„Mozaika pamięci” stała się nie tylko projektem, ale zbiorowym ruchem na rzecz dokumentowania, opowiadania mikrohistorii.
Z dr Moniką Glosowitz, literaturoznawczynią, prowadzącą warsztaty w ramach projektu „Mozaika pamięci”, przygotowanego przez Fundację Brama Cukermana i Dom Pamięci Żydów Górnośląskich, rozmawia Małgorzata Lichecka.

Od czego zaczęłabyś swoją rodzinną historię? 
Myślę o jej spisaniu od prawie dekady, jednak w tym czasie wydarzyło się wiele rzeczy weryfikujących moje chęci. Planowałam rodzinną sagę obejmującą trzy pokolenia kobiet w różnym wieku. I byłaby to książka o momentach, w których życie totalnie się rozpada, a potem konstytuuje na nowo.

Zarzuciłaś projekt sagi, czy jest bezpiecznie schowany, a kiedy będziesz gotowa, po prostu po niego sięgniesz? 
Nie zarzuciłam, wracam do niego co jakiś czas, ale jestem samej sobie wdzięczna, że nie napisałam tego wcześniej, bo jeszcze nie jestem na to gotowa gotowa. To opowieść o kryzysach, o wielu nawarstwiających się dramatach. Tragiczna, dramatyczna historia... więc wiesz, trudno mi się z tym zmierzyć i muszę poczuć te historie, by je opowiedzieć. Szukam też formy, w której sama mogłabym się zakryć, żeby była to nie tylko konfesyjna opowieść.

Jako mentorka prowadząca warsztaty w projekcie „Mozaika pamięci” wysłuchałaś bardzo różnych historii. Co cię w nich ujęło albo było nie tak?
Ani przez chwilę nie myślałam, że w tych historiach może być coś nie tak. Są, w większości, rekonstrukcjami rodzinnych genealogii, mierzeniem się z przeszłością, a najbardziej z pamięcią o przeszłości, z którą musimy się jakoś ułożyć. Po przeczytaniu wszystkich historii powstających w ramach „Mozaiki pamięci” czułam wzruszenie. Połączył nas zryw, potrzeba indywidualna, by pamięć o członkach rodziny, o miejscach, działaniach, wyzwaniach, trudnych momentach, ale także pięknych, w życiach tych ludzi, uchronić przed zapomnieniem, a jednocześnie tę pamięć celebrować. Być może brzmi pretensjonalnie i łzawo, ale takie uczucie mi towarzyszyło.

A czym dla ciebie jest pamięć i jaką rolę odgrywa w twoim życiu? 
Nie mam jednej definicji. To bardzo pojemne określenie wspólnego zbioru różnych opowieści, narracji, prób wyartykułowania tego, co się wydarzyło. Jako literaturoznawczynię interesuje mnie, w jaki sposób ludzie konstruują swoje historie, dobierają słowa, budują konstrukcje zdań, jak to wszystko pracuje na poziomie afektywnym, emocjonalnym. Dla mnie pamięć do niezwykle interesujący proces.

Myślę, że przy takim konstruowaniu losów rodzinnych, jak ma to miejsce w projekcie „Mozaika pamięci” emocjonalność jest na pierwszym planie i trudno ją wyłączyć. Czy uważasz, że to dobrze? Że to pomaga? A może wręcz przeciwnie, przeszkadza w obiektywnym konstruowaniu życia naszych bliskich? 
Powiem szczerze, i chyba jestem w tym twierdzeniu coraz odważniejsza, że nie wierzę w obiektywizm. Coraz częściej rozmawiamy o tym ze studentkami i studentami na zajęciach. Ostatnio na przykład o rozprawie amerykańskiej filozofki Sandry Harding wskazującej, że nie ma czegoś takiego jak neutralność nauki (która też jest pewnego rodzaju opowieścią). Po prostu opowiadamy z jakiegoś bardzo konkretnego miejsca, mając w tle bardzo konkretną historię rodzinną, pochodzenie, mamy określoną płeć, wywodzimy się z konkretnej klasy społecznej, mamy narodowość, język. Emocje, które towarzyszą opowieściom, też są komunikatem. Co ciekawe, wy, piszący, mierzycie się ze swoimi emocjami, związanymi z waszymi rodzinnymi historiami i absolutnie się tego poziomu emocjonalnego nie da (nie należy!) wyłączyć. We mnie, osoby z zewnątrz, wchodzącej w wasze historie, emocje również się uruchamiają. Nie zawsze pozytywne, radosne, dodające skrzydeł, ale zawsze niezwykle ciekawe, i zawsze zastanawiam się też, co one ze mną robią, jak ja je odczuwam.

