Swoje ulubione miejsca pokazuje nam wydawca portalu „Dzisiaj w Gliwicach".
- Nauczono ludzi, że cnotą jest zgadzać się z innymi - mówi. - A ja często się nie zgadzam. Nauczono ludzi, że cnotą jest płynąć z prądem. Wielokrotnie jednak płynę pod prąd. Nauczono ludzi, że cnotą jest trzymać się razem, ale nierzadko stoję sam. Wiem, że przez to mogę być postrzegany jako osoba kontrowersyjna.
Dzieciństwo i młodość spędził na Trynku. Tu mieszkał do 20. roku życia. – To był fajny czas – wraca wspomnieniami. – Człowiek niczym się nie przejmował, jeździł na rowerze, grał w kosza. Jedynym obowiązkiem była nauka i ...treningi pływackie. Mama, jak to mama, do dziś trzyma gdzieś dyplomy – uśmiecha się. – Szybko nauczyłem się też domowych obowiązków. Rodzice we wczesnych latach 90. założyli firmę, jako dzieciak chociaż tak mogłem pomóc.
Po podstawówce (SP 26) poszedł do Liceum Ogólnokształcące nr 2 przy ul. Wróblewskiego. - Fajna szkoła, która oprócz wiedzy dawała też mnóstwo narzędzi do samorozwoju - zachwala. - Już wtedy mocno interesowałem się polityką, światem mediów i angażowałem w rozmaite aktywności oferowane przez „Dwójkę”.
W liceum myślał o studiach prawniczych, dziennikarskich, ale ostatecznie spróbował połączyć humanistyczne z technicznymi i wybrał… architekturę. – Egzaminy wstępne na politechnice zweryfikowały mój pomysł i musiałem obejść się smakiem – śmieje się. – Koniec końców trafiłem na wydział energetyki, na którym byłem 7 semestrów. Potem była dziekanka, wyjazd za granicę, inne plany życiowe i zawodowe. Studia techniczne dały mi bardzo dużo - oprócz wiedzy, zmieniły też sposób patrzenia na świat i życie.
„Na zachodzie” zetknął się z Facebookiem, który podbijał już wtedy USA, ale w Polsce mało kto o nim jeszcze słyszał. Ta fascynacja możliwościami jakie dają media społecznościowe po latach stała się jego znakiem rozpoznawczym.
Po powrocie do kraju „zaczepił” się zawodowo w Gliwickiej Wyższej Szkole Przedsiębiorczości. Pracował tam w marketingu, trochę kontynuując tradycje rodzinne (rodzice przez prawie 30 lat prowadzili w naszym mieście firmę reklamowo-eventową). On też poszedł tą drogą. Równolegle dorabiał w tej branży, ale założył również wydawnictwo prasowe. Stał się właścicielem portalu internetowego „Dzisiaj w Gliwicach” i bezpłatnej gazety pod tym samym tytułem. Po rozstaniu z GWSP skupił się tylko na własnej działalności biznesowej.
- Czasy dla mediów są trudne, więc niełatwo z tego wyżyć – twierdzi. - Oczywiście „Dzisiaj w Gliwicach” to mój znak rozpoznawczy, dający mnóstwo satysfakcji, poszerzyliśmy nawet ten format o sąsiednie miasta, lecz tak naprawdę zarabiam działając w branży eventowej, organizując konferencje naukowe czy biznesowe.
Jak każdy człowiek ma swoje marzenia. Jednym z nich jest zwiedzanie świata. – Ale na to trzeba mieć dużo wolnego czasu, albo pieniędzy. A ja na razie jednego nie mam w ogóle, a drugiego jeszcze za mało – puentuje z uśmiechem.
Poznajcie ulubione miejsca w Gliwicach Marka Morawiaka, założyciela i wydawcę portalu „Dzisiaj w Gliwicach”.
(s)
Komentarze (0) Skomentuj