Dwie gliwiczanki zostały okradzione metodą, jaką w swojej najnowszej powieści kryminalnej opisała Katarzyna Bonda. Kryminaliści czytają książki czy to życie pisze scenariusze autorom?
Do Zbigniewa Naumowicza, starszego wiekiem mieszkańca, byłego działacza opozycyjnego w PRL, zadzwonił komisarz Piotr Próchno z piątego komisariatu. Uprzedził, że rozmowę nagrywa (takie procedury). Poinformował, że zagrożone są pieniądze w banku, w którym i pan Zbigniew ma swoje oszczędności (dokładnie 24 654 zł na dwóch lokatach terminowych rocznych, plus konto dolarowe w wysokości ponad 5 tys. dolarów). Panu Zbigniewowi zrobiło się słabo, rozłączył się, po czym wybrał numer, z którego dzwonił policjant. Odezwał się piąty komisariat, ten sam funkcjonariusz. Dokładnie wyjaśnił teraz, że prowadzi dochodzenie dotyczące przestępczości zorganizowanej – chodziło o defraudację pieniędzy. Ale komisarz miał dla pana Zbigniewa i dobrą informację: policja działa, sprawcy wkrótce zostaną zatrzymani, a niektórzy już są w areszcie. Zaś Naumowicz ma szansę uratować pieniądze. Wystarczy, że będzie współpracował z policją.
Komisarz Próchno dał mężczyźnie konkretne wskazówki: ma jechać do banku, wypłacić wszystkie oszczędności, a potem, w ramach działań operacyjnych, przekazać je śledczemu, który będzie czekał pod bankiem. Pieniądze mogą być w torbie podróżnej, reklamówce, obojętnie, byle nie rzucały się w oczy – dla bezpieczeństwa pana Zbigniewa. Z powodów bezpieczeństwa Naumowicz nie powinien też, do czasu zakończenia tajnej akcji, informować o niczym swoich bliskich.
Pan Zbigniew się zgodził, wykonał wszystko według instrukcji śledczego. Potem okazało się, że była to tylko mistyfikacja i wyśmienita gra przestępców. Na piątym komisariacie nie pracował komisarz o nazwisku Próchno, który prowadzi tajną akcję, zaś bank pana Zbigniewa nie miał żadnych kłopotów.
Oszuści działający metodą „na policjanta” wszystko świetnie przygotowali – zadbali nawet, by podczas rozmowy telefonicznej „funkcjonariusza” z mężczyzną w tle słychać było odgłosy życia na komisariacie...
Powyższa historia miała miejsce w Łodzi. To literacka fikcja. Nie istnieje nie tylko komisarz Próchno, ale i sam poszkodowany Zbigniew Naumowicz. Takie zdarzenie wymyśliła i opisała w „Lampionach” Bonda. Co ciekawe, identyczna historia wydarzyła się jednak w rzeczywistości, i to w Gliwicach, 16 listopada. Oszukane zostały dwie mieszkanki Sośnicy, 80-letnia matka oraz jej 59-letnia córka. A przestępcy zadziałali metodą żywcem wyjętą z książki Bondy.
Nieznany dotąd mężczyzna zadzwonił pod stacjonarny numer starszej pani. Powiedział, że jest funkcjonariuszem Centralnego Biura Śledczego Policji, podał nawet numer identyfikacyjny. Poinformował, że zagrożone są oszczędności 80-latki, jakie ta posiada na swoim koncie w banku – wszystkie lokaty mieli zajmować przestępcy. Starsza pani, nie rozumiejąc dokładnie, o co chodzi, przekazała słuchawkę córce. „Oficer” poinformował 59-latkę, że jej matka powinna jak najszybciej wypłacić pieniądze i, w ramach działań operacyjnych, przekazać podstawionemu policjantowi. Zastrzegł też, że akcja jest ściśle tajna i poprosił, by do jej zakończenia nie informować o niczym rodziny czy znajomych. Kobiety nie mogły też mówić nic kasjerce w banku.
Przerażone gliwiczanki dały się wciągnąć w pułapkę, wykonywały bezrefleksyjnie wszystkie instrukcje „tajnego policjanta”. Najpierw podały mu numer telefonu komórkowego. „Oficer” zadzwonił i cały czas, nie rozłączając połączenia, zdalnie instruował panie, co mają robić. Matka i córka wsiadły w taksówkę i jeżdżąc od banku do banku, podejmowały kolejne depozyty. Po pieniądze zgłaszał się dwukrotnie „policjant”, którego opisały jako młodego śniadego mężczyznę. Jak się później okazało, przestępcy śledzili swoje ofiary – jeździli za nimi po Gliwicach.
80-letnia gliwiczanka przekazała oszustom aż 39 tys. zł. Co ciekawe, obie gliwiczanki słyszały już wcześniej o tej metodzie działania złodziei. Jak potem tłumaczyły, oszust był bardzo wiarogodny...
Tę historię opisujemy ku przestrodze. Jak wynika bowiem z policyjnych statystyk, w Gliwicach i powiecie oszustom nadal udaje się nabierać ludzi starszych na stare już i ograne metody.
Raz jeszcze przypominamy: policja, nawet ta najbardziej tajna, nigdy nie każe przekazywać sobie pieniędzy. Tak działają jedynie oszuści!
Mimo prowadzonych akcji profilaktycznych cały czas znajdują się naiwni. W rozwieszaniu plakatów informujących o metodach działań oszustów pomagają policji harcerze, księża informują o zagrożeniu w czasie nabożeństw. O sprawie piszą gazety. Wszyscy słyszymy, że POLICJA ABSOLUTNIE NIE PROSI OBYWATELI O PIENIĄDZE!
Najwyraźniej część młodych ludzi lekceważy zagrożenie i NIE POUCZA swoich seniorów.
Policja prosi MŁODYCH, szczególnie tych, których rodzice, dziadkowie, wujowie, sąsiedzi posiadają telefony stacjonarne, aby bezzwłocznie UCZULILI ich na tego typu zagrożenie.
Najwyraźniej część młodych ludzi lekceważy zagrożenie i NIE POUCZA swoich seniorów.
Policja prosi MŁODYCH, szczególnie tych, których rodzice, dziadkowie, wujowie, sąsiedzi posiadają telefony stacjonarne, aby bezzwłocznie UCZULILI ich na tego typu zagrożenie.
Przestępcy wybierają numery stacjonarne z książek telefonicznych - zawsze celują w imiona sugerujące, że abonent może być osobą starszą.
(sława)
Komentarze (0) Skomentuj