Czego on w życiu nie robił... Był strażakiem, tokarzem, urzędnikiem, kontrolerem podatkowym, a od kilku lat jest strażnikiem miejskim. Uwielbia aktywny wypoczynek – sport i górskie wędrówki. W wolnych chwilach gra na pianinie. Mówi o sobie, że bywa człowiekiem trudnym. – To pewnie dlatego, że jestem wymagający, najwięcej jednak wymagam od siebie – uśmiecha się.
Poznajcie miejsca ważne dla Janusza Bismora, komendanta gliwickiej straży miejskiej.
Urodził się 43 lata temu w Knurowie i tam spędził dzieciństwo oraz młodość. – Mieszkaliśmy w starej części miasta – wspomina. – Co ciekawe… w remizie strażackiej. Ojciec, a jeszcze wcześniej dziadek byli, jak to mówią na Śląsku, „fojermanami”. Z tego powodu moje dzieciństwo stało się bardzo ciekawe. Podglądałem oczywiście pracę strażaków, ale był też czas na uganianie się za piłką i mecze „plac na plac”. W wieku 17 lat zostałem strażakiem ochotnikiem. Pamiętam też swoją pierwszą akcję. Do dziś mam przed oczami zwęglone zwłoki ofiary tamtego pożaru.
Najpierw tokarstwo
Jak to w wielu śląskich domach, w których etos pracy był czymś niezwykle ważnym, bywało, rodzice poradzili mu, by po podstawówce wybrał szkołę zawodową. Posłuchał i trzy lata uczył się tokarstwa. Pierwszą pracę podjął w Zakładach Naprawczych Lokomotyw Elektrycznych w Gliwicach. Zaraz potem zapisał się do wieczorowego technikum i zmienił pracodawcę. Przez kilka lat związany był z Bumarem-Łabędy. Gdy skończył szkołę średnią, upomniało się o niego wojsko i rok służył w żandarmerii.
Od 2000 roku zaczął pracować w samorządzie. Najpierw gliwickim, w wydziale zarządzania kryzysowego, który w 2002 r. przekształcił się w Centrum Ratownictwa Gliwice. Do 2004 był dyspozytorem w tej jednostce. – Jestem niespokojnym duchem i lubię, kiedy coś się wokół mnie dzieje, dlatego zmieniłem robotę – tłumaczy. – Poniosła mnie fantazja i wystartowałem w naborze na stanowisko kontrolera w wydziale podatkowym gliwickiego magistratu. (śmiech) Dlaczego? Bo lubię pracę w terenie. W tamtym okresie zacząłem też uzupełniać wykształcenie, studiując zaocznie na kierunku samorząd terytorialny. Potem studiowałem jeszcze administrację publiczną i zrobiłem „podyplomówki” z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi oraz ochroną pracy.
Większa jednostka
Ciągle szukał nowych wyzwań i pod koniec 2006 r. został kierownikiem referatu rachunkowości podatkowej w urzędzie w Rybniku. – Spędziłem tam pół roku, po czym śp. prezydent Adam Fudali zaczął mnie namawiać, abym zajął się reorganizacją rybnickiej straży miejskiej – opowiada. – Mitygowałem się, ale ostatecznie uległem namowom. Początki nie były łatwe, długo musiałem się uczyć, ostatecznie udało się wszystko uporządkować i utworzyć jednostkę z prawdziwego zdarzenia. Przez pięć lat byłem jej komendantem.
W roku 2012 prezydent Gliwic ogłosił konkurs na wakujące stanowisko szefa straży miejskiej. – Większa jednostka, większe możliwości. Pomyślałem: „czemu nie” i od ośmiu lat jestem komendantem straży w Gliwicach – uśmiecha się.
Zapytany o nieprzychylne opinie na temat strażników miejskich w Polsce, odpowiada krótko: niesprawiedliwe. I dodaje: – Takie opinie wygłaszają ludzie, którzy nie mają pojęcia, czym się zajmujemy.
– Warto poznać kompetencje policji i straży miejskiej – kontynuuje. – Policja nie ma czasu na zajmowanie się sprawami stricte miejskimi. Od tego jesteśmy my. Strażnicy z kolei nie mają wielu uprawnień dotyczących kwestii bezpieczeństwa, jakie posiadają policjanci. Udaje nam się jednak świetnie uzupełniać.
Spacerował Andrzej Sługocki,
fotografował Michał Buksa
Komentarze (0) Skomentuj