Jezioro Czechowickie zostawiliśmy sobie na koniec. Na plaży miałam bardzo krótki kurs z obsługi drona. - Najważniejsze to nie robić nerwowych ruchów, tylko płynnie i spokojnie manewrować dżojstikami – radzi Marcin Komar Baranowski. Faktycznie: udało się wznieść urządzenie na dość dużą wysokość i bez szwanku sprowadzić na ziemię. Instruktor był zadowolony z moich postępów.
Dzikość placu
Wszystkie wybrane miejsca spaceru są przywołaniem czasu dzieciństwa. Baranowski mieszkał wprawdzie na Pszczyńskiej, ale jego codzienne trasy z dziadkami to plac Grunwaldzki, alejka nad Kłodnicą czy uroczy zakątek z oczkiem wodnym przy Góry Chełmskiej. Plac zapamiętał z kamiennymi krawężnikami wokół alejek i urządzeniami do ćwiczeń. Dziś wygląda mniej dziko i trochę szkoda, bo stracił z aury tajemniczości. Nie można już buszować w zaroślach czy biegać po trawie, bo śledzi cię wiele oczu. Chodzimy alejkami, Baranowski próbuje sił na urządzeniach do ćwiczeń.- Ten plac jest też oczywiście tematem moich zdjęć i to w różnych porach roku - dodaje.
Lądowania w koronach
Kilka lat temu rozglądał się za zdalnie sterowanymi „zabawkami”, a że samochody były już wtedy niemodne, kupił… drona. Nigdy wcześniej nie zajmował się fotografią, ekscytowała go myśl o lataniu, dron wydawał się więc idealnym narzędziem do jej urzeczywistnienia. Marcin do wszystkiego dochodził sam i zanim opanował tę sztukę po mistrzowsku, kilka urządzeń zostawił na drzewach. Inwestował w sprzęt, a to z kolei pozwalało robić coraz lepsze zdjęcia. Szybko dostrzeżono jego fotograficzne umiejętności i zaczęły się pierwsze zlecenia.
Chciałem robić zdjęcia z powietrza i robię
Baranowski był uparty i chciał wiedzieć więcej i więcej. Kiedy sprzęt się psuł lub zdarzyła poważniejsza awaria, naprawiał wszystko sam, „kształcąc się" na forach internetowych. - Tam naprawdę można znaleźć wielu specjalistów. Było mi wstyd, że tak mało wiem, a to mobilizowało do zdobywania wiedzy i umiejętności - tłumaczy.
Na naprawy często przeznaczał całą wypłatę. Szczególnie gdy zniszczyło się śmigło lub padł system elektroniczny. Kupował coraz bardziej zaawansowane modele, poszukiwał też bardziej specjalistycznej wiedzy. Skończył kurs i ma świadectwo kwalifikacji personelu lotniczego, wykupił ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej na modele latające. Wszystko legalnie, zgodnie z literą prawa.
Migawka, przesłona, dron
Przyznaje, że w tradycyjnej fotografii obawiał się trudności technicznych. Nie wiedział, co to czas otwarcia migawki, przesłona, a zdjęcia z drona, przynajmniej na początku, można było robić w opcji automatycznej. Z czasem oczywiście rozgryzł kwestie techniczne, bo okazały się niezbędne przy kręceniu filmów z powietrza. A w posługiwaniu się dronem liczą się przede wszystkim zdolności manualne i to najważniejsza kwestia do opanowania.
Czechowice jego miłość
Jezioro Czechowickie było pierwszym fotograficznym obiektem. Zdjęcie z efektem rybiego oka wyszło w dość marnej rozdzielczości, ale cieszyła samodzielna praca. - Totalna amatorszczyzna, żeby się na FB pochwalić, bo wtedy jeszcze niewiele osób korzystało z tych urządzeń – śmieje się Baranowski. Lubił też Nowe Gliwice. To były miejsca, w których mógł wzbić się dość wysoko i wiedział, że w razie awarii nie zrobi nikomu krzywdy. - Nierozważnie wybrałem też gliwickie lotnisko. Myślałem, że to najbezpieczniejsze miejsce dla modeli latających, chodziłem tam do momentu, gdy nie upomnieli mnie spadochroniarze – opowiada.
Co widać z powietrza?
Fotografuje krajobrazy, obiekty, imprezy. Najpierw przegląda portal ze zdjęciami satelitarnymi i wybiera miejsca ciekawe architektonicznie. Fascynują go oglądane z powietrza kształty geometryczne – na przykład cmentarz Centralny, bardzo efektownie zaprojektowany, co najlepiej widać z nieba. Szuka obiektów - perełek, które z dołu wyglądają zwyczajnie, zyskują jednak, gdy zobaczyć je z góry.
Widoki z autobusu
Kierowcą autobusu został przez przypadek. Zarejestrował się w urzędzie pracy, skończył kurs prawa jazdy z uprawnieniami na samochody ciężarowe, po czym doszedł do wniosku, że przydałyby się też na autobus. A że nie miał stałej pracy, zatrudnił się w PKM-mie. Miały być tylko praktyki, a pracuje tam już ponad sześć lat. Jazdę za kółkiem uwielbia, miasto zna na wylot, nie ma więc kłopotu ze stworzeniem listy potencjalnie atrakcyjnych miejsc do fotografowania. Na tej liście jest oczywiście plac Grunwaldzki, ogródki działkowe Radość z uroczym oczkiem wodnym i aleja nad Kłodnicą.
Dziś trochę innym okiem patrzy na krajobraz i gdy zauważa samotne drzewo na polu, uznaje je za świetny obiekt do fotografowania, bo wie, że o zachodzie słońca będzie rzucało interesujący cień. Lubi jesień i zimę, wtedy krajobraz zmienia się zupełnie – jesienią wszystko jest kolorowe, zimą świetnym akcentem wybijającym się na zdjęciach z wysokości są dachy kamieniczek starego miasta, w lecie uwielbia zaś wschody i zachody słońca, szczególnie gdy na niebie jest dużo chmur.
Z lotu Komara
„Wysoki, chudy, upierdliwy, to będzie Komar", taką ksywkę nadali Baranowskiemu koledzy z podstawówki. Została z nim na zawsze, a firmę nazwał oczywiście Mosquidron.
Małgorzata Lichecka
Komentarze (0) Skomentuj