
kremów i dodatków owocowych. Ostatni krok to przybranie ciasta
ozdobami oraz formowanie finalnego kształtu. Wszystkie ozdoby są
robione ręcznie. Pani Kinga nie korzysta z gotowych produktów.
Przygotowanie złożonych dekoracji – figurek, kwiatów czy np.
samolotu – to misterna robota rozłożona na wiele dni. Często
przygotowywane są z tygodniowym wyprzedzeniem – poszczególne
elementy muszą wyschnąć, zanim zostaną połączone w całość.
Ale końcowy efekt może zwalić z nóg.
Aby
składniki zachowały świeżość na cały czas produkcji, potrzeba
odpowiedniej temperatury. Większą część niewielkiej pracowni
zajmują więc lodówki i lady chłodnicze, na okrągło pracuje
klimatyzacja. Wyposażenie w części pochodzi z oszczędności
właścicielki, w części – z dotacji urzędu pracy na założenie
działalności gospodarczej.
Delektując
się tortami pani Kingi, trudno uwierzyć, że wyszły one spod ręki
samouka i debiutanta w branży gastronomicznej. Pani Kinga jest
cukiernikiem świeżej daty. Przed otwarciem pracowni pracowała jako
nauczycielka języka angielskiego. Po 16 latach w zawodzie pożegnała
się ze szkołą niemal z dnia na dzień.
-
Miałam już za sobą, całkiem udane, próby domowe. Jak dla każdej,
no może prawie, gospodyni kuchnia nie była mi obca. W pewnym
momencie znudziły mnie rutynowe przepisy na słodkości. Zaczęłam
eksperymentować, grzebać w internecie, korzystać z receptur z
blogów kulinarnych. Odbyłam kurs w jednej z bardziej znanych
pracowni tortów w Warszawie. Chwyciło. Moje ciasta robiły furorę
wśród rodziny i znajomych. Pomyślałam – czemu nie połączyć
pasji z profesją? – mówi Kinga Franczyk.
Decyzja,
choć – w związku z warunkami otrzymania pomocy z urzędu pracy –
zapadła „na gorąco”, okazała się trafiona. Klienci uznali, że
torty od pani Kingi są dobrym pomysłem na każdą okazję.
Schlebiające oczom i językowi piramidowe konstrukcje ze słodkości
wnoszą dodatkową atrakcję na przyjęcia urodzinowe, weselne, z
okazji chrztu. W okresach szczytu, który sezonowo przypadł w
okresie majowych komunii, a regularnie wypada w dni poprzedzające
weekend, pani Kinga pracuje przy tortach od rana do nocy. Pracy jest
huk, bo występuje w paru rolach naraz – piecze, sprząta,
przyjmuje i wydaje zamówienia.
Chwilę
oddechu przynosi pomoc rodziny. W obowiązki związane z firmą
włączają się ochoczo mama, mąż, a nawet dzieci naszej
bohaterki. Starsze z nich, 9-letnia Zuzia, ma już na koncie pierwsze
„dzieła”. Należy do nich tort – prezent na urodziny od mamy,
który mała artystka z pomocą przyjaciółek przyozdobiła
własnoręcznie.
-
Często nie wystarcza już chwili na coś innego. Nie tak regularnie
jak kiedyś wsiadam na rower czy znajduję czas na siatkówkę,
biegi, kino, dobrą lekturę. Ale nie narzekam. Własna firma dała
mi to, o czym marzyłam – samodzielność działania w pracy,
niezależność od decyzji innych – mówi pani Kinga.
Adam Pikul
Komentarze (0) Skomentuj