Miałam obawy przystępując do projektu. Pierwsza to taka, że moja historia jest kompletnie zwyczajna. Druga, że sobie po prostu nie poradzę z jej ułożeniem. Bardzo mnie ciekawiło, jak osoba prowadząca warsztaty, czyli ty, będzie starała się mnie ukierunkować, i cieszę się, że się to udało, bo rzeczywiście warsztaty pozwoliły mi inaczej spojrzeć na losy mojego dziadka Andrzeja Prokopowicza. Czy myślisz, że pozostali uczestnicy też mieli obawy? 
Ostatnio prowadzę bardzo dużo warsztatów i mam wrażenie, że wszyscy ludzie mają tę samą obawę: że ich historia nie jest dla nikogo interesująca. Więc, jak widzisz, to uniwersalna kwestia.
Chyba związana z odsłonięciem się, z pozwoleniem na to, by ktoś inny wszedł w naszą historię i ją w jakiś sposób ją oceniał. Nawet nieświadomie. 
Tak, chyba o to chodzi. Podczas warsztatów „Mozaiki pamięci” wchodzimy w bardzo intymny rodzaj opowiadania. Oczywiście nikt nikogo nie zmusza do ujawniania szczegółów, niemniej wasze historie to strefa życia prywatnego. I jakoś automatycznie kulimy się przed takim rodzajem odsłonięcia i ujawnienia naszej opowieści. Jednak stawiając się na waszym miejscu oraz mierząc się ze spisywaniem historii swojej rodziny mam dokładnie te same obawy.

Przystępując do „Mozaiki pamięci” uznałam, że otwarcie będzie konieczne i jest gwarantem dobrej pracy. 
Dla mnie było to chyba największe zawodowe wyzwanie. „Mozaika pamięci” stała się konwencją, formą, która narzuciła nam owo otwarcie już na samym początku przygody pisarskiej. To ogromne wyzwanie, dla was piszących i dla nas prowadzących, obserwujących ten proces, którym, wiem to niedobre słowo, ale go użyję, trzeba zarządzać.

A ty uczestnicząc w projekcie miałaś obawy? 
Zawsze jakieś mam. Chociażby związane z tym, czy moja obecność, uwagi, komentarze, sprawią, że warsztatowiczom i warsztatowiczkom będzie się pisało łatwiej. Czy nie przekroczę granic, czy mam prawo dopytywać o pewne kwestie, czy w ogóle mam prawo zadawać pytania, bo historie osobiste to niezwykle wrażliwa materia. Do warsztatów podchodzę zawsze bardzo indywidualnie. W czasie ich trwania trzeba bowiem wejść głębiej w historie i oswoić się z uczestnikami i uczestniczkami tak, żebyśmy – i oni i ja – poczuli się bezpiecznie, powierzając mi, jako pierwszej czytelniczce, swoje opowieści. Dopiero później zapadają decyzje, czy piszący chcą upublicznić swoje historie.

Jaką metodę pracy przyjęłaś? Co chciałaś z nas „wyciągnąć”, od nas usłyszeć? 
Zaczynaliśmy od zdjęć, od przedmiotów bardzo istotnych w waszych opowieściach, więc może to jest taki mój schemat.
Chyba najtrudniejszym momentem dla wszystkich był ten, w którym odczytywaliśmy nasze zapiski. Na głos. Ważny dlatego, że wskazywał na ile i czy w ogóle jesteśmy gotowi dzielić się naszą osobistą historią.

To bardzo ciekawe, że o tym mówisz, bo faktycznie często stosuję podczas warsztatów metodę głośnego czytania. Wiem, że to bywa trudne, ale trzeba się z tym zmierzyć, bo to działa. Czy możemy opowiedzieć o czym są historie z „Mozaiki pamięci”? Jakie są ich najważniejsze znaczniki? 
Naszą warsztatową grupę stanowiły dwie podgrupy, bo trochę inne są teksty Izabelli Kuhnel o Lidii Pilarskiej i Piotrze Mankiewiczu. Inne przez to, że powstały z większym dystansem. Iza nie przygląda się w nich sama sobie. Pozostałe są rodzinnymi opowieściami. Prawnuki i prawnuczki, wnuki i wnuczki opowiadają o swoich prababciach i pradziadkach, babciach i dziadkach. Zapełnia się więc wyrwa jednego pokolenia, a my w jakiś sposób przeglądamy się w pokoleniu swoich dziadków, bo wtedy łatwiej nam zrozumieć siebie samych. Ich losy są dla nas lustrem, przyglądamy się im i widać, jak działa to na poziomie tożsamościowym: w opowieściach szukamy siebie. I w tekstach, które znalazły się w publikacji projektowej „Mozaiki pamięci” coś takiego się dzieje. To nie tylko zreferowanie szczątków historii Andrzeja Prokopowicza, Józefa Męcika, Pelagii Lenartowicz czy Franciszki Morgałowej. W tych tekstach widać, jak zabiegacie o to, by nie dochodziło do destrukcji światów najbliższych. Przedmioty, o których rozmawialiśmy podczas warsztatów stają się w waszych esejach metaforami. Jak pas pradziadka Pawła Gradka, który jest czymś więcej niż tylko pasem. Czy skrzynia z historii Agnieszki Dziduszkiewicz, albo zdjęcia dziadka w twoim przypadku, czy opis przedmiotów zbieranych przez Piotra Mankiewicza, bohatera opowieści Izy. Mamy do czynienia z mikroświatami i to bardzo fajnie działa na wyobraźnię.

Czym był dla ciebie udział w projekcie? 
Wzruszeniem. Ono towarzyszyło mi, kiedy słuchałam waszych opowieści, a potem kiedy czytałam teksty. „Mozaika pamięci” stała się nie tylko projektem, ale pewnego rodzaju zbiorowym ruchem na rzecz dokumentowania, opowiadania mikrohistorii. To nic innego jak zryw na rzecz właśnie upamiętniania, archiwizowania, dokumentowania. Praca w ramach warsztatów pokazała mi, że można to zrobić w niezwykle poruszający sposób. Te prace są bardzo dobre od strony językowej, literackiej, narracyjnej, i dają szansę na zachowanie pamięci o waszych przodkach i przodkiniach, ale przecież dzięki projektowi już zostały w jakiś sposób upamiętnione.

Mam nadzieję, że „Mozaika pamięci” stała się dla tych ludzi szansą by znaleźć właściwe miejsce w pamięci. Nie tylko naszej. 
Na pewno, ale to też ruch przeciw rozpłynięciu się mikrohistorii w wielkich narracjach, gdzie nie ma miejsca na pojedynczego człowieka. Na przykład na poczucie humoru, jak w przypadku Twojego dziadka. Po prostu wzięliśmy tych ludźmi, takimi, jakimi oni byli, i nawet nie tyle oddaliśmy im głos, ile opowiedzieliśmy ich historię swoim głosem w ich imieniu.

 

Monika Glosowitz
literaturoznawczyni, animatorka kultury, działaczka społeczna. Pracuje w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Doktorat co-tutelle w dziedzinie nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa i gender studies obroniła w Uniwersytecie Śląskim i Uniwersytecie w Oviedo.
Jest stypendystką Komisji Europejskiej w ramach programu European Master in Women’s and Gender Studies w Uniwersytecie w Utrechcie i Uniwersytecie w Grenadzie oraz Uniwersytetu w Oviedo w ramach programu doktoranckiego Género y Diversidad.
Publikowała m.in. na łamach „Central Europe”, „Czasu Kultury”, „Praktyki Teoretycznej”, „Autobiografii”, „The Polish Journal of Aesthetics”. Tłumaczyła teksty Michela Foucaulta, Rosi Braidotti, Sary Ahmed i Luce Irigaray. W 2019 roku opublikowała Maszynerie afektywne. Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet (IBL PAN 2019), za które w 2020 roku otrzymała Poznańską Nagrodę Literacką – Stypendium im. Stanisława Barańczaka.
Do 2024 roku była jurorką Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. W latach 2018–2020 była przewodniczącą Rybnickiej Rady Kobiet. Obecnie kieruje projektem badawczym „Pamiętniki kobiet z rodzin górniczych”, w 2024 roku ukazała się pod jej redakcją książka „Opowieści kobiet z rodzin górniczych” nakładem Wydawnictwa Biblioteki Śląskiej.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